Nie trzeba tworzyć z "dostępu do internetu" odrębnego prawa człowieka

Tydzień temu, 9 czerwca 2015, w Sali Kolumnowej Sejmu RP, odbyła się konferencja pn. "Internet jako globalne dobro wspólne?". Konferencję zorganizowała sejmowa Komisja Administracji i Cyfryzacji. W jej takcie odbył się m.in. panel zatytułowany "Dostęp do Internetu jako prawo człowieka?". W trakcie wystąpienia w tym panelu apelowałem, by nie traktować "dostępu do internetu" jako odrębnego prawa człowieka oraz by nie wpisywać internetu do Konstytucji RP w przypadku jej nowelizacji.

Program konferencji opublikowano na stronach Sejmu. Konferencja miała na celu zebranie głosów w dyskusji na temat praw podstawowych w przestrzeni cybernetycznej, gospodarczych aspektów funkcjonowania Internetu i cyberbezpieczeństwa Polski. Wnioski konferencyjne mają posłużyć do sformułowania stanowiska Polski, które zostanie przedstawione na forum globalnym ONZ w grudniu bieżącego roku.

Konferencja była transmitowana w Sieci. Zainteresowani mogą zapoznać się z nagraniem jej przebiegu. Ja zaś pozwoliłem sobie wyciąć z tego nagrania (wideogramu) fragment ze swoim wystąpieniem, a następnie, w ramach ponownego wykorzystania informacji z sektora publicznego, wykorzystać ten fragment publikując w innym serwisie. Pytanie brzmi, czy naruszyłem w ten sposób jakieś prawa?

Dostęp do Internetu jako prawo człowieka? - nagranie wystąpienia Piotra Waglowskiego w czasie panelu pt. "Dostęp do Internetu jako prawo człowieka?"

Wychodzę z założenia, że internet jest tylko narzędziem, dzięki któremu można realizować prawa i wolności człowieka, jak dostęp do informacji, możliwość formułowania opinii. Nie jest zatem niezbędne, by tworzyć odrębne prawo człowieka, które nazwane byłoby "prawo dostępu do internetu". Natomiast istotniejsze jest, by pełniej realizowano zakazy dyskryminacji w życiu społecznym, politycznym czy gospodarczym, a właściwie to z jakiejkolwiek przyczyny.

W Polsce kłopotem jest zrealizowanie prawa dostępu do informacji publicznej. Istnieje opór (ma różne przyczyny, bo to nie zawsze niechęć przed otwarciem się na obywateli, ale też np. problemy logistyczne dotyczące stworzenia infrastruktury i procedur) przed upowszechnianiem bezwnioskowego dostępu do informacji. Za kolejne pieniądze unijne powstają wciąż nowe serwisy internetowe, ale tworzenie ich w zgodzie z zasadami dostępności (w tym dostępności dla osób niepełnosprawnych) często nie jest priorytetem. Chociaż Polska ratyfikowała Konwencję ONZ w sprawie praw osób niepełnosprawnych, a w jej art. 9 mowa jest o dostępności infrastruktury służącej do przekazywania informacji - osoby wykluczone brakiem spełnienia tych norm nie mają praktycznie drogi domagania się ich spełnienia.

Internet się zmienia. Dzisiejszy internet nie jest tym internetem, który poznałem w 1994 roku, gdy rozpoczynałem swoją sieciową przygodę. Nie wiem, jaki będzie internet za 10-20 lat. Jeśli zatem stawiane jest pytanie o to, czy "dostęp do internetu powinien być uznany za samoistne prawo człowieka?" odpowiadam, że nie powinien być za takie prawo uznawany. Stoję na stanowisku, że należy pełniej realizować prawa człowieka wynikające z istniejących przepisów prawa międzynarodowego. Na przykład te, które wynikają z art. 8, 9 i 10 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. A są to przecież prawo do poszanowania życia prywatnego, prawo uzewnętrzniania swoich przekonań, wolność wyrażania opinii. Internet jest tylko narzędziem społecznej komunikacji. Ten internet, który znamy dziś i ten internet, który powstanie w przyszłości. Postulaty powinny zatem dotyczyć sposobu, w jaki międzynarodowa społeczność będzie wpływała na kształt przyszłego internetu. Aby realizować istniejące prawa człowieka należy raczej myśleć w kategoriach "uniwersalnego projektowania", "privacy by design" i "privacy by default", analizować problemy wynikające z koncepcji "zarządzania siecią" (co jest alternatywą do postulatu neutralności sieci). Wedle mojej oceny pomysły takie, jak tworzenie Rejestru Strun i Usług Niedozwolonych będą pozostawały w sprzeczności z istniejącymi już doktrynalnie prawami człowieka - z wolnością wyrażania opinii. Aktywność administracji publicznej w serwisach prowadzonych przez spółki takie jak Twitter Inc. czy Facebook Inc., stanowi, w moim odczuciu, naruszenie prawa do informacji publicznej, a także wpycha obywateli w pułapkę nadmiernego ujawniania dotyczących ich danych podmiotom zewnętrznym w celu zapoznania się z informacjami publicznymi.

A jednym z największych, moim zdaniem, wyzwań ochrony praw człowieka jest dziś ochrona tzw. domeny publicznej. W kontekście zagrożeń dla praw człowieka należy rozpatrywać stopniowe wydłużania czasu trwania praw autorskich i praw pokrewnych, długo po śmierci twórców. W ten sposób zawłaszcza się stopniowo informacje. Informacje, które są spoiwem społecznym.

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

Obserwuje od dawna, ze wraz

Obserwuje od dawna, ze wraz ze wzrostem uchwalanych tzw. "Praw Człowieka" notuje zmniejszenia się moich osobistych praw.
Robi Pan wspaniałą prace tak jak dawni najlepsi polscy myśliciele, których naśladowała Europa. Zycze Panu wytrwałości w pracy u podstaw.

Prawo czy idee fix człowieka?

Po obejrzeniu załączonego fragmentu konferencji mam dwie refleksje.
1. Czy przypadkiem "digital econonomy", jako ekonomia pochodna, nie stanie się wydmuszką podobną do pochodnych instrumentów finansowych znanych z 2008 roku? Pokusa osiągania zysków niewspółmiernych do włożonej pracy jest tak wielka, że dorabia się do tego ideologię i podstawy ekonomiczne. Czy ktoś z czytelników znających temat jest w stanie przekonać mnie, że "nakarmienie milionów" jakąś treścią cyfrową ma w ogóle znaczenie ekonomiczne?

Według mnie samo użycie słowa "nakarmienie" jest błędem logicznym, gdyż nie ma nic takiego jak głód treści cyfrowych. Fixowanie ludzi tak, aby brak dostępu do treści cyfrowych odczuwali na granicy bólu fizycznego, to raczej skutek uboczny nieodpowiedzialnej inżynierii społecznej wdrażanej na masową skalę w najbardziej zinternetyzowanych obszarach naszego globu.
Postawy chorobliwego podejścia do treści cyfrowych należy leczyć, a nie tworzyć nowe mechanizmy do ich uzasadniania i wykorzystywania.

2. Prawo dostępu do internetu jako nowe prawo człowieka.
Jeżeli taki postulat zgłaszają urzędy, to rozumiem, że chodzi o sięgnięcie do naszej kieszeni po kolejne pieniądze, aby owo prawo realizować. Jeżeli zaś jest to postulat organizacji pozarządowych zajmujących się prawami człowieka, to odpowiem - nie, na poziomie prawa krajowego, nawet Konstytucji, ewentualnie - tak, na wyższym poziomie - na poziomie Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka.

Prawa człowieka mogą być naruszane w różnych państwach i zagwarantowanie w Konstytucji nawet najlepszego zestawu praw będzie bezwartościowe, jeżeli danym państwem zaczną zarządzać osoby, organizacje, partie itd., którym te prawa nie będą pasowały. Zdarzały się już "państwowe" próby zablokowania obywatelom dostępu do internetu, np. w Egipcie. Na razie, obywatele jakoś sobie poradzili, ale jaki będzie internet za lat 20?

Na dzisiaj jest to problem sztuczny, który całkiem niepotrzebnie próbuje uczynić z Internetu jakiś odrębny byt, któremu muszą przysługiwać odrębne prawa. Według mnie taka fetyszyzacja Internetu to właśnie efekt (być może uboczny) nieodpowiedzialnej inżynierii społecznej.
Dzisiejszy Internet to narzędzie łączące ze sobą encyklopedię, interaktywną szkołę czy telewizję, supermarket, podwórko i magiel. Czy suma lub nawet iloczyn tych elementów daje nową wartość?
:-)

Wszystko wskazuje na to że

hub_lan's picture

Wszystko wskazuje na to że problem dostępu do internetu jako takiego już niedługo przestanie istnieć gdyż statystycznego Polaka będzie stać na łącze klasy modemowej z pierwszych lat technologii wdzwanianej... dlaczego?

Idea jest bardzo prosta najnowsze popc będzie wspierać projekty w tej dziedzinie o budżecie 5-10 milionów (przy dofinansowaniu 85%) czy któregoś z małych lub średnich dostawców będzie stać na kapitał własny na poziomie 1-2 miliony? nie sądzę i dlatego 99% środków zgarną Orange i UPC z tego prostego powodu gdyż mają wystarczająco dobre zaplecze firm matek. Już niebawem (4-5 lat) na danej ulicy czy osiedlu będzie tylko jeden operator i dwie oferty 300 pln za 50 Mbps i 500 pln za 100Mbps. A że 100% infrastruktury będzie w technologi xPON która całkowicie blokuje równoczesne korzystanie na wolnych zasobach nikt inny kto nie zbuduje infrastruktury własnej na podobnym obszarze (a to będzie bardzo trudne technicznie i ekonomicznie) nie będzie miał szans na funkcjonowanie.

Z "pozdrowieniami" dla urzędniczych klik (tych z Warszawy i Brukseli)

Już niedługo były - pracownik średniego ISP

Nie widzę problemu.

Witam.

Nie widzę problemu. Nie każdy musi grać w gry komputerowe czy oglądać filmy 4k online. Dlatego nie ma wielkiego znaczenia reglamentacja cenowa. Bez internetu można było się wykształcić, to jak widać internet nie jest niezbędny w trybie edukacyjnym. A tryb rozrywkowy? Od zawsze był płatny. A procesy administracyjne w państwie, jak nie będą możliwe do realizacji bo ceny dostępu do internetu są zaporowe, to urzędy dalej będzie się zasypywać pismami w wersji papierowej. Z punktu widzenia ostrożności procesowej, to papier jest efektywniejszy jako potencjalne źródło dowodowe. Tylko powstaje pytanie. Skoro taka ma być droga ewolucji jak napisałeś, to po co cały ten zgiełk wobec cyfryzacji państwa? Te koszty inwestycyjne na zakup systemów i komputerów. Ktoś tego nie dostrzega? Czy nie chce?

Zgiełk na temat

hub_lan's picture

Zgiełk na temat "cyfryzacji" jest nie po to by Obywatel*1
miał za pomocą internetu cokolwiek załatwiać tylko po to żeby przeróżne firmy i ich właściciele oraz rady nadzorcze skasowały odpowiedni procent budżetu państwa (czyli naszych pieniędzy zagrabionych nam całkowicie bezzasadnie) w formie wynagrodzenia, oraz po to żeby zlecający te "cyfryzacyjne" wynalazki urzędnicy mogli skasować w formie dziękczynienia odpowiedni procent od w/w wynagrodzeń.

Na temat poszczególnych idiotyzmów w tym zakresie pisać nie będę bo musiałbym skopiować znaczącą ilość wpisów Gospodarza tej strony oraz Komentatorów.

*1 - Obywatel/ka - (prywatny zbiór definicji aut. hub_lan) Człowiek który ciągle, wręcz permanentnie musi się bez czegoś obywać

definicja

Zdaje mi się, że taką definicją "obywatela" posługiwał się Stefan Kisielewski.

jest jeszcze co najmniej

hub_lan's picture

jest jeszcze co najmniej kilka/dziesiąt osób które identyfikują się z w/w definicją :) oraz kolejne dziesiątki które identywikowły się z nią za życia

gigantyczne zadanie

Z dzisiejszej Rzeczpospolitej przykład ciekawej informatyzacji:

http://www4.rp.pl/Sluzba-zdrowia/311239867-Dwie-litery-problemem-szpitali.html

trzeba wprowadzić nowe nazwy w systemach informatycznych. To gigantyczne zadanie, bo jesteśmy silnie zinformatyzowani. ...
Jarosław Parfianowicz, rzecznik polikliniki MSW w Olsztynie

komputeryzacja szpitali

Widok z jednego ze Szpitalnych Oddziałów Ratunkowych: formularz A4 drukuje się na środku strony A3 i przycina nożyczkami...

Widzę problem

Ludzkość setki tysięcy lat obchodziła się bez ognia. Jeszcze dłużej bez telefonu i jakoś przetrwała. Podróżować można też bez kolei i roweru. Nie można jednak sensownie działać, a przede wszystkim kształcić się, bez informacji.
Dziś Internet to zasoby informacji naukowej, której, ze względu na tempo pojawiania się nowych publikacji, w inny sposób uzyskać się nie da, bo wiele publikacji może nigdy nie doczekać się wersji papierowej. Oczywiście jest też mnóstwo innej informacji, która poza Internetem nie jest publikowana. Proszę sobie wyobrazić, że uczelnie w Internecie publikują plany semestrów dla swoich studentów, a każdy (z dowolnego miejsca na świecie) może uczestniczyć w kursach akademickich organizowanych przez MIT. Oczywiście, takie kursy to kwiatki do kożucha. Można przecież pójść do biblioteki, jak za dawnych dobrych lat, przysiąść fałdów, panie dzieju, i obkuć się z przestarzałych o parę lat publikacji.
Internet po prostu powstał jako narzędzie do radzenia sobie z zalewem lawinowo powstającej informacji na najróżniejsze tematy. Dziś bez dostępu do internetu człowiek staje się inwalidą informacyjnym. Coraz częściej mówi się i pisze o informacyjnym wykluczeniu jako braku dostępu do Internetu.

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>