Beatbox w drodze do społeczeństwa informacyjnego

Jakiś czas temu jechałem nowoczesnym - jak na te czasy - autobusem komunikacji miejskiej w Warszawie. Autobus ten był wyposażony w wyświetlacze, na których podróżni mogli śledzić trasę przejazdu. Głos z puszki sygnalizował, na jakim przystanku autobus się właśnie zatrzymuje i jaki będzie kolejny przystanek. Oznaczenia zewnętrzne, tj. numer linii, również wyświetlane były przez centralny komputer. Oczywiście tak się dzieje tylko wówczas, gdy autobus nie ma awarii.

W trakcie mojego przejazdu nastąpiła taka awaria. Komputer odmówił posłuszeństwa, co spowodowało irytację kierowcy. Słał pod adresem urządzenia straszliwe klątwy. Co chwilę jednak robił przerwy, a to w sytuacji, w której wjeżdżał na przystanek. Wówczas wysiadał z autobusu i oznajmiał oczekującym tam pasażerom, autobusem jakiej linii właśnie przyjechał: "to jest autobus linii pięćset dwadzieścia trzy, pięćset dwadzieścia trzy!". Komputer odmówił współpracy, zatem przestały działać również oznaczenia zewnętrzne. Wewnętrzne ekrany mające pokazywać przebieg trasy również były martwe. Po ulicach miasta poruszał się autobus widmo z wkurzonym kierowcą za kółkiem i zaintrygowanymi pasażerami w środku.

Rozpaczliwe próby "rebootowania" komputera, co następowało w kaskadzie przekleństw dochodzących z szoferki, najwyraźniej przyniosły jakiś efekt. Ekrany ożyły i pasażerowie mogli śledzić komunikaty ilustrujące "wstawanie" systemu. Jeszcze pół przystanku i na ekranie pojawił się przebieg trasy. Przy czym komputer ustawił parametry podróży tak, jakby autobus dopiero ruszał z pierwszego przystanku. W tym momencie odezwał się głos z puszki, który poinformował podróżnych, że są na przystanku PKP Olszynka Grochowska (to pierwszy przystanek autobusu linii 523), a następny przystanek to Chłopickiego. Kierowca zorientował się, że coś jest nie w porządku, więc zaczął przestawiać system. W kilka sekund pasażerowie przebyli wraz z lektorem dotychczasową trasę autobusu: "Przystanek Osiedle Młodych, następny przystanek Garwolińska, przystanek Garwolińska, następny przystanek Szaserów-Szpital..." i tak dalej. W końcowej fazie przestawiania udało się nawet kierowcy uzyskać interesujący efekt beatbox-u: "nast, nast, następny przystanek...". Wreszcie lektor został zsynchronizowany z aktualnym położeniem autobusu w jego podróży przez miasto. Kierowca jeszcze tylko zaklął siarczyście ostatni raz, zaś podróżni schowali telefony komórkowe, którymi usiłowali zarejestrować całe wydarzenie.

Idzie nowe. Wcześniej wiedziałem już, że nowoczesne samochody osobowe nie nadają się do "domowych napraw", chyba, że zdobyło się umiejętności hakerskie. Wszak teraz tymi wehikułami sterują komputery pokładowe i ich naprawa coraz częściej polega na wizycie u informatyków, nie zaś mechaników (por. Elektryczny samochód z systemem premium będzie skręcał w obie strony). Słyszałem też historie o tym, jak to samochody potrafiły zacząć "żyć własnym życiem": samodzielnie przyspieszając lub samodzielnie zamykając drzwi i okna, otwierając szyberdach (na szczęście, bo uwięzieni w środku pasażerowie mogli w jakiś sposób z takiego samochodu wysiąść; o "inteligentnych budynkach" i o tym, że można tam utknąć w windzie, pisałem w tekście Przyda się działający kontakt z rzeczywistością). Słyszałem opowieści o tym, że komputery pokładowe potrafią się komunikować z jakimś centralnym komputerem producenta, a ten może zdalnie wydawać takiemu komputerowi polecenia. Komputer pilnuje, by samochód trzymał się trasy i zachował bezpieczną odległość od sąsiadujących pojazdów. Komputer pilnuje, by kierowca nie zasnął, a jeśli uzna, że śpi - budzi go wibracjami i w każdy inny, wymyślony przez producenta sposób. Samochód "sam" zatrzymuje się na czerwonym świetle, albo uznając, że może dość do kolizji. Przy autostradach instaluje się specjalne systemy teleinformatyczne, które dostarczają poruszającym się po nich pojazdom "bezprzewodowy internet", ale też przynoszą informacje o korkach i innych zdarzeniach na drodze...

Jeśli wszystko zautomatyzujemy, to awaria takiego systemu, np. sterującego ruchem w aglomeracji miejskiej, może przynieść interesujące efekty. Bardziej nawet interesujące, niż wizyta amerykańskiego prezydenta w stolicy Polski. Nie musi być to przecież awaria spowodowana wadliwym działaniem sprzętu (lub oprogramowania). Można sobie wyobrazić członków kontestującego społeczną rzeczywistość podziemia, którzy włamują się do systemu i przestawiają go w sposób przez siebie wybrany. Czy to niemożliwe? Niedawno czytałem o aresztowaniu maszynisty metra, który wraz z dwoma kolegami, za pomocą "radiowego urządzenia nadawczo-odbiorczego", zatrzymywał pociągi. Wystarczyło krótkofalówką, na przykład z domu, wysłać sygnał "stop", a pociągi na trasie Warszawa-Łódź zatrzymywały się.

Trochę to wszystko przerażające. Być może już niebawem będziemy świadkami nadejścia rzeczywistości opisanej - jako fikcja - przez Isaaca Asimova w "Ja, robot", albo przez innych autorów literatury sci-fi. To musi powodować konsekwencje w sferze prawa.

PS
Kiedyś zakazane pod groźbą kary będzie noszenie przy sobie osobistych urządzeń zakłócających interakcję z municypalnym systemem sterowania społecznego... Być może nawet nie trzeba będzie wprowadzać nowych przepisów, a jedynie dokonać reinterpretacji dzisiejszego art. 174 Kodeksu karnego (bezpośrednie sprowadzenie niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym, wodnym lub powietrznym)? Przy nieumyślnym przestępstwie dziś to nawet do 3 lat pozbawienia wolności...

Te wszystkie mądre komputery i gromadzone przez nie dane dają też pole do popisu białemu wywiadowi, który będzie gromadził informacje od przejeżdżających (albo i zaparkowanych w okolicy) pojazdów na temat zużycia paliwa (historii tankowań, w tym miejsc, gdzie się tankowało lub pobierało energię), zainstalowanego wyposażenia dodatkowego, schorzeń kręgosłupa kierowcy (komputer zanotował i stosownie do nich ułożył siedzenia i zagłówki)...

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

Nie potrzeba maszynisty

Nieco wcześniej pisano o nastolatku, który sam skonstruował nadajnik podczerwieni i przestawiał zwrotnice tramwajowe, wykolejając tramwaje.
Oprócz samego gimnazjalisty do paki powinni trafić także konstruktorzy systemu, którzy nie wprowadzili żadnych zabezpieczeń.

radiostop

tu bylo nawet prosciej. tam nastolatek uzywal przerobionego pilota od tv.

tu uzywali nagranego (chyba na odtwarzacz mp3 w telefonie) sygnalu radiostop i radiotelefonu na pasmo 2m (urzadzenie powszechnie dostepne, koszt okolo 200-500pln). sytuacja nawet prostsza, bo nie trzeba nic konstruowac.

imho tez inzynierowie powinni pojsc do paki.

ciekawe czy poprawia ten system na euro2012 :)

Radiostop ma swoje plusy

Jest to system na tyle prosty (i powszechnie znany), że po upewnieniu się przez radio o braku zagrożenia większość mechaników kolejowych wie jak go deaktywować. Przypuszczam, że opóźnienia spowodowane ewentualnym "atakiem" będą niezauważalne w codziennych rozkładach PKP, przynajmniej dla stałych pasażerów.

Radiostop

Akurat 'radiostop' kolejowy z komputerami ma wspólnego niewiele, za to, pomimo oczywistych wad, może uratować sporo żyć (wprowadzili go po tragedii w Otłoczynie, gdyby wtedy był radiostop do wypadku by zapewne nie doszło)

Sam pomysł jest jak

Sam pomysł jest jak najbardziej aktualny i nikt przy zdrowych zmysłach chyba nie postulowałby usunięcia radio-stopu. Problem w tym, że takim jaki jest został skonstruowany w latach '80 ubiegłego stulecia to jest w czasie kiedy dostęp do sprzętu nadawczo odbiorczego (między innymi) był mocno ograniczony. Była to więc forma security-by-obscurity czyli dupa-security. Po prostu należy ten system za wszelką cenę unowocześnić i zabezpieczyć przed użyciem przez osoby do tego niepowołane.

>steelman<

Radiostop a nowoczesność

Kolej przejdzie na GSM-R to problem radiostopu odejdzie do historii.

GSM-R :)

Ponieważ GSM-R to zmodyfikowana i w niektórych aspektach odchudzona wersja GSM, to muszę dodać, że nie tylko problem radiostopu odejdzie do historii, ale pojawi się masa nowych o wiele ciekawszych problemów :)

Wszystko zależy od perspektywy

Trochę to wszystko przerażające.

No cóż; z perspektywy prawnej na pewno sprawa może - i powinna - budzić obawy. Natomiast każdy porządny informatyk powinien zacierać ręce (co też czynię).

To tylko technologia

Wbrew pozorom nie ma tu aż tak dużo nowych jakościowo elementów. Wystarczyłoby, że kierowca w "tradycyjnym" systemie zapomniał włożyć/wymienić tekturowych tablic z oznaczeniem pojazdu i trasy.

Awaria samochodu tak, że przyspiesza/zwalnia - "odpowiednia" awaria mechaniczna też może to spowodować w samochodzi z gaźnikiem sterowanym mechanicznie.

Odpowiedzią jest takie projektowanie systemów, żeby takie awarie były bardzo mało prawdopodobne. A jeśli już - żeby miały jak najmniejsze skutki.

Nowość to możliwość działania na odległość i możliwość (również zdalnego) zbierania danych zapisanych w urządzeniach.

No właśnie, tylko że

No właśnie, tylko że jeśli chodzi niezawodność oprogramowania tworzonego na skalę masową to jesteśmy teraz gdzieś w neolicie :)

Oczywiście istnieją metody tworzenia oprogramowania mission critical (np. Ada Spark czy Common Criteria), ale oprogramowanie w ten sposób stworzone jest piekielnie drogie. Dlatego tolerujemy obecną zawodność oprogramowania (np. Windows czy Linuksa), bo gdybyśmy nie tolerowali to byśmy go nie mieli w ogóle (dlatego uważam pomysł "gwarancji na oprogramowanie" za głupi).

Realnym problemem projektowym jest natomiast umieszczanie w urządzeniach (takich jak ten autobus, bankomaty czy bannery reklamowe) systemów to tego w sposób ewidentny nieprzeznaczonych. Na przykład wsadzanie Windows XP do bankomatu albo, jeczcze gorzej, do urządzeń medycznych. Co może mieć także skutki śmiertelne.

--
Paweł Krawczyk | ipsec.pl | echelon.pl
facebook | linkedin

Może rzeczywiście nie ma potrzeby dostosowywać prawa

art. 174 Kodeksu karnego (...) bezpośrednie sprowadzenie niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym, wodnym lub powietrznym

Właśnie przeczytałem, że USA traktują sprawę całkiem poważnie...

Nie wszystkie auta otwierają szyberdachy...

Suchart Jaovisidha, minister finansów Tajlandii został zwojego czasu zapuszkowany w dopancerzonym BMW. System pozamykał drzwi i wyłączył klimatyzację. Wyciągnięto ich ledwie żywych.

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>