O tym, co aktorzy władzy mogą wziąć z open source

"W tej chwili, autorami najbardziej pomysłowych rozwiązań, i widać to w Unii Europejskiej szczególnie, pomysłowych rozwiązań w sferze władzy, są ludzie kiedyś związani z ruchem otwartego oprogramowania. (...) Propozycje, które w tej chwili zaczynają funkcjonować w Unii Europejskiej pokazują, jak bardzo technologie informatyczne zmieniły myślenie o władzy. Ci politycy, którzy pierwsi nauczą się funkcjonować w tych rozwiązaniach, na dłuższą metę odniosą sukces".

- Prof. Jadwiga Staniszkis w tekście Linux zmieni europejską politykę?, opublikowanym w serwisie Wirtualnej Polski.

Tam też o "między-proceduralnym liberalizmie", czyli koncepcji polegającej na "produkowaniu wiedzy wtedy, kiedy jest potrzebna i tyle, ile jej potrzeba dla rozwiązania problemu", by potem o nim móc zapomnieć. Tam też o myśleniu o "Centrum" jako "tym fokusie, ku któremu orientują się działania, a nie jako czubku piramidy władzy". Innymi słowy - co współcześni aktorzy społeczni mogą wziąć z awangardy rozproszonych modeli tworzenia bezpłatnego, profesjonalnego oprogramowania...

Podobne komentarze gromadzę w dziale cytaty niniejszego serwisu, doniesienia i komentarze również w dziale społeczeństwo

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

Niedociągnięcia rozumowania

Pani Staniszkis nie do końca rozumie sprawy Linuxa.

Zupełnie nie rozumiem tego pomysłu na dwa sposoby głosowania. W Linuxie decyzje podejmuje pan Torvalds i nikt poważnie tego nie kwestionuje. Zdecydowanie bardziej jest to monarchia oświecona, niż nowatorska demokracja.

Państwo, w którym są dwa spierające się sposoby demokratycznego podejmowania decyzji zapewne by na przemian kazało mi dofinansowywać fanklub Mozarta i publiczne przedszkole w Limanowej, podczas gdy ja wolę moje pieniądze wydać na siebie i żonę.

Jeżeli już by wyciągać z rozwoju Linuxa (albo ogólniej FLOSS) jakieś wnioski, to pewnie należałoby podkreślać rolę wolności i odpowiedzialności jednostki. Niezależnie ile pan Torvalds wyda nowych wersji swojego Linuxa, to ode mnie zależy, czy je na swoich serwerach wdrożę. W interesie pana Torvaldsa leży, by Linux był jak najlepszy. W interesie moim leży, by mieć jak najlepszy system na moich serwerach. Te interesy bywają zbieżne, ale wcale nie muszą. Mogę zostać przy starych wersjach 2.4, zamiast skakać na każde 2.6.x-rcy. Mogę nawet stworzyć własną wersję. Ważne jest to, że wszyscy zainteresowani odpowiadają osobiście za swoje decyzje. Torvalds nie daje absolutnie żadnej gwarancji, że będzie działało. Użytkownicy sobie pójdą do innej piaskownicy w momencie, gdy przestanie działać.

Ponadto pani Staniszkis nie rozumie, że nie jest tak, że wszyscy hakerzy mogą zmieniać pod warunkiem, że ,,nie podnosi [to] kosztów innych użytkowników i nie zamyka drogi dalszego rozwoju''. Taki warunek nie istnieje. To, że Torvalds nie zaakceptuje takiej, czy innej łaty nie przeszkadza takim łatom w rozwoju i dystrybucji. Forków jest całe mnóstwo bliższych i dalszych i nikomu to nie przeszkadza.

Jeżeli przenieść Linuxa na świat polityki, to dostaniemy w pierwszej kolejności gwałtowne ograniczenie redystrybucyjnej roli państwa. W Linuxie nikt nie będzie tolerował regresji tylko po to, by inna grupa userów zyskała.

Kolejnym kiepskim pomysłem pani Staniszkis jest ogniskowanie się na wspólnym celu. W żartach to jest wiadomo - world domination! - natomiast w praktyce to mogą być klastry do mielenia numerycznego, telefony komórkowe, multimedia dla małolatów, skalowalność baz danych w świecie web2.0 i sam nie wiem co jeszcze. Na początku Linux był zogniskowany na poszerzanie horyzontów studenta politechniki. Jak widzimy ze skupiania się na określonym celu nic nie wyszło. Wytyczanie takich celów to bardziej domena trolli, niż poważnych developerów zajętych pisaniem przyzwoitego kodu. ,,Wdrukowanie warunków brzegowych'' wydaje się niemożliwe.

Ogólnie to chyba pani profesor trochę sama się przed sobą boi przyznać, że jej jakoś tak chce wychodzić monarchia + liberalizm w duchu Ayn Rand. (yyy... Jak się pisze leseferyzm?)

Punkty należy jej dać za świadomość, że są fajniejsze i lepiej rozwijające się organizacje, niż Wspólnota Europejska.

Morał: forkujemy Polskę? Proponuję nazwę rp-ng.

państwo "open source"

Moim zdaniem zasady "open source" w działaniu państwa mamy już od dawna - otwartym kodem państwa jest prawo zapisane w Dziennikach Ustaw.

Napisałem kiedyś taki felieton "Wolne oprogramowanie prawa":

"Moim skromnym zdaniem wolna i otwarta współpraca obecna jest w prawie od początków istnienia ustroju demokratycznego. Zgodnie z jedną z konstytucyjnych zasad, kod źródłowy prawa jest publicznie i nieodpłatnie dostępny, i chyba nikomu obecnie nie przychodzi do głowy, że mogłoby być inaczej. Każdy może włączyć się do współpracy, choć akurat kryteria doboru osób do tworzenia prawa różnią się od wypracowanych przez hakerów zasad udzielania dostępu do repozytoriów kodu. Ale już na pewno żaden obywatel nie może być ograniczony w swojej wolności korzystania z prawa. Osoba, która chce wykorzystać do własnej działalności konkretny produkt prawny może uruchomić go samodzielnie, korzystając ze źródeł ustaw takich jak kodeks cywilny. Jednak przy bardziej skomplikowanych przedsięwzięciach może to przypominać własnoręczne konfigurowanie systemu GNU/Linux, co zwykle przerasta laików. Z pomocą przychodzą tu doświadczeni prawnicy, znajdujący powołanie i przyjemność w analizowaniu kodu oraz takiej jego konfiguracji, aby w wersji wykonywalnej działał bez zarzutu.

Dalszych analogii dostarcza obserwacja działania władzy sądowniczej, a zwłaszcza precedensowego systemu państw anglosaskich. Norma prawna stworzona przez jeden z sądów staje się dostępna dla innych sądów wraz z uzasadnieniem, czyli swoistą instrukcją instalacji. Kolejne sądy mogą zatem wykorzystać normy już istniejące przy tworzeniu rozwiązań swoich spraw, co jest porównywalne do „code reuse”. Tworząc kolejną normę, umiejscawiają ją w relacji do norm już istniejących co oznacza, że funkcjonuje tu mechanizm podobny do „copyleft”. Instancyjność sądownictwa i zasady rządzące uznawaniem orzeczeń wyższych instancji przypominają hierarchię developerów potwierdzoną zróżnicowaniem praw zapisu repozytoriów kodu."

Ale nie oznacza to, że urzędnicy i politycy nie mogą zapożyczyć jeszcze więcej z modelu otwartej współpracy przy wolnym oprogramowaniu - pisałem tu parę razy o czymś co nazwałem "wiki-BIP" i możliwości, jakie oferowałoby publiczne konsultacje aktów prawnych w Internecie z możliwością edycji...

A na czym ta władza polega?:)

Zupełnie nie rozumiem tego pomysłu na dwa sposoby głosowania. W Linuxie decyzje podejmuje pan Torvalds i nikt poważnie tego nie kwestionuje. Zdecydowanie bardziej jest to monarchia oświecona, niż nowatorska demokracja.

Z całym szacunkiem, ale na czym ta jego władza ma niby polegać? :) W gigantycznej społeczności linuksowej Linus może tyle, co każdy inny. Czyli, jeśli idzie o wydawanie innym poleceń (a tym się zajmuje król), tyle co gajowy na okręcie, cytując moją babcię.

Linus ma potężną władzę

Niezbyt rozumiem, władza Linusa jest ogromna, może dowolnie odrzucać zmiany kodu jądra.

Fork, fork, fork

Jest to władza pozorna, Linus nie może zrobić zbyt wiele "wbrew społeczności". W projektach open source największym atutem jest to, że można w każdej chwili wziąć zabawki i iść do innej piaskownicy. Co prawda Linus Torvalds będzie miał swoich fanów, którzy zostaną, ale jeżeli zacznie robić dziwne rzeczy, to większość weźmie kod i zacznie go rozwijać niezależnie.

Dobrym przykładem podobnej sytuacji jest fork Xfree86 o nazwie Xorg, który jest obecnie preferowanym wariantem serwera X w wielu dystrybucjach Linuxa. W pewnym momencie niezadowolenie społeczności z tempa oraz trybu pracy nałożyło się ze zmianami licencyjnymi i część developerów powiedziała Davidowi Dawesowi "papa, my idziemy robić naszym zdaniem lepszy wariant Xów".

gajowy wśród pingwinów

Ta władza polega, a raczej wynika z tego, że każdy może sobie oczywiście zmieniać i wprowadzać do Kernela co mu się podoba, ale tylko poprawki zaakceptowane przez Linusa do oficjalnej wersji zostaną uwzględnione przy tworzeniu kolejnych wersji.

A to oznacza, że poprawki wprowadzone na własną rękę musimy też na własną rękę utrzymywać.

Zob. http://ldn.linuxfoundation.org/book/howparticipate-linux-community

Oczywiście teoretycznie możliwe jest, że "cała społeczność" stwierdzi, że jakaś poprawka powinna się jednak znaleźć w jądrze i z tego względu Linus nie może robić wiele wbrew społeczności. Ale oznacza to też, że każdy inny, kto chce coś do jądra dodać też musi się liczyć ze społecznością.

Hm...

No, ale nawet jak zrozumieją, zaczną się w tym temacie poruszać, nie znaczy, że od razu będzie lepiej. To tak jak z ustawami anty-monopolowymi, które uderzają w przedsiębiorstwa, wcześniej utoczone przez to państwo.

I gdzie są Ci politycy w Polsce? Dostrzegam raczej przeciwieństwa takiego myślenia, zamiast open, zamknięci szczelnie.

Wojciech

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>