Rynek obiegu informacji przygląda się prawu

[Okładka Marketing w Praktyce 10/2006]Wiadomo, że nie wszystko jest na sprzedaż. W swojej praktyce szkoleniowca dostaje ostatnio propozycje angażowania się w projekty, które mają na celu wyjaśniać jak poruszać się w gąszczu coraz bardziej zacieśniających się przepisów, ograniczających możliwość korzystania z informacji. Staje się to coraz większym wyzwaniem. To tak na marginesie opublikowanego właśnie w miesięczniku "Marketing w Praktyce" (10/2006) tekstu autorstwa Macieja Gałeckiego, w którym autor był uprzejmy zacytować moją wypowiedź na temat sporów o słowa i wyszukiwarki, a także na marginesie dzisiejszego szkolenia na temat zawodu infobrokera.

Tam gdzie jedni widzą monopol autorski (albo inne prawa wyłączne) inni widzą szansę zaoferowania takich usług, które polegają na korzystaniu z gromadzonej wiedzy. Chodzi o wybór, weryfikację, syntezę i udostępnienie. Sprawa jest coraz bardziej złożona, gdyż katalog praw "własności intelektualnej" stopniowo się rozszerza. Naeży do niego już tajemnica handlowa, a być może zaraz wejdą do niego inne prawa, np. prawa nadawcze. Gdy czytam takie książki jak Wywiad gospodarczy. Pozyskiwanie i ochrona informacji, albo System informacji strategicznej. Wywiad gospodarczy a konkurencyjność przedsiębiorstwa, to dochodzę do wniosku, że coraz znaczniejsza część z opisanych tam zjawisk leży już poza marginesem dopuszczanym przez system prawa. A przecież pojawia się zarówno popyt, jak i podaż takich usług. Zresztą, działalność gospodarcza np. Google w całości wywołuje duże kontrowersje w pewnych kręgach (opisywana w niniejszym serwisie licznymi sporami, toczącymi się przed sądami różnych instancji, różnych krajów). Nie tylko korzystanie z dóbr kultury staje się utrudnione. Również reklama, promocja, marketing, etc., zyskuje coraz więcej ograniczeń. Jak się w tym wszystkim znaleźć, by ktoś nie mógł nam zarzucić działania niezgodnego z prawem?

Dla szkoleniowca czy analityka aktualna sytuacja nie jest zbyt optymistyczna. Uczestnicy są skłonni zainwestować w szkolenie, w czasie którego uzyskają jasną i prostą odpowiedzi na takie pytania: jak jest? czy mogę to zrobić? co mam zrobić, by móc wykorzystać to i to? I tak dalej. Odpowiedzi na proste pytania nie są jednak takie proste. To, co dziś dopuszczalne - jutro może okazać się sferą ograniczoną działaniami prawodawcy. Nie na próżno mówi się, że jeden ruch pióra prawodawcy obraca tony literatury prawniczej oraz ustaw w makulaturę. Żyjemy w ciekawych czasach, a więc trzeba uznać, że spełnia się chińskie przekleństwo. Prawodawca (i to nie tylko nasz krajowy) jest dość aktywny.

Czytelnicy niniejszego serwisu pewnie nie będą zdziwieni. W tekście Analizy: Nazwy handlowe w wyszukiwarkach (cz. I), który ukazał się na łamach wspomnianego "Marketingu w Praktyce", znalazła się następująca moja wypowiedź:

Jeśli prawdą jest, że czeka nas informacyjna rewolucja, to poważnie obawiam się tego, komu będziemy płacić za posługiwanie się językiem mówionym czy pisanym. Na razie można zaobserwować proces podobny do grodzenia gruntów wspólnych, co poprzedzało rewolucję przemysłową w Anglii. Dziś próbuje się gromadzić informacje, informacje rozumiane przez wielu jako wartość ekonomiczną. Warto jednak pamiętać, że nie wszystko można i trzeba przeliczać na pieniądze. W czasie, gdy na niespotykaną do tej pory skalę informacja oderwała się od nośnika i przekracza granice państw, a tym samym systemów prawnych, coraz bardziej aktualnym problemem jest ustalenie linii demarkacyjnej pomiędzy prawem do pozyskiwania i rozpowszechniania informacji. Te dwie wolności i prawa chronione przez konstytucje demokratycznych państw są sobie równoważne. Jednym z pomysłów na rozstrzyganie potencjalnych sporów w tym zakresie jest odwołanie się do „przyrodzonej i niezbywalnej godności człowieka”. Ta właśnie godność stanowi (wedle Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej, art. 30) źródło wolności i praw człowieka i obywatela. Na tej samej zasadzie należy rozgraniczać inne konkurujące ze sobą prawa i wolności, w szczególności (co będzie miało znaczenie z punktu widzenia niniejszych rozważań o wykorzystywaniu słów i wyszukiwarek) w przypadku ochrony tak zwanej własności intelektualnej (w tym praw ze znaków towarowych), z którą konkuruje chroniony przez systemy demokratyczne dostęp do szeroko pojętych dóbr kultury. Tak jak wielu pragnie nadać każdej informacji cenę, tak są również tacy, którzy twierdzą, iż informacja „chce być wolna”. Ja zaś uważam, że w tym zakresie potrzebna jest równowaga.

Przeciwstawne wektory praw własności intelektualnej i dostępu do dóbr kultury nie są niczym nowym. Dlatego w ustawach obok kreowania praw wyłącznych tworzy się dozwolony użytek osobisty, dozwolony użytek publiczny, licencje ustawowe, dlatego dziennikarze (a ich przecież ten problem dotyczy znacznie dłużej) mają swoje dziennikarskie tajemnice i inne gwarancje wolności mediów...

Dziś miałem przyjemność uczestniczyć, jako jeden z wykładowców, w szkoleniu Infobroker - Informacje z Sieci. Potwierdziłem - jak na razie - swoje wcześniejsze przypuszczenia: obok tendencji do grodzenia informacji pojawiają się też nowe zawody, które polegają właśnie na wynajdowaniu, analizie i udostępnianiu informacji. Konflikt między prawami "własności intelektualnej" a prawem do pozyskiwania i udostępniania informacji narasta również w tej, "zawodowej" sferze. Istnieje coraz bardziej ożywiony spór czy infobroker (broker informacji) to nowy zawód, czy też ma więcej wspólnego z wywiadem gospodarczym, usługami detektywistycznymi, a może bardziej z bibliotekoznawstwem lub nauką o informacji naukowej. Czy doprowadzi nas ten spór do konkluzji, iż wykonywanie zawodu infobrokera, z punktu widzenia systemu prawnego, będzie bardziej przypominało „wykonywanie zawodu” willowego włamywacza?

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>