Okazja czyni...

Prokuratura zarzuciła Andrzejowi A. kradzież 50 tys. zł na szkodę jednego z właścicieli internetowych kont bankowych i usiłowanie kradzieży kolejnych 100 tys. zł. Akt oskarżenia w tej sprawie przekazano do sądu. Mówi się o włamaniu na konto. Internauci pytają: który to bank? - sugerując, że może coś nie tak było z zabezpieczeniami...

Z notatki PAP wykorzystanej przez Wirtualną Polskę wynikają pewneo ustalenia organów ścigania: "Andrzej A. w styczniu 2005 r. pokonał bankowe zabezpieczenia kryptograficzne trzech kont mieszkańca Gdańska i wypłacił z nich 50 tys. zł.". Poznał zabezpieczenia kryptograficznie - brzmi interesująco (może miał w głowie komputer NASA?). Po skutecznym przelewie (bo przecież komputer mu nie wypłacił niczego, wszak komputer nie ma szufladki do wyjmowania pieniędzy, zatem człowiek o którym mowa musiał po prostu przelać gdzieś pieniądze) próbował jeszcze dokonać większego przelewu - tym razem 100 tys. zł. To mu się już jednak nie udało - "wypłata została zablokowana przez system". Jaki mądry system. A nie było tam jakichś limitów, które po prostu zadziałały?

Ciekawe, że w notatce stwierdza się enigmatycznie: "23-latek włamywał się do internetowego systemu bankowego za pomocą odpowiedniego programu". Czy ten program to Internet Explorer? A może Firefox lub Opera? Która to z przeglądarek pozwoliła mu na dokonanie tego czynu? Trzeba by to ustalić.

Jeśli nawet konta bankowe w tym "jednym z największych banków w Polsce" były marnie zabezpieczone, to nie zmienia to faktu, iż takie przelewanie z cudzego konta pieniędzy (o! w dalszej części notatki faktycznie piszą o tym, że to był przelew na konto internetowego znajomego, który nie zdawał sobie sprawy z pochodzenia przelewu) jest czynem zasługującym na karę.

W każdym razie chłopak się przyznał w czasie śledztwa i dziś grozi mu kara do 5 lat pozbawienia wolności. Ciekawe jak zakwalifikowano czyn? Sprawę prowadziła śródmiejska prokuratura rejonowa dla Krakowa-Wschód.