...bo nauka to potęgi klucz

Jasne, że przecieki się zdarzają; coraz częściej zdarza się, iż uczeń przedstawia jako swoją pracę napisaną niesamodzielnie. Kwitnie również internetowy handel a temat przyszłego egzaminu, praca magisterska czy dyplom wyższej uczelni to - jak się wydaje - wciąż chodliwy towar...

Jak już pisałem, Internet trafił do szkół. Tak skutecznie, że wielu uczniów używa go na codzień zarówno do zabawy, jak i do nauki oraz w celu utrzymania kontaktów z rówieśnikami, a także by poznać nowych ludzi, wymienić się z nimi informacjami... Te informacje lotem błyskawicy obiegają łącza. Wystarczy raz coś w Sieci umieścić, aby taka informacja była dostępna dla wszystkich zainteresowanych. Na takim tle warto rozważać współczesne problemy systemu sprawdzania i certyfikowania wiedzy młodych ludzi. Jak można przeczytać na stronie Centralnej Komisji Egzaminacyjnej: "reforma systemu edukacji jaka dokonuje się w naszym kraju od 1999 roku objęła również wprowadzenie nowego, spójnego i bardziej zobiektywizowanego systemu oceniania". Czy reforma ta uwzględnia również fakt istnienia Internetu?

Maj roku 2004 obfitował w wydarzenia, o których szeroko rozpisywały się media tradycyjne oraz elektroniczne. Najpierw wyciekł podobno temat rozprawki, która następnego dnia pojawiła się w humanistycznej części egzaminu gimnazjalnego w Białymstoku. "Jeśli nie szata zdobi człowieka, to w czym tkwi jego wartość? W pracy posłuż się przykładami z literatury, historii bądź sztuki" - uczniowie twierdzili, iż znali ten temat wcześniej, a mieli go sobie przekazywać za pomocą jednego z popularnych w Polsce komunikatorów. O samym przecieku, jako o sensacji było głośno, jednak nie spotkałem się z informacjami dotyczącymi zakończenia całej sprawy. Sam postanowiłem to sprawdzić. Otóż Centralna Komisja Egzaminacyjna zarządziła kontrolę, przepytano wszystkich zainteresowanych, informatycy przeszukali sieć. W efekcie Okręgowa Komisja Egzaminacyjna stwierdziła, że nie doszło do opisywanego przez media ujawnienia tematu rozprawki i przekazywania go za pomocą Internetu. W jednym z gimnazjów na terenie OKE był, co prawda, powtarzany egzamin gimnazjalny, ale to dlatego, iż uczniowie tradycyjnie ściągali. Zdaniem OKE: wyciek tematu rozprawki to kaczka dziennikarska. Temat dostępny w Internecie? W coś takiego nie mogła uwierzyć na wczesnym etapie sprawdzania wiarygodności doniesień mediów Helena Sutyniec, dyrektor Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej w Łomży, a przecież taki potencjalny przeciek nikogo nie powinien dziwić, skoro wyciekają nawet tak pilnie strzeżone tajemnice, jak kod źródłowy systemu Windows...

W przecieki tematów uwierzył natomiast Minister Edukacji Narodowej i Sportu, który dokładnie 17 maja 2004 roku, a więc w Światowy Dzień Telekomunikacji, poinformował media o podtrzymaniu wcześniejszej decyzji kuratora: pisemna matura z języka polskiego w Opolskiem została unieważniona dla wszystkich, którzy pisali tematy, jakie przeciekły do Internetu - czyli dla 97 proc. maturzystów. Egzamin powtarzali także ci, którzy w drugim dniu matur pisali na Opolszczyźnie egzamin z matematyki. Wcześniej, decyzją kuratora opolskiego została unieważniona pisemna matura z języka polskiego we wszystkich szkołach oraz z matematyki w liceach ogólnokształcących i technicznych. Przyczyną tej decyzji było "nieuprawnione ujawnienie tematów egzaminacyjnych na stronach internetowych w przeddzień obu egzaminów". Nie powinno być zaskoczeniem, że popularny serwis internetowy, prezentujący opracowania wykorzystywane często przez uczniów, zanotował w tych dniach znaczny przyrost oglądalności. Właśnie w serwisie sciaga.pl dostępne były tematy z Opolszczyzny. Kurator opolski oddał się do dyspozycji wojewody, jednocześnie sześciu pracowników urzędu wojewódzkiego w Opolu odpowiedzialnych za przeprowadzenie matur zostało zawieszonych w pełnieniu czynności służbowych. Po pewnym czasie dowiedzieliśmy się jak tematy wyciekły, a to dzięki działaniom policji, która zatrzymała dwie osoby podejrzane o ich ujawnienie. Według ustaleń śledztwa, tematy oferowały maturzystom już na początku roku. Zatrzymani to pracownica drukarni urzędu wojewódzkiego wraz z synem. W drukarni urzędu oficjalnie przygotowywano zestawy egzaminacyjne, zaś w domu zatrzymanych policja zabezpieczyła dyski komputerowe i resztki niedopalonych kart z tematami maturalnymi. Zatrzymani przyznali się do winy, ale wcześniej stanowiska stracili opolski kurator oświaty, jego zastępca oraz dyrektor wydziału kuratorium odpowiedzialny za przebieg matur. Po przeprowadzeniu kontroli w kuratorium, specjalna komisja Ministerstwa Edukacji Narodowej i Sportu uznała, że kuratorium nie naruszyło żadnych procedur związanych z prawidłowym przebiegiem matur...

Na kolejnym etapie sprawdzania wiedzy uczącej się młodzieży mamy kolejne "wąskie gardło": praca magisterska, lub licencjacka. W Sieci wiele jest ofert związanych z napisaniem na zamówienie takiej pracy. Są też tacy, którzy oferują prace magisterskie, obronione już wcześniej na jakiejś polskiej uczelni. Oferty zawierają liczbę stron, nazwę uczelni, na której praca została obroniona, ocenę, jaką uzyskała. Ceny prac wahają się od 300 do 900 zł. Pojawiło się szereg publikacji, których autorzy starają się analizować prawne aspekty handlu tego typu, tworzonymi na zlecenie pracami. Kto powinien ponosić odpowiedzialność i za co? Czy ten, co zleca? Czy ten kto pisze? A może oboje? Kwalifikacja prawna i ściganie również może mieć różne uzasadnienie. Czy ścigać za podrobienie dokumentu? Oszustwo? Wyłudzenie poświadczenia nieprawdy? Prokuratura Apelacyjna w Krakowie nakazała rozpoczęcie dochodzenia w sprawie handlu pracami dyplomowymi. Prokuratorzy zapowiedzieli przesłuchania osób, które zamieszczają oferty w Internecie. Mają się też zwrócić do uczelni, aby wskazały podejrzane prace. Prokuratura postawi być może zarzuty, potem orzekać będzie sąd, natomiast coraz częściej słyszy się głosy, wedle których trzeba doprecyzować polskie przepisy w omawianym zakresie...

Same uczelnie, nie czekając na zapytania prokuratury, postanowiły bliżej przyjrzeć się zagadnieniu. Wkrótce większość prac magisterskich i licencjackich na UMCS będzie sprawdzana antyplagiatowym programem komputerowym: W kwietniu roku 2003 prof. Marian Harasimiuk, rektor Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie (UMCS), zarządził, by promotorzy z wybranych wydziałów sprawdzali, czy oddane do obrony prace magisterskie lub licencjackie ich studentów nie są plagiatami. Dodatkowo warto zauważyć inną inicjatywę, tym razem Rady Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego: Realizując zalecenia Krajowej Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich w sprawie zwalczania niewłaściwych zachowań w środowisku akademickim z dnia 30 kwietnia 2004 Rada Wydziału zadecydowała o wprowadzeniu obowiązku składania przez dyplomantów, wraz z wydrukowanym egzemplarzem pracy dyplomowej, również jej elektronicznej wersji na odpowiednim nośniku wraz z sumaryczną informacją wg ustalonego formatu. Elektroniczna wersja pracy dyplomowej zaliczana będzie do dokumentacji przebiegu studiów. Na podstawie zebranych danych opracowywana będzie elektroniczna baza prac dyplomowych. Dla potrzeb popularyzowania zebranej wiedzy warto postulować, by była ona dostępna online.

Pojawiają się również inne inicjatywy dotyczące prac magisterskich. W pewnym momencie zacząłem się zastanawiać: czyżby Prezydent Rzeczpospolitej Polskiej nie chciał, żebym publikował prace magisterskie w ramach prowadzonego przeze mnie serwisu? Każda praca publikowana jest za zgodą jej autora. Nie oferuję dostępu do opublikowanych prac odpłatnie (a nawet gdyby tak było, to czyż nie jest to legalne?). Każda opublikowana online praca dostępna jest zarówno dla przygotowujących swoje rozprawy studentów jak i dla oceniających je następnie pracowników naukowych. Taka publikacja, co do zasady, nie różni się znacznie od publikacji tradycyjnej, np. drukowanej (a za książki się płaci). W czym rzecz? W czerwcu 2004 r. odbyło się w Sejmie pierwsze czytanie prezydenckiego projektu ustawy - Prawo o szkolnictwie wyższym. Zapisy projektu mają na celu również nowelizację prawa autorskiego. Jedna z propozycji brzmi: "Autorskie prawo majątkowe do utworu wykonanego przez studenta uczelni w toku studiów i w związku z nimi przysługuje uczelni, z zastrzeżeniem ust. 2"; A ustęp drugi brzmi: "Autorskie prawo majątkowe do pracy dyplomowej studenta przysługuje wspólnie, w częściach równych, uczelni i studentowi, który ją przygotował. Uczelni przysługuje pierwszeństwo w opublikowaniu pracy dyplomowej studenta. Jeżeli uczelnia nie opublikowała pracy dyplomowej w ciągu 6 miesięcy od jej obrony, student, który ją przygotował, może ją opublikować, chyba że praca dyplomowa jest częścią utworu zbiorowego. Uczelnia może bez odrębnego wynagrodzenia korzystać z materiału zawartego w pracy dyplomowej, bez prawa udostępniania go osobom trzecim".

Ja swoją pracę magisterską napisałem własnoręcznie (o ile w dzisiejszych czasach można tak powiedzieć, mając na myśli "klepanie" własnymi rękami w klawisze komputera). Jak pomysł Prezydenta skomentowała Rzepa: "nikt nie tworzy w próżni", dlatego nie jest uzasadnione, by fakt przygotowania pracy na danej uczelni oznaczał współautorstwo czy udział w majątkowych prawach autorskich do dzieła. Ktoś powie, że uczelnia wiele trudu wkłada w wykształcenie przyszłego magistra, ktoś inny odpowie, że przecież uczelnia pobiera za to spore opłaty w gotówce... Warunkiem uzyskania tytułu magistra jest samodzielne napisanie pracy magisterskiej, czyżby uczelnie poszukiwały dodatkowych źródeł dochodów? Wyobraziłem sobie sytuację, w której uczelnia stałaby się (na mocy proponowanych przez Prezydenta przepisów) dysponentem majątkowych praw autorskich do pracy magisterskiej, którą student zamówił wcześniej w Internecie u kogoś innego...

W Polsce nie słyszałem jeszcze doniesień o niecnym wykorzystaniu Internetu na ostatnim etapie sprawdzania wiedzy, ale prawdopodobnie ten problem pojawi się również u nas, podobnie, jak pojawił się ostatnio w Wielkiej Brytanii. Tamtejsze media poinformowały, że w Internecie można było zamówić dokumenty potwierdzające ukończenie studiów. Właściwie, to po co kupować pracę magisterską, licencjacka czy rozprawę doktorską skoro można kupić sam dyplom potwierdzający jej napisanie i obronę. Uniwersytet Strathclyde postanowił rozpocząć kroki prawne przeciwko Peterowi Quinn z Liverpoolu, który uruchomił serwis internetowy oferujący takie dokumenty (wycenił je na 165 funtów). Wyrobienie stosownych dyplomów zajmowało tylko kilka dni. Dostarczone dokumenty (dziennikarze postanowili sprawdzić jak działa proceder) zawierały komplet podpisów, znaków wodnych, stempli (ponoć skopiowanych z oryginałów)...

Uczniowie coraz bieglej posługują się nowoczesną techniką, czego niestety nie można generalnie powiedzieć o sprawdzających ich wiedzę, a także tych, którzy przygotowują stosowne ramy prawne (są jednak chlubne wyjątki!)... Uczniowie i studenci wiedzą o tej słabości systemu. Przykłady? Z okazji przystąpienia Polski do Unii Europejskiej. Prezydent Częstochowy Tadeusz Wrona chciał podziękować uczniom za udział w Pikniku Europejskim. Zaprosił dzieci do urzędu, by pokazać im zdjęcia z imprezy. Jak się okazało ktoś podmienił slajdy i uczniowie mogli podziwiać rzucone na ścianie zbliżenie kobiecego krocza. No dobra. To mogło przydarzyć się każdemu (kto nie sprawdza wcześniej przygotowanych do prezentacji materiałów). W takim razie inny przykład: pomysł na nowe studenckie legitymacje. W Ministerstwie Edukacji Narodowej i Sportu projektuje się rozporządzenie dotyczące wprowadzenia nowego wzoru legitymacji studenckiej. Nowy dokument ma być kartą elektroniczną wyposażoną w procesor zbliżeniowy o ustalonym przez MENiS wzorze, a przedłużenie ważności takiej legitymacji MENiS proponuje rozwiązać przez... naklejanie na karcie hologramów.

Uczniowie i studenci bacznie obserwują sposób, w jaki władze (państwowe, samorządowe czy szkolne) wykorzystują współczesne możliwości techniczne i stosownie do tego podejmują własne działania. Co do prac magisterskich - warto postulować, by promotorzy przeczytali opublikowane w Internecie rozprawy na dany temat - w ten sposób "będą na bieżąco" z opracowywaną przez studenta tematyką i łatwiej będzie im wyłapać przypadki "niesamodzielności". Oczywiście automatyczny system sprawdzania samodzielności pracy można zastosować jako uzupełnienie całości. Zaś ściganie przestępstw należy do policji.

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>