Gdy się skończy stosunek...

Włamanie i kradzież tajemnicy przedsiębiorstwa jest chyba bardziej intratne niż "zemsta" w postaci skasowania efektów swojej i cudzej pracy. Ale, jak się tak zastanowić, to po co się włamywać, skoro można, będąc jeszcze pracownikiem, zebrać stosowne materiały...

Byli pracownicy to istne utrapienie. Nie dość, że wynoszą tajne dokumenty z firmy, to jeszcze wysyłają przeróżne paszkwile na swoich niedawnych kolegów, a czasem się włamują do systemu informatycznego byłego pracodawcy i czynią tam olbrzymie spustoszenie. To nie miejsce by pisać o przyczynach takiego stanu rzeczy. Oczywiście nie każdy były pracownik to wcielenie szatana. Warto wskazać jednak, że czasem, gdy zakończy się stosunek pracy, pojawiają się problemy. Od tego, jakie relacje łączyły pracownika ze swoim pracodawcą, od tego, jakie były okoliczności rozstania i od tego wreszcie, jakie poczyniono kroki zaraz po rozwiązaniu stosunku zależy, co się może zdarzyć...

Pierwsza z typowych sytuacji to rozpowszechnianie w Internecie zniesławiających pracodawcę materiałów. Tak było w przypadku dwóch naukowców. Ława przysięgłych w Kalifornii orzekła w grudniu 2001 roku, że dwóch naukowców zapłaci 425 tysięcy dolarów tytułem zadośćuczynienia, za rozpowszechnianie w Sieci złośliwych i zniesławiających informacji, dotyczących ich byłego pracodawcy. Jak donosił serwis LawZone w styczniu 2002 roku pracodawcy wygrywają kolejne procesy związane z działalnością byłych pracowników w Internecie. Dwie firmy, które pozwały byłych pracowników, wygrały odszkodowanie, będące odpowiednikiem 530 tys. funtów. Inna głośna sprawa to Bruce Mathis vs. Thomas C. Cannon. Mathis - farmer z Południowej Georgii - w Internecie stwierdził, że członek zarządu firmy, która go niedawno zwolniła z pracy, to złodziej i kanciarz. Prawnicy Mathisa powoływali się na wolność słowa. Prawnicy pomówionego stwierdzali, że ta wolność słowa została przekroczona. Do procesu dołączyły się grupy broniące wolności obywatelskich - w szczególności wolności słowa. Sprawa doszła bardzo wysoko... Sądy - co prawda - stwierdziły, że Mathis dopuścił się oszczerstwa, ale... Cannon nie otrzymał odszkodowania, o które wnosił, z przyczyn proceduralnych (nie zażądał wcześniej wycofania zniesławiających zarzutów). Sąd dodatkowo uznał, że Cannon jest osobą publiczną, co również wpłynęło na jego możliwości ochrony przed zniesławieniem... Jako osoba publiczna musiałby dowieść, że zniesławiający działał ze świadomością nieprawdziwości swoich tez lub lekkomyślnie.

Druga z sytuacji to bombardowanie adresów korespondencyjnych pracodawcy obraźliwymi listami. Przykładem może być pierwsza sprawa przed angielskim sądem, w której stwierdzono odpowiedzialność za wysyłanie "anonimowych" listów elektronicznych. Londyński sąd stwierdził W 2000 roku, że David Frankl wysyłał oszczercze listy do swojego byłego pracodawcy - firmy konstrukcyjnej Takenaka, z konta pocztowego założonego w serwisie Hotmail. W listach podpisywał się jako Christina Reaktor, ale śledztwo powiązało numer IP, z którego wysłano listy, z laptopem firmy Thames Water, w której pracował Frankl... Sąd zobowiązał go do zapłaty 26,000 funtów w ramach zadośćuszynienia oraz pokrycie szkód oszacowanych między 50,000 a 100, 000 funtów. Zdaniem obserwatorów tej sprawy: sędzia dał wyraźny sygnał, że tzw. anonimowi nadawcy mogą jednak spotkać się z koniecznością zapłaty za swoją lekkomyślność.

Łatwo sobie wyobrazić atak DDoS na skrzynki byłego pracodawcy, łatwo wyobrazić sobie kunsztownie przygotowaną intrygę wykorzystującą skrzynki pocztowe kolegów z pracy i tzw. fake maile, etc... Generalnie, poczta pracodawcy jest "atrakcyjnym" celem ataku rozgoryczonego ex pracownika. Sami się zastanówcie gdzie by was najbardziej bolało, gdyby ktoś zdecydował się na przeprowadzenie takiego ataku...

Ekstremalnym przypadkiem, na jaki może liczyć pracodawca jest sabotaż komputerowy. Trzydziestodziewięciolatek Timothy Lloyd został oskarżony o przygotowanie i uruchomienie "bomby komputerowej z opóźnionym zapłonem". Timothy był odpowiedzialny za spory projekt programistyczny w firmie Omega Engineering Corp. Dwadzieścia dni po jego zwolnieniu usunięte zostały pliki, nad którymi pracował. Zawierały oprogramowanie do różnych urządzeń wykorzystywanych przez NASA oraz Marynarkę Wojenną Stanów Zjednoczonych... Straty oszacowano na 10 mln dolarów. Lloyd został skazany na trzy lata pozbawienia wolności za sabotaż dokonany na komputerach swojego byłego pracodawcy... Zdaniem prawnika, który go bronił, zebrane przeciw jego klientowi dowody są niewystarczające, a sabotażu mógł dokonać ktokolwiek z firmy. Niby tak, ale... Wyobraźcie sobie taką "bombę" połączoną z szantażem: jak mnie zwolnisz - wszystko wirtualnie eksploduje... Poważna sprawa.

Włamanie i kradzież tajemnicy przedsiębiorstwa jest chyba bardziej intratne niż "zemsta" w postaci skasowania efektów swojej i cudzej pracy. Firma Near North National Group (broker ubezpieczeniowy) z Chicago pozwała trzech swoich byłych pracowników w związku z ich włamaniem do systemu informatycznego firmy. Trzech byłych pracowników oskarżono o to, że w trakcie włamania wykradli dane firmy stanowiące tajemnicę przedsiębiorstwa (wraz z adresami poczty elektronicznej klientów), którą następnie udostępnili konkurentom brokera. David Cheley, Douglas Sikora oraz Craig Jongsma zostali pozwani o odszkodowanie sięgające 645 tys. dolarów... Ale jak się tak zastanowić, to po co się włamywać, skoro można, będąc jeszcze pracownikiem, zebrać stosowne materiały "na wszelki wypadek"... Mam jednak uwagę dotyczącą ewentualnego włamania. Pamiętacie to? "Kto bez uprawnienia uzyskuje informację dla niego nie przeznaczoną, otwierając zamknięte pismo, podłączając się do przewodu służącego do przekazywania informacji lub przełamując elektroniczne, magnetyczne albo inne szczególne jej zabezpieczenie..." Jeśli po zwolnieniu pracownika pracodawca nie zmienił zabezpieczeń (np. haseł dostępu), to czy można mówić w takim przypadku o włamaniu?

W 2000 roku przesilił się boom internetowy. Wysoko kwalifikowani pracownicy nadal tracą pracę. Fakt, że nie ma zapotrzebowania na ich usługi może być niezmiernie frustrujący. Chcąc "zrewanżować się" za swoją krzywdę temu, który w ich odczuciu ponosi odpowiedzialność za ich aktualną sytuację zawodową, dokonują przeróżnych, m.in. wyżej opisanych, czynów. Dlatego warto dobrze dobierać pracowników. Utrzymywać w pracy przyjazną atmosferę. Co może zrobić pracodawca gdy stanie się najgorsze? Złożyć doniesienie o popełnieniu przestępstwa, wytoczyć powództwo cywilne... Tylko powinien zwrócić uwagę na przedawnienia roszczeń. Cieszcie się kochać pracowników. Tak szybko odchodzą...

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>