real life

Chcecie wielkiej flagi na stadionie? Jakie są dalsze losy kibicowskiego szalika Pana Prezydenta?

Brudna i sponiewierana flaga ze stylizowanym godłem RPDziś idąc do pracy zobaczyłem brudną i sponiewieraną flagę Rzeczypospolitej Polskiej z godłem (a przynajmniej coś, co w obrocie za taką właśnie flagę miałoby uchodzić). To jedna z tych, które weekendowi patrioci przywieszają sobie na samochodach. Być może pod wpływem pompowanej przez działy marketingu tendencji do wpadania w euroszał. Ta pewnie spadła komuś z rachitycznego, plastikowego kijka, który sobie umocował na szybie samochodu. Za chwilę takich flag będzie więcej. Jak po Bożym Narodzeniu nagle zapełniają się schroniska porzuconymi zwierzętami. Bo po chwili zabawy nagle okazało się, że dziecko nie chce już dłużej wyprowadzać pieska na spacer, a zająć się nim nie ma komu.

Ponowne wykorzystanie informacji publicznej mogłoby pomóc żyć alergikom

Wiele osób prawdopodobnie ucieszyłoby się z aplikacji na urządzenia mobilne (a chociażby i z aktualnego serwisu webowego), dzięki którym otrzymywałyby szczegółowe informacje o zagrożeniach dla alergików. W Polsce takie informacje gromadzi - jak się wydaje - Ośrodek Badania Alergenów Środowiskowych, który to ośrodek ma nawet stronę podmiotową Biuletynu Informacji Publicznej. Nie jest jednak oczywiste, jaki jest status prawny tego "ośrodka". Przepisy się ostatnio zmieniły i do ustawy o dostępie do informacji publicznej dodano te przepisy, które mają implementować dyrektywę o ponownym wykorzystaniu informacji z sektora publicznego (re-use). Przed nowelizacją ustawy sporo miejsca w dyskusji poświęciłem "sklepikom z informacjami". Wreszcie Pan Premier był uprzejmy stwierdzić publicznie, że coś, co powstaje za pieniądze publiczne, jest własnością publiczną. Aż się prosi, by wziąć dane powstające za publiczne pieniądze i je wykorzystać w celu społecznie ważnym. Zadając ośrodkowi pytanie o możliwość wykorzystania danych o alergenach dowiemy się, że jeśli chodzi o ich przekazanie, to "orientacyjny koszt przy kosztach 2012 roku, przy danych przekazywanych raz w tygodniu, to minimum 100-150 tyś zł + VAT za sezon". Chyba jest tu coś do zrobienia, a przynajmniej jest to temat, do publicznego przedyskutowania.

Epitafium dla serwisu CodziennikPrawny.pl (2009-2011)

Przypięty do tablicy korkowej znaczek promujący serwis CodziennikPrawny.plPortal internetowy CodziennikPrawny.pl został uruchomiony w czerwcu 2009 roku. Odnotowałem ten fakt w niniejszym serwisie, w notatce CodziennikPrawny.pl za 65 tys z plusem. CodziennikPrawny.pl był przygotowywany przez Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich, Centrum Edukacji Obywatelskiej oraz wydawnictwo C.H. Beck. Kiedy uruchamiano Portal apelowano do obywateli: "Pomóż nam w rozbudowie portalu, by jeszcze lepiej służył interesom obywateli. Twoja opinia jest dla nas ważna". Zebrano tam szereg pytań "z zakresu różnych dziedzin prawa" wraz propozycjami odpowiedzi na nie. Obok tego zbierano "wzory pism" (np. Wniosek o zarejestrowanie pobytu, Wniosek o dział spadku, Umowa o pracę, Wezwanie do zaprzestania naruszania dóbr osobistych, Wniosek o stwierdzenie nadpłaty podatku, i inne). Od początku swojego działania CodziennikPrawny.pl rodził sporo pytań. Jedno z podstawowych, przynajmniej dla mnie, to pytanie o podstawę prawną takiej aktywności publicystycznej Biura Rzecznika Praw Obywatelskich. Rozumiejąc ważne motywy, które obejmują m.in. działanie na rzecz upowszechnienia świadomości prawnej obywateli, zastanawiałem się, czy rzeczywiście takiej publicystyki oczekuję od RPO. I odpowiedziałem sobie: nie. Nie tego oczekuję od Rzecznika. Znacznie lepiej można wydatkować energie i środki publiczne tworząc po prostu rzetelny Biuletyn Informacji Publicznej RPO, w którym publikowano by wszystkie wystąpienia generalne Rzecznika, odpowiedzi na te wystąpienia, informacje o podejmowanych działaniach, wynikających wprost z przepisów. Dziś mogę napisać, że CodziennikPrawny.pl zakończył działalność. Jestem z tego faktu zadowolony. Biuro RPO doszło do wniosku, że prowadzenie takiego serwisu wymaga zbyt wielu nakładów. Serwis odszedł do historii, ale pozostają pytania. Gorzej, że nie ucząc się na cudzych błędach teraz Trybunał Konstytucyjny postanowił podbijać rynek mediów elektronicznych, wprowadzając nań serwis Obserwator Konstytucyjny. Nie tędy droga.

Trzy konkrety w okolicy dyskusji o ACTA

Wysłuchałem przebiegu spotkania zorganizowanego w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów z udziałem Pana Premiera, Ministra Michała Boniego (MAiC), Ministra Bogdana Zdrojewskiego (MKiDN), Ministra Igora Ostrowskiego (MAiC), Ministra Piotra Żuchowskiego (MKiDN), byli też ministrowie z Ministerstwa Gospodarki, ministrowie z Ministerstwa Spraw Zagranicznych, byli również dyrektorzy departamentów, urzędnicy, na sali gościł też Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych, Dyrektor Biblioteki Narodowej i wielu innych gości. Spotkanie rozpoczęło się o godzinie 14:05, a zakończyło się o godzinie 21:20. Na końcu spotkania zarówno gospodarze (którzy murem siedzieli do końca), jak i pozostali na sali uczestnicy (wielu się wykruszyło w trakcie spotkania) wydawali się być bardzo zmęczeni. W Sieci na temat tej dyskusji komentarze są różne, ale jeśli chodzi o mnie, to doceniam, że przedstawiciele rządu wytrzymali tyle czasu. Poza zdarzającymi się wypowiedziami "z kosmosu" było też wiele interesujących, moim zdaniem, wypowiedzi. Zobaczymy co Minister Zdrojewski udostępni jutro na temat ACTA (Pan Premier o to poprosił wprost). Szkoda, że taka dyskusja nie została zorganizowana przed podpisem pod umową, ale usłyszałem też z ust Pana Premiera, że dostrzegł wagę tematów, z którymi ludzie dziś do niego przyszli. Dzięki temu, że spotkanie było transmitowane w Sieci - mogłem pracować nad swoimi projektami, które związane są z moją działalnością pozwalającą mi zarabiać na życie (ostatnie trzy tygodnie miałem praktycznie wyjęte z życiorysu zawodowego, a jutro jadę do Poznania). Ale ja nie o tym. Chciałem tu zasygnalizować trzy sprawy, które dzieją się niejako równolegle do działań podejmowanych przez rząd.

Dlaczego jestem spokojny, czyli koza i gruszki a sprawa polska

Tym, którzy usiłują mnie na siłę wciskać w świat polityki odpowiadam, że reprezentuję głównie siebie. Oczywiście potrafiłbym wykorzystać jakieś sprytnie skrojone, inżynieryjno-społeczne skojarzenia, a to "You can call me V." w nawiązaniu do V for VaGla, a to fakt, że urodziłem się 17 maja, a więc akurat - tak jakoś wyszło - w Światowy Dzień Społeczeństwa Informacyjnego. Gdyby nie to, że piszę zdaniami zbyt wielokrotnie złożonymi i umieszczam je w za długich tekstach, przez które niewielu daje rade przebrnąć, to niemal byłbym idealną twarzą rewolucji (łysy karku, pewnie bandyta). Ale rola animatora ruchu społecznego "Ctrl+V" jakoś kłóci się z tym, w jaki sposób postrzegam rzeczywistość. Może impuls do takiego postrzegania dał mi nawet sam premier. Bo przecież On właśnie, na jednym ze spotkań rządu z internautami i organizacjami społecznymi, powiedział: "Nie szukajmy kiczu porozumienia, każdy zna swoją rolę". I ja też tak uważam. Każdy zna swoją rolę. Trzeba robić swoje. Dlatego po jednej z debat napisałem, kierując te słowa do czytelników: wszystko zależy od Was. Każdy niech robi swoje i nie ogląda się na innych. System prawny jedynie powinien dawać narzędzia, dzięki którym obywatele będą mogli sprawować władzę zwierzchnią w Rzeczpospolitej Polskiej i kontrolować swoich przedstawicieli.

Ciąg dalszy sprawy nielegalnych porozumień ograniczających konkurencję na rynku programów komputerowych

Jest kolejny wątek z kontynuacją: ponoć Sąd Ochrony Konkurencji i Konsumentów odrzucił odwołanie Przedsiębiorstwa Informatycznego Kamsoft. NFZ złożył odwołanie od wcześniejszej decyzji UOKiK po terminie, dlatego Sąd nie rozpatrywał tego odwołania. W kwestii dowołania Kamsoft Sąd miał potwierdzić, że doszło do niedozwolonego porozumienia pomiędzy przedsiębiorcą a NFZ. Porozumienie to miało utrudniać działanie konkurencji. Przedsiębiorstwu służy jeszcze odwołanie.

Sprawy o unieważnienie patentów na kodowanie obrazu i konwersję słów

Patrzę sobie na wokandę spraw wyznaczonych w Urzędzie Patentowym RP w trybie spornym na jutro (7 grudnia 2011 r.) i widzę coś interesującego, a mianowicie cztery sprawy o unieważnienie patentów - jak sądzę "software-owych" (to chyba jest przedmiotem sporu?). Jutro zatem sprawa Digi Pres Group Sp. z o.o. Łomianki przeciwko SONY CORPORATION, Tokio Japonia o unieważnienie patentu nr: 181392 na wynalazek pt: "Sposób i urządzenie kodujące obraz filmowy" w części Pat- 181392 (to o 8:30) i jest też druga sprawa związana z tym samym patentem, ale tu patent podważa DIGIREC S.A. Rybnik (o 09:30). Jest sprawa Digi Pres Group Sp. z o.o. Łomianki przeciwko KONINKLIJKE PHILIPS ELECTRONICS N.V., Eindhoven, Holandia o unieważnienie patentu nr: 183099 na wynalazek pt: "Sposób konwersji ciągu m-bitowych słów informacji do postaci sygnału modulowanego, urządzenie kodujące i nośnik zapisu" w części Pat-183099 (o 10:00) i - podobnie jak wcześniej - jest druga sprawa związana z tym patentem, ale podważa go DIGIREC S.A. Rybnik (o 11:00). Jestem ciekawy, jaki będzie wynik tych spraw. Być może ktoś mógłby wybrać się i przygotować relacje?

Abonament radiowo-telewizyjny za prąd i za komputer?

Warto odnotować, że ponoć powstały dwa projekty nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji. W pierwszym zmiany, "które powinny zostać wprowadzone jak najszybciej", a w drugim zmiany "wymagające konsultacji społecznych". Rozumiem, ze pierwsze nie wymagają konsultacji społecznych, ale może to po prostu licentia poetica/uproszczenie w relacji medialnej). Na stronach Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji nie znalazłem materiału na ten temat, ale Wirtualnemedia omawiają wystąpienie p. Jana Dworaka, przewodniczącego KRRiT. Odnotowuję to, ponieważ - jak czytam - wedle jednej z koncepcji abonament ma płacić m.in. taka osoba, która w domu ma komputer...

Anonimowość, wiarygodna wiadomość i odpowiedzialność hosta (Wyrok SN z 8 lipca 2011 r., sygn. akt IV CSK 665/10)

W kontekście ostatnich komentarzy (por. Nie chodzi o cenzurę internetu, a o procedurę notice and takedown) przypomniałem sobie o tym, że należy odnotować treść wyroku Sądu Najwyższego z lipca 2011 roku, o którym wstępnie pisałem w tekście Ważne kto w Elblągu nacisnął enter, nie kto jest właścicielem komputera. Otóż dziś można napisać o tym więcej. Chodziło w tej sprawie o powództwo osoby fizycznej przeciwko pewnej gminie o ochronę dóbr osobistych i zapłatę. Ciekawe w tym jest to, że powód domagał się ochrony, co miałoby polegać na "opublikowaniu na stronach gazety internetowej pozwanej" przeproszenia za to, że za pośrednictwem serwera należącego do Urzędu Miasta E. doszło do zamieszczenia bezpodstawnych oskarżeń pod adresem powoda, dotyczących czynów, których on nie popełnił oraz o zasądzenie od strony pozwanej na rzecz Ośrodka Wsparcia dla Dzieci i Młodzieży kwoty 500 zł. Mamy więc sytuację, w której strona internetowa gminy traktowana jest jak "gazeta internetowa", a jeśli nie do końca, to z sytuacją, w której zasoby gminy służą do publikowania takiej gazety (por. Czy "własne" serwisy internetowe administracji publicznej działają legalnie?). Najpierw rozstrzygał Sąd Okręgowy, który oddalił powództwo przeciwko gminie. Potem Sąd Apelacyjny, a następnie kasację oddalił Sąd Najwyższy, chociaż nie we wszystkim zgodził się z poprzednikami.

O tym, że zawsze znajdzie się coś innego i będzie kłopot

"(...) na pewno coś jeszcze się znajdzie, bo wiele osób ma na swoich komputerach np. nielegalne oprogramowanie (...) [L]epiej, żeby każdy z potencjalnych autorów dobrze przemyślał najpierw, zanim napisze coś takiego w internecie. Nawet, jeśli wybroni się wolnością wypowiedzi, znajdzie się coś innego i będzie miał kłopoty."