Obserwator Konstytucyjny

NSA oddalił kasację w sprawie skargi dot. dostępu do treści "Przeglądu legislacyjnego"

Wczoraj Naczelny Sąd Administracyjny rozpatrywał skargę kasacyjną związaną z postępowaniem o udzielenie informacji publicznej, a dotyczącej... "Przeglądu legislacyjnego". Historia zaczęła się w tekście Czekamy na wolterskluwer.gov.pl, a materiały dotyczące kolejnych moich działań zebrałem w dziale Przegląd Legislacyjny. Niezależnie ode mnie Fundacja ePaństwo zawnioskowała potem o wskazanie podstawy prawnej, w oparciu o którą wydawany jest kwartalnik "Przegląd Legislacyjny", a także o udostępnienie wszystkich egzemplarzy kwartalnika "Przegląd Legislacyjny", które do chwili obecnej zostały wydane. W sprawie wniosku Fundacji ePaństwo wydał wyrok WSA w Warszawie, a po wyroku WSA sprawa trafiła do Naczelnego Sądu Administracyjnego. NSA wczoraj oddalił skargę kasacyjną Fundacji (sygn. I OSK 724/14). Utrzymał się zatem wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. W związku z tym mam takie niewinne pytanie: czy art 8 Prawa prasowego to wystarczająca podstawa, by Premier mógł być wydawcą tzw. brukowca?

Roman Dmowski w raporcie Komisji Europejskiej i pytania o odpowiedzialność za publikacje administracji publicznej

Na gruncie tej - dość zabawnej, jak się wydaje - wpadki Komisji Europejskiej, która przygotowała raport poświęcony e-administracji w Polsce, a datowany na marzec 2014 roku, pojawia się szereg poważniejszych pytań i problemów. Otóż pierwszy problem jest taki, że Komisja Europejska nie "obcyndala się" z prawami autorskimi do zdjęć (a być może i do innych utworów) i dla potrzeb swoich publikacji zwyczajnie sięga po zdjęcia "znalezione" w internecie. Drugi problem to problem rzetelności publikacyjnej. Kolejne dotyczą odpowiedzialności za publikacje.

Zdaniem MinFinu treści publikowane w Biuletynie Skarbowym nie są informacją publiczną...

Przed chwilą opublikowałem notatkę na temat wyroku NSA z 7 marca 2012 roku, sygn. I OSK 2265/11, w której nawiązuję w komentarzu do dwumiesięcznika Biuletyn Skarbowy Ministerstwa Finansów. Wiemy, bo MinFin już udzielał informacji na temat swojej umowy z wydawnictwem INFOR Ekspert sp. z o.o. Wiemy, że po szeregu "zwykłych umów" MinFin udzielił też koncesji związanej z tym "dwumiesięcznikiem". I teraz rodzi się pytanie, czy materiały pisane przez urzędników, a których publikacja finansowana jest przez Ministerstwo Finansów, to stanowią informację publiczną, czy też nie? Jeśli Ministerstwo Finansów realizuje w ten sposób określone przez prawo zadania publiczne (ministerstwo twierdzi, że nie), to takie materiały winny być uznane za informację publiczną, a co więcej - za materiał urzędowy (zatem nie będące przedmiotem prawa autorskiego). A może też Ministerstwo Finansów przekracza tu określone ustawowo ramy prawne możliwego działania administracji publicznej (por. materiały na temat Obserwatora konstytucyjnego)? Warto chyba sprawdzić to w toku procedury sądowej. Pierwszy krok jest zrobiony: został złożony wniosek o dostęp do informacji publicznej. W odpowiedzi na wniosek Ministerstwo Finansów napisało, że takie materiały przygotowywane przez urzędników do "Biuletynu Skarbowego Ministerstwa Finansów" nie są informacją publiczną. Warto zatem pójść dalej i wyjaśnić sprawę do końca.

Ważny wyrok dot. ekspertyz przygotowanych na zlecenie organu, materiałów urzędowych i dostępu do informacji publicznej

Kilkanaście dni temu Naczelny Sąd Administracyjny wydał wyrok w sprawie dostępu do ekspertyz przygotowanych na zlecenie MSWiA. Chodzi o wyrok NSA z 7 marca 2012 roku, sygn. I OSK 2265/11, którym NSA oddalił skargę kasacyjną MSWiA od wyroku WSA w Warszawie z 8 września 2011 roku, sygn. II SAB/Wa 174/11. Kiedyś pisałem o wcześniejszym etapie tej sprawy: Ekspertyzy przygotowane dla MSWiA przez stowarzyszenie są informacją publiczną (II SAB/Wa 155/09 - Wyrok WSA w Warszawie). Tu również sprawa trafiła do NSA i zapadł potem wyrok z 3 sierpnia 2010 roku, sygn. I OSK 757/10. Potem sprawa wróciła do WSA i znów trafiła do NSA. Powyżej przywołany wyrok NSA stanowi niejako finał sądowy tej sprawy. NSA uznał m.in., że jeżeli ekspertyzy zewnętrznego podmiotu, a przygotowane na zlecenie organu dotyczą projektu informatyzacji sfery publicznej i wiążą się z wydatkowaniem środków publicznych, to są informacją publiczną w rozumieniu art. 1 ust. 1 u.d.i.p.. Odnoszą się bowiem do "sprawy publicznej" jaką jest kwestia programów w zakresie realizacji zadań publicznych, sposobu ich realizacji, wykonywania i skutków realizacji tych zadań oraz informacji, dotyczącej majątku publicznego, w tym majątku Skarbu Państwa. Dlatego tak ważne jest pytanie o to, jakie to też "zadanie publiczne" jest realizowane przez organ i w oparciu o jakie przepisy prawa organ działa (zasada legalizmu kłania się ponownie). Zdaniem NSA nie przeszkadza w udostępnieniu informacji publicznej również to, że wnioskowana informacja publiczna w ustalonej formie może być chroniona przepisami ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Ale w tej sprawie NSA wprost stwierdził wręcz, że: "ekspertyzy sporządzone na zlecenie Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji są materiałami urzędowymi w rozumieniu art. 4 pkt 2 ww. ustawy. Pełnią funkcję służebną w procesie podejmowania decyzji przez organ władzy wykonawczej i nie stanowią przedmiotu prawa autorskiego". Mamy zatem kolejny argument za koncepcją "wywłaszczenia z praw autorskich". Warto bliżej przyjrzeć się tezom sądów w tej sprawie.

Miliardy na serwisy internetowe administracji publicznej - to wszystko idzie z naszych kieszeni

Jeśli w ramach "społecznej inwentaryzacji serwisów internetowych administracji publicznej" potrafimy wskazać dziś 3893 serwisy (przy czym są to serwisy inne niż BIP; BIP-y mają umocowanie prawne w ustawie, a takie marketingowo-wizerunkowe serwisy nie mają), a z informacji od Prezesa Trybunału Konstytucyjnego wynika, że oszacowano tam roczny koszt działania serwisu internetowego na 129000 złotych, to proste przemnożenie (przy założeniu, że wszystkie te serwisy działają mniej więcej w takich samych warunkach, co nie jest prawdą, bo np. przy niektórych pracuje więcej osób niż jedna) daje nam koszt działania takich serwisów w wysokości 891497000 złotych rocznie. Czyli blisko miliard złotych rocznie. W ramach "społecznej inwentaryzacji" nie mamy jeszcze wszystkich serwisów finansowanych z budżetu - tu ostrożne szacunki z sufitu podpowiadają jakieś 12-15 tysięcy serwisów (innych niż BIP). W tej prostej kalkulacji nie uwzględniono kosztu stworzenia serwisu (a te są różne - jedne kosztują 20 tysięcy, inne 70 tysięcy złotych, a jeszcze inne może i 700 tysięcy)...

Co zawiera, a czego nie zawiera, koperta z Trybunału Konstytucyjnego

pieczęć Biura Trybunału Konstytucyjnego na kopercieJak część czytelników pamięta - 18 kwietnia złożyłem do Prezesa Trybunału Konstytucyjnego trzy wnioski o dostęp do informacji publicznej. Wnosiłem o tematycznie ułożone informacje: o dostęp do informacji publicznej w zakresie decyzji i zarządzeń dot. serwisu internetowego pn. „Obserwator Konstytucyjny”, o dostęp do informacji publicznej w zakresie umów dot. serwisu internetowego pn. „Obserwator Konstytucyjny” oraz o dostęp do informacji publicznej w zakresie funkcjonowania serwisu internetowego pn. „Obserwator Konstytucyjny” oraz jego prawno-prasowego statusu. Dziś z Trybunału Konstytucyjnego, listem poleconym za zwrotnym poświadczeniem odbioru, przyszła do mnie koperta. Nie jestem usatysfakcjonowany jej zawartością, chociaż płacę podatki. Uwaga: niniejszy tekst jest dość długi...

Trzy wnioski do Prezesa Trybunału Konstytucyjnego o dostęp do informacji publicznej

Zdjęcie nagłówka jednego z wniosków skierowanych do Prezesa TK ze stemplem z biura podawczego TKKorzystając z wizyty w Trybunale Konstytucyjnym (który dziś uznał, że tzw. "poprawka Rockiego" jest niezgodna z Konstytucją) - złożyłem dziś w biurze podawczym Trybunału Konstytucyjnego trzy wnioski o dostęp do informacji publicznej. Wszystkie trzy dotyczą kwestii uruchomienia i działania wydawanego przez Trybunał serwisu internetowego pod nazwą "Obserwator Konstytucyjny". Tym razem zdecydowałem się złożyć wnioski na piśmie i uzyskać stempel "wpłynęło".

Epitafium dla serwisu CodziennikPrawny.pl (2009-2011)

Przypięty do tablicy korkowej znaczek promujący serwis CodziennikPrawny.plPortal internetowy CodziennikPrawny.pl został uruchomiony w czerwcu 2009 roku. Odnotowałem ten fakt w niniejszym serwisie, w notatce CodziennikPrawny.pl za 65 tys z plusem. CodziennikPrawny.pl był przygotowywany przez Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich, Centrum Edukacji Obywatelskiej oraz wydawnictwo C.H. Beck. Kiedy uruchamiano Portal apelowano do obywateli: "Pomóż nam w rozbudowie portalu, by jeszcze lepiej służył interesom obywateli. Twoja opinia jest dla nas ważna". Zebrano tam szereg pytań "z zakresu różnych dziedzin prawa" wraz propozycjami odpowiedzi na nie. Obok tego zbierano "wzory pism" (np. Wniosek o zarejestrowanie pobytu, Wniosek o dział spadku, Umowa o pracę, Wezwanie do zaprzestania naruszania dóbr osobistych, Wniosek o stwierdzenie nadpłaty podatku, i inne). Od początku swojego działania CodziennikPrawny.pl rodził sporo pytań. Jedno z podstawowych, przynajmniej dla mnie, to pytanie o podstawę prawną takiej aktywności publicystycznej Biura Rzecznika Praw Obywatelskich. Rozumiejąc ważne motywy, które obejmują m.in. działanie na rzecz upowszechnienia świadomości prawnej obywateli, zastanawiałem się, czy rzeczywiście takiej publicystyki oczekuję od RPO. I odpowiedziałem sobie: nie. Nie tego oczekuję od Rzecznika. Znacznie lepiej można wydatkować energie i środki publiczne tworząc po prostu rzetelny Biuletyn Informacji Publicznej RPO, w którym publikowano by wszystkie wystąpienia generalne Rzecznika, odpowiedzi na te wystąpienia, informacje o podejmowanych działaniach, wynikających wprost z przepisów. Dziś mogę napisać, że CodziennikPrawny.pl zakończył działalność. Jestem z tego faktu zadowolony. Biuro RPO doszło do wniosku, że prowadzenie takiego serwisu wymaga zbyt wielu nakładów. Serwis odszedł do historii, ale pozostają pytania. Gorzej, że nie ucząc się na cudzych błędach teraz Trybunał Konstytucyjny postanowił podbijać rynek mediów elektronicznych, wprowadzając nań serwis Obserwator Konstytucyjny. Nie tędy droga.

Obserwator Konstytucyjny zaczyna się przeobrażać, chociaż pytania wciąż pozostają

13. marca, w związku z serią tekstów na temat "3 miliardów euro" i okolic, wysłałem do Trybunału Konstytucyjnego wniosek o udostępnienie informacji publicznej: treści decyzji Prezesa Trybunału Konstytucyjnego, za pomocą której powołany został do życia serwis internetowy pn. Obserwator Konstytucyjny. Wniosek wysłałem ponieważ nie mogłem (i nadal nie mogę) znaleźć treści tej decyzji (w tym daty wydania, podstawy wydania, sygnatury, etc.) w Biuletynie Informacji Publicznej Trybunału Konstytucyjnego. Wniosek wysłałem pocztą elektroniczną. Dziś otrzymałem maila z odpowiedzią na mój list. I chociaż nadal nie znam decyzji (numeru, podstawy wydania), to przywołam odpowiedź.

Obserwator Konstytucyjny - tyle jest pytań, tyle niepewności co do istnienia prawa...

Pozostaję obecnie w "obiektywnej niepewność stanu prawnego lub prawa", a to w związku z tym, że nie mam pojęcia, czy przez publikację mojego tekstu na stronach internetowych Obserwatora Konstytucyjnego nie doszło aby do "wywłaszczenia" mnie z praw autorskich do wycenianego przeze mnie wcześniej na miliard euro tekstu Administracja publiczna w Polsce pomaga budować Google profile obywateli. Nie wiem, co robić. Możemy sobie prowadzić debaty na temat przyszłości prawa autorskiego, ale jak na razie jestem w kropce. Otóż kiedyś Sąd Najwyższy był uprzejmy dokonać interpretacji pojęcia "materiał urzędowy", no i mamy art 7 Konstytucji. Zakładając, że muszą przecież istnieć jakieś podstawy prawne działania powołanego przez Trybunał Konstytucyjny (jego Biuro) serwisu internetowego, to może publikowane tam materiały są w istocie takimi "materiałami urzędowymi". A materiały urzędowe - co wynika z art 4 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych - nie są przedmiotem prawa autorskiego. Mój tekst był utworem, ale może już nie jest? Skąd mam wiedzieć? Wydaje się, że mam interes prawny, by zamiast od razu poszukiwać trzymiliardowego odszkodowania, próbować wcześniej poszukiwać odpowiedzi przed sądem - w ramach powództwa o ustalenie prawa.