społeczeństwo

Faktura za retencję danych - pierwszy wyrok we Wrocławiu

Kolejny dziś "szybki przekaz" może powodować pewien smutek w Policji (chociaż to dopiero pierwsza instancja). Otóż Sąd Rejonowy dla Wrocławia-Śródmieście IX Wydział Cywilny uznał (Sygn. akt: IX Nc 1850/11), że jeśli organ domaga się od przedsiębiorcy danych, zestawień, informacji w formie opracowań, to za takie opracowane materiały przedsiębiorca może od np. Policji domagać się wynagrodzenia. Wystawianie Policji faktur związanych z pytaniami funkcjonariuszy o np. pełną historię kontaktów jakiejś osoby w serwisie społecznościowym właśnie zyskało pewną podstawę w praktyce sądowej. Tu spór dotyczy serwisu NK.pl.

Dlaczego jestem spokojny, czyli koza i gruszki a sprawa polska

Tym, którzy usiłują mnie na siłę wciskać w świat polityki odpowiadam, że reprezentuję głównie siebie. Oczywiście potrafiłbym wykorzystać jakieś sprytnie skrojone, inżynieryjno-społeczne skojarzenia, a to "You can call me V." w nawiązaniu do V for VaGla, a to fakt, że urodziłem się 17 maja, a więc akurat - tak jakoś wyszło - w Światowy Dzień Społeczeństwa Informacyjnego. Gdyby nie to, że piszę zdaniami zbyt wielokrotnie złożonymi i umieszczam je w za długich tekstach, przez które niewielu daje rade przebrnąć, to niemal byłbym idealną twarzą rewolucji (łysy karku, pewnie bandyta). Ale rola animatora ruchu społecznego "Ctrl+V" jakoś kłóci się z tym, w jaki sposób postrzegam rzeczywistość. Może impuls do takiego postrzegania dał mi nawet sam premier. Bo przecież On właśnie, na jednym ze spotkań rządu z internautami i organizacjami społecznymi, powiedział: "Nie szukajmy kiczu porozumienia, każdy zna swoją rolę". I ja też tak uważam. Każdy zna swoją rolę. Trzeba robić swoje. Dlatego po jednej z debat napisałem, kierując te słowa do czytelników: wszystko zależy od Was. Każdy niech robi swoje i nie ogląda się na innych. System prawny jedynie powinien dawać narzędzia, dzięki którym obywatele będą mogli sprawować władzę zwierzchnią w Rzeczpospolitej Polskiej i kontrolować swoich przedstawicieli.

Przydałby się kalkulator/symulator budżetu państwa (finanse publiczne oparte na dowodach)

Na fali chwilowego zainteresowania społeczeństwem partycypacyjnym, w którym obywatele mają, poza dostępem do informacji publicznej, również narzędzia do brania udziału w procesie podejmowania decyzji, chciałbym jeszcze przypomnieć o narzędziach wspomagających analitykę finansów publicznych. Jeśli ktoś z czytających te słowa ma ochotę się jakoś przydać, a nie wie jak, ale ma potrzebne tu umiejętności, to fajnie by było - jak uważam, gdyby w Polsce powstały takie narzędzia, jak chociażby taki 'kalkulator' budżetu państwa, jaki powstał w Chorwacji.

Przejrzystość działania państwa - finansowanie projektów ze środków publicznych

Chciałbym się czegoś dowiedzieć na temat założonej w październiku zeszłego roku, a więc 3 miesiące temu, Fundacji Legalna Kultura, która - jak wynika z informacji na stronach Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego otrzymała właśnie, w ramach programu Edukacja kulturalna i diagnoza kultury - Edukacja kulturalna, dotację w wysokości 325 tysięcy złotych na projekt zatytułowany "Kampania edukacyjna Legalna Kultura".

Jeden uczciwy serwis rządu zamiast chmury witryn marketingu politycznego ministrów

W Wielkiej Brytanii pracują nad jednym wspólnym serwisem rządu, który ma zastąpić istniejący wcześniej serwis Directgov. W ten sposób Wielka Brytania realizuje koncpet, który sygnalizuję w tym serwisie od kilku lat. Ograniczenie liczby serwisów internetowych polskiego rządu, zrezygnowanie z odrębności "stron własnych" i BIP-ów (po prostu prowadzony przez administrację publiczną serwis jest BIP-em), będzie narzędziem, za pomocą którego obywatel może kontrolować państwo. Przyczyni się też do ograniczania wydatków publicznych, zracjonalizuje zarządzanie zasobami. Ograniczenie liczby serwisów ułatwi zabezpieczenie techniczne pozostawionych w użyciu.

Pochylmy się nad patentem w pewien sposób dotyczącym zaokrąglania liczb

Nie tak dawno, jeszcze przed społecznym zainteresowaniem tematami poruszanymi w tym serwisie, opublikowałem tekst Sprawy o unieważnienie patentów na kodowanie obrazu i konwersję słów (podobne są gromadzone w dziale patenty niniejszego serwisu). Dziś wypada zasygnalizować, że w dniu jutrzejszym ma się rozstrzygać sprawa wyznaczona w Urzędzie Patentowym RP w trybie spornym, a właściwie, to kilka, ale interesujące mnie dotyczą próby unieważnienia patentu nr. 173287 na wynalazek pt. "Sposób i urządzenie do przetwarzania zespołu współczynników transformaty reprezentujących sygnał obrazu ruchomego". Patent ten przyznano wcześniej Sony Corporation, a usiłują podważyć go w odrębnych postępowaniach spółki Digi Pres Group Sp. z o.o. (sygn. 557/10) oraz Digirec S.A. (sygn. 13/11).

Skandalem jest to, że ktoś telefon od Amerykanów może nazwać skandalem

To, że pracownik Ambasady USA w Polsce dzwoni do Sejmu RP i pyta o proces stanowienia prawa wzbudziło zaniepokojone komentarze zarówno samych posłów, jak i niektórych komentatorów. Tymczasem oburzenie wzbudzić powinno to, że Polacy nie korzystają z narzędzi, które polski system prawa daje chcącym uzyskać dostęp do informacji publicznej. O ile Konstytucja RP wspomina o prawie do informacji publicznej, które przysługuje obywatelom, to już ustawa o dostępie do informacji publicznej takie prawo daje wszystkim zainteresowanym, nie tylko obywatelom. W stosunku do Sejmu i Senatu RP kwestie prawa do informacji publicznej regulowane są w ich regulaminach. Zamiast oburzać się na Amerykanów sami powinniśmy baczniej przyglądać się temu, w jaki sposób posłowie sobie poczynają w Parlamencie.

Te, Anonymous?

Mówią po serwisach, że jesteście jakimiś takimi "hackerami na sterydach" i generalnie powtarzają te slogany, że jest Was legion, bla, bla. Pod tą maską Fawkesa paru się pewnie dobrze bawiło i bawi dewastując to i tamto, generalnie Operacja PayBack, te sprawy. Skoro jesteście tacy dobrzy, nigdy nie zapominacie i nie wybaczacie, tak bardzo zależy Wam na wydobywaniu informacji od rządów i udostępnianiu ich ludziom, to pewnie takie LOIC, co to się nim dzieciaki bawią, musi na dłuższą metę włączać ziewanie? Jest temat. Przydałby się zwykły moduł do Drupala, który wykorzystywałby API z serwisu Sejmometr.pl. To pewnie nuda, co? Bo bez zadymy i potem setki ludzi mogłoby z tego mieć pożytek, wykorzystywać patrząc na to, co się w państwie dzieje. Trzeba by mieć jakie-takie umiejętności, żeby nie spaprać kodu, udostępnić go ludziom. Pewnie macie inne sprawy na głowie i pokazanie czegoś konstruktywnego daje mniej satysfakcji niż puszczenie odezwy przez syntezator? To jak będzie?

Bezpieczniej jest nie oglądać publicznie sportu i miliony pixeli wolności obywatelskiej

Skoro dziennikarze przy okazji ACTA o to nie pytają, a właśnie wielu poczuło się rozczarowanymi, że nie mogą na stadion Narodowym ponoć zwanym wnieś aparatu fotograficznego o rozdzielczości większej niż 5 mln pixeli, to przypomnę swój tekst z 2009 roku, w którym próbowałem zebrać "zobowiązania" polskiego rządu, niektórych ministrów i szefów niektórych urzędów w Polsce wobec "prywatnego podmiotu UEFA": Euro 2012: zaplecze przyszłej ustawy chroniącej własność intelektualną UEFA. Czy obywatele mają coś do powiedzenia?. Wielokrotnie mnie tu już uspokajano od czasu opublikowania tego tekstu, że wszystko jest OK i nie ma się czym martwić. Jedno ze zobowiązań "wobec podmiotu prywatnego Union of European Football Associations (UEFA)" (uparcie to przywołuję, bo tak nawet napisano w analizie dla Ministerstwa Gospodarki; por. Własność intelektualna dla kibiców piłki nożnej) polegało na tym, że Polska zmieni przepisy dotyczące oglądania meczów przed telewizorami. Zobowiązanie to podjął p. Tomasz Lipiec, ówczesny Minister Sportu w Rządzie RP, a polegało ono na "podjęciu wszelkich działań zmierzających do spełnienia warunków odnośnie prawa dotyczącego publicznego oglądania (public viewing)". I w ostatniej noweli ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych wpisano stosowne regulacje na ten temat. Ja sam nie wiem, jakie znaczenie ma zobowiązanie rządu wobec prywatnego podmiotu, ale historia przyjmowania w Polsce ACTA może być tu interesującym odesłaniem intelektualnym.

O przeżyciu pokoleniowym rewolucji informacyjnej

W tych dniach wiele tekstów napisano na temat tego, dlaczego właściwie internauci wyszli na ulicę. Dla mnie to też ciekawe, ale nie jestem psychologiem społecznym, ani socjologiem, więc się na tym nie znam. Skoro jednak się nie znam, to się wypowiem, bo - mam takie podejrzenie - wpływ na system społeczny (w którym powszechnie obowiązujące prawo ma istotne znaczenie konstrukcyjne) zyskują ludzie, których łączy wspólne doświadczenie. Oni już wcześniej kontrolowali świat, ale robili to za pomocą joysticka na przełomie lat 80-90, a potem też myszki czy konsoli. Moim zdaniem realizuje się scenariusz napisany przez Orsona Scotta Carda w cyklu powieści o Enderze.