O Przeglądzie Legislacyjnym i o tym, że zmienił się ustrój
W latach 1994-1995 "ukazywał" się taki tytuł, jak Biuletyn Rady Legislacyjnej. "Wydawcą" tego "biuletynu" był Urząd Rady Ministrów. Była to instytucja czasów PRL. URM przestał istnieć w wyniku reformy roku 1997. W tym samym roku, tj. w roku 1997, a dokładniej: 2 kwietnia 1997 roku, "w trosce o byt i przyszłość naszej Ojczyzny, odzyskawszy w 1989 roku możliwość suwerennego i demokratycznego stanowienia o Jej losie, my, Naród Polski - wszyscy obywatele Rzeczypospolitej" ustanowiliśmy Konstytucję Rzeczypospolitej Polskiej "jako prawa podstawowe dla państwa". Kiedy zatem 17 października 1997 roku opublikowana w Dz. U. z 1997 r. Nr 78, poz. 483 Konstytucja weszła w życie (po 3 miesiącach od daty jej ogłoszenia) - zmienił się konstytucyjny ustrój Polski. Uważam, że należy to dostrzec również tam, gdzie państwo (osoby pełniące w nim jakąś funkcję) usiłuje kreować sobie platformy "własnej" publicystyki. Dotyczy to zarówno "Obserwatora konstytucyjnego", "Biuletynu skarbowego", czy właśnie "Przeglądu legislacyjnego". Ustrój się zmienił.
W ramach tego ustroju, by ograniczać uznaniowość działania "władzy", większe znaczenie zyskało "demokratyczne państwo prawne", którego jednym z istotniejszych elementów są dwie zasady: zasada legalizmu i zasada praworządności. Obie wynikają z art 7 Konstytucji RP. Inaczej, niż to było "bardziej naturalne" w praktyce poprzedniego ustroju - teraz organy władzy publicznej są związane przepisami. Mogą robić to, co w tych przepisach jest, a nie mogą robić tego, czego w tych przepisach nie ma. Oczywiście śledzę dyskusję na temat "władczych" działań i tego, że - zdaniem wielu - te dwie zasady dotyczą tylko tych "władczych" przejawów działania organów władzy publicznej. Uważam wszakże, że te zasady legalizmu i praworządności mauszą mieć zastosowanie do trzymania się przez organy władzy publicznej zakresu swoich kompetencji. Dziać się tak musi w celu ochrony jednostki - obywateli - przed samowładztwem, uznaniowością, w imię przejrzystości działania państwa oraz w celu racjonalizacji wydatków publicznych. To wszystko wynika z zasady demokratycznego państwa prawnego, z której dodatkowo wyinterpretowano zasadę zaufania obywatela do państwa.
Zmienił się ustrój i zmieniły się też instytucje państwa. Rada Legislacyjna przy URM i jej ówczesny biuletyn z czasów PRL, to nie jest ta sama Rada Legislacyjna dziś obsługiwana przez Kancelarię Prezesa Rady Ministrów pod rządami Konstytucji z 1997 roku i ustawy o Radzie Ministrów.
Kiedyś były inne czasy i inny sposób "sprawowania władzy". Również w sferze "informacyjnej". W czasach PRL przy Prezesie Rady Ministrów pojawiła się np. Rada Prasowa (np. w obrocie prawnym istniało sobie takie Rozporządzenie Prezesa Rady Ministrów z dnia 1 lipca 1984 r. w sprawie zakresu działania oraz trybu powoływania i działania Rady Prasowej, na mocy którego taka Rada Prasowa, "organ opiniodawczy i wnioskujący w sprawach wynikających z roli prasy w życiu społeczno-politycznym kraju", miała się "przyczyniać do zwiększenia roli prasy w rozwoju socjalistycznych stosunków społecznych, a w szczególności do tworzenia warunków umożliwiających zaspokajanie potrzeb informacyjnych społeczeństwa oraz do kształtowania na wysokim poziomie kultury politycznej wzajemnych stosunków pomiędzy organami administracji i innymi podmiotami życia publicznego a prasą". Generalnie sama ustawa Prawo prasowe też została przyjęta w 1984 roku, była - owszem - wielokrotnie nowelizowana, ale do tej pory nie doczekała się tekstu jednolitego. Dlatego w ustawie Prawo prasowe mamy wciąż - w art. 2 - zdanie "Organy państwowe zgodnie z Konstytucją Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej stwarzają prasie warunki niezbędne do wykonywania jej funkcji i zadań".
Rada prasowa ma "trzymanie ustawowe" i dziś, bo to "trzymanie" znajduje się w art. 17 ustawy Prawo prasowe. Ust. 1 tego przepisu "tworzy" Radę Prasową, a ust. 2 stwierdza, że "Rada Prasowa działa przy Prezesie Rady Ministrów. Członków Rady powołuje Prezes Rady Ministrów na okres 3 lat". Nadal - na podstawie ust. 4 tego przepisu - "Rada Prasowa ma charakter opiniodawczy i wnioskujący w sprawach dotyczących prasy i jej roli w życiu społeczno-politycznym kraju". W Biuletynie Informacji Publicznej Rady Ministrów można nawet znaleźć - w zakładce "Organy pomocnicze Prezesa Rady Ministrów" - stronę Rada Prasowa - zaraz obok linku Rada Legislacyjna. O ile jednak na stronie BIP poświęconej Radzie Legislacyjnej jest jej skład ujawniony, to już składu Rady Prasowej nie znajdziemy. Dlaczego? Ponieważ kolejni premierzy postanowili zrezygnować z powoływania składu tego organu, a ustawodawca nie potrafi zaproponować takiej zmiany przepisów Prawa prasowego, który byłby społecznie akceptowalny. W efekcie ignoruje się przepis powszechnie obowiązującego prawa. W tym przypadku - jak uważam - złego prawa. Fakt nieprzestrzegania jednak tego prawa i fakt niemożności poradzenia sobie z tym stanem rzeczy - jest faktem.
Wraz z "reformą centrum" Kancelaria Prezesa Rady Ministrów nie przejęła wszystkich wcześniejszych zadań Urzędu Rady Ministrów. Przed reformą centrum przyjęto też takie akty normatywne, jak Rozporządzenie Rady Ministrów z dnia 4 lutego 1997 r. w sprawie sposobu finansowania i obsługi organów pomocniczych, opiniodawczo-doradczych wspólnych tworzonych lub powoływanych przez Radę Ministrów lub Prezesa Rady Ministrów oraz Rady Legislacyjnej przy Prezesie Rady Ministrów. Ale ustrój państwa i ustrój wewnętrzny rządu (a tym samym jego organów pomocniczych) się zmienił (czasem kilkukrotnie). W międzyczasie zmieniły się też zasady finansowe działania rządu. Wydatki i dochody Kancelarii Prezesa Rady Ministrów są dziś realizowane w części 16 budżetu państwa. W jej skład wchodzą dwie jednostki budżetowe, tj. Kancelaria Prezesa Rady Ministrów i Ośrodek Studiów Wschodnich, z tej części budżetu też realizowane są wydatki i dochody instytucji gospodarki budżetowej – Centrum Usług Wspólnych w Warszawie. Tego właśnie CUW, który ma być dziś wydawcą Biuletynu Legislacyjnego, a którego wcześniej nie było.
W międzyczasie też zmieniły się przepisy regulujące ustrój wewnętrzny działania Rady Legislacyjnej. W Rozporządzeniu Prezesa Rady Ministrów z dnia 23 lutego 1998 r. w sprawie zadań Rady Legislacyjnej oraz szczegółowych zasad i trybu jej funkcjonowania mogliśmy jeszcze znaleźć przepisy, które stwierdzały, że organami Rady jest przewodniczący Rady i Prezydium Rady. Dziś Prezydium Rady Legislacyjnej "zniknęło", a tym bardziej nie jest jej organem. Nawet jednak w 1998 roku do zadań Rady legislacyjnej nie należało wydawanie jakiegokolwiek periodyku, jak również nie należało redagowanie (bycie redakcją) jakiegokolwiek periodyku.
A jakie są dziś zadania Rady legislacyjnej? Poniżej przywołam komentarz "To ja sięgnę "niżej"", który umieściłem w sąsiednim wątku:
Rada Legislacyjna jest organem opiniodawczo-doradczym Rady Ministrów i Prezesa Rady Ministrów w sprawach dotyczących systemu prawa. To wynika ze statutu Rady Legislacyjnej. Ten Statut określa zadania, dla których Rada została powołana i określa też jej kompetencje. To, że ten Statut jest istotny wynika z art. 14 ustawy o Radzie Ministrów, którego ust. 3 stwierdza: "Prezes Rady Ministrów określa, w drodze rozporządzenia, zadania oraz szczegółowe zasady i tryb funkcjonowania Rady Legislacyjnej".
Jakie zatem zadania (a więc możliwy zakres działań, kompetencji) ma Rada Legislacyjna?
1) opiniowanie projektów dokumentów rządowych, w szczególności projektów założeń projektów ustaw, projektów ustaw oraz projektów innych aktów normatywnych z punktu widzenia ich zgodności z Konstytucją Rzeczypospolitej Polskiej, prawem Unii Europejskiej oraz spójności z obowiązującym systemem prawa;
2) opiniowanie projektów ustaw o szczególnej doniosłości przygotowanych z inicjatywy posłów, Senatu, Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej lub grupy obywateli, skierowanych do Rady Ministrów w celu zajęcia stanowiska lub opiniowanie projektu stanowiska Rady Ministrów do tych projektów;
3) formułowanie wniosków lub opinii dotyczących metod i sposobów rozwiązywania problemów związanych ze stosowaniem Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej oraz metod i sposobów wdrażania prawa Unii Europejskiej;
4) formułowanie wniosków lub opinii w sprawach związanych z procesem stanowienia prawa, w tym co do Zasad techniki prawodawczej;
5) dokonywanie ocen stosowania obowiązującego prawa pod względem jego spójności, skuteczności i właściwego regulowania zjawisk społecznych;
6) analizowanie potrzeby dokonania zmian prawa.
I to wszystkie kompetencje Rady Legislacyjnej.
Dla mnie takie kompetencje rad przeróżnych są istotne m.in. jako członka Rady Informatyzacji, która również działa na podstawie ustawy, ale innej. I też jest organem opiniodawczo-doradczym, ale nie Premiera czy Rady Ministrów, a ministra właściwego ds informatyzacji.
Ale wróćmy do tematu. Tak, jak Rada Legislacyjna nie ma możliwości zawarcia jakiejkolwiek umowy, tak też Rada Legislacyjna nie ma możliwości "zmieniać firmy zajmującej się dystrybucją prenumeraty". Bo to nie leży w kompetencji Rady Legislacyjnej, nie należy do zadań tej Rady.
W Rozporządzeniu Prezesa Rady Ministrów z dnia 23 grudnia 2010 r. w sprawie zadań Rady Legislacyjnej oraz szczegółowych zasad i trybu jej funkcjonowania nie znalazłem nic, co mogłoby pozwolić Radzie Legislacyjnej na jakiekolwiek działania w sferze publicystyki, czy w sferze wydawniczej.
W ustawie o Radzie Ministrów również nie znalazłem normy kompetencyjnej, która pozwalałaby na to, by KPRM była wydawcą kwartalnika (za to jest tam norma pozwalająca RCL na wydawanie Dziennika Ustaw, itp).
Owszem, wiem, że ustawa Prawo prasowe przewiduje, że wydawcą może być organ administracji publicznej, jednak - jako podwórkowy komentator - uważam, że jedynie wówczas, gdy szczególna norma kompetencyjna takiemu organowi na to pozwoli. Ale co ja tam mogę wiedzieć. Muszę oczywiście uwzględniać to, co o takiej normie kompetencyjnej uważa np. Sąd Najwyższy.
Sąd Najwyższy postanowieniem 7 sędziów SN z 18 stycznia 2005 r. (sygn. WK 22/04) stwierdził:
Art. 7 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej z 1997 r. stanowiący, że organy władzy publicznej działają na podstawie i w granicach prawa, zawiera normę zakazującą domniemywania kompetencji takiego organu i tym samym nakazuje, by wszelkie działania organu władzy publicznej były oparte na wyraźnie określonej normie kompetencyjnej.
Wyraźnie określonej normie kompetencyjnej.
Może po prostu taka norma kompetencyjna ukryła się gdzieś i nie mogę jej odnaleźć... Kluczowe pytanie, ale nieco obok tematu: jeśli Rada Legislacyjna nie ma normatywnej kompetencji do wydawania czegokolwiek, a w ustawie o Radzie Ministrów również nie widzę takich kompetencji, to pytanie skąd budżet na płacenie za teksty i na taką działalność się bierze? Którędy ciurkają pieniądze na to i na jakiej podstawie?
Ale szukajmy.
Wynagrodzenie dla członków RL jest ryczałtowe. Stosowny przepis Rozporządzenia Rady Ministrów (na razie zostawię na boku kwestię regulacji w zakresie praw autorski, która się tu znajduje):
§ 12. Członkom Rady przysługują miesięczne wynagrodzenie ryczałtowe za sporządzanie opinii, ekspertyz oraz innych opracowań, stanowiących przedmiot prawa autorskiego i objętych jego ochroną na podstawie odrębnych przepisów, oraz zwrot kosztów podróży i zakwaterowania, przyznawane na zasadach stosowanych w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.
Generalnie Rada Legislacyjna sama z siebie żadnych decyzji co do kwartalników czy dzienników, czy innych publikacji podejmować nie może, bo nie ma żadnej kompetencji normatywnej związanej z działalnością wydawniczą. Wydawcą Przeglądu Legislacyjnego jest (jest?) Centrum Usług Wspólnych...
Tylko pytanie, czy tak sobie swobodnie może wydawać.
Instytucja gospodarki budżetowej Centrum Usług Wspólnych - patrzę w Statut nadany Zarządzeniem nr 16 Szefa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów z dnia 22 października 2010 roku w sprawie utworzenia instytucji gospodarki budżetowej Centrum Usług Wspólnych przez przekształcenie gospodarstwa pomocniczego oraz nadania statutu - może realizować na rzecz Kancelarii Prezesa Rady Ministrów tzw. działalność podstawową.
Przedmiotem działalności podstawowej może być - na podstawie § 6 Statutu - usługi, dostawy, roboty budowlane na rzecz Kancelarii Prezesa Rady Ministrów w celu zapewnienia realizacji zadań publicznych przez Kancelarię Prezesa Rady Ministrów, w zakresie (...) f) wydawnictw i poligrafii, w tym druku, dystrybucji i sprzedaży dzienników urzędowych.
Jeszcze raz: zapewnienia realizacji zadań publicznych przez Kancelarię Prezesa Rady Ministrów. Zadań publicznych.
Problem w tym, że nie widzę tej normy kompetencyjnej w przepisach dotyczących Rady Ministrów, która pozwalałaby KPRM na bycie wydawcą dzienników lub czasopism.
Natomiast widzę, że CUW może - zgodnie z Zarządzeniem Nr 8 Szefa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów z dnia 16 maja 2011 r. - prowadzić działalność w zakresie określonym w § 6 pkt 1 [Statutu CUW] na rzecz podmiotów innych niż KPRM, jako działalność inna niż podstawowa (działalność dodatkowa). Wśród tej "działalności dodatkowej" poza np. pozyskiwaniem dziko rosnących produktów leśnych, z wyłączeniem drewna, czy przygotowywaniem i podawaniem napojów jest m.in.:
(...)
41) wydawanie książek i periodyków oraz pozostała działalność wydawnicza, z wyłączeniem w zakresie oprogramowania (PKD 58.1);
42) działalność wydawnicza w zakresie oprogramowania (PKD 58.2);
43) działalność w zakresie nagrań dźwiękowych i muzycznych (PKD 59.2);
(...)
No i pytanie na czyją rzecz CUW prowadzi wydawanie kwartalnika Przegląd legislacyjny i jaka norma kompetencyjna pozwala na takie wydawanie. Wszak Przegląd nie jest dziennikiem urzędowym.
Te, przywołane wyżej, zarządzenia są wydane na podstawie art. 23 ust. 2 pkt 1 i art. 26 ust. 1 ustawy z dnia 27 sierpnia 2009 r. o finansach publicznych, art. 116 ust. 1 ustawy z dnia 27 sierpnia 2009 r. — Przepisy wprowadzające ustawę o finansach publicznych i § 2 ust. 1 rozporządzenia Rady Ministrów z dnia 21 września 2010 r. w sprawie sposobu i trybu przekształcenia gospodarstw pomocniczych państwowych jednostek budżetowych w instytucje gospodarki budżetowej...
KPRM wspiera Radę Legislacyjną, ponieważ - jak czytam w Zarządzeniu Prezesa Rady Ministrów z dnia 19 grudnia 2007 r. w sprawie nadania statutu Kancelarii Prezesa Rady Ministrów z późniejszymi zmianami (nie ma tekstu ujednoliconego, więc trzeba sobie samemu zrobić):
§ 1. 1. Kancelaria Prezesa Rady Ministrów, zwana dalej "Kancelarią", zapewnia obsługę merytoryczną, prawną, organizacyjną, techniczną i kancelaryjno-biurową Rady Ministrów, Prezesa Rady Ministrów, wiceprezesów Rady Ministrów, Ministra - Członka Rady Ministrów, Kolegium do Spraw Służb Specjalnych, Rady Legislacyjnej oraz Szefa Służby Cywilnej.
2. Kancelaria zapewnia również obsługę pełnomocników Rządu, komitetów, komisji wspólnych, rad, zespołów oraz innych kolegialnych organów pomocniczych, doradczych i opiniodawczo-doradczych, jeżeli tak stanowią przepisy o ich utworzeniu.
W Statucie Rady Legislacyjnej jest przepis w brzmieniu:
§ 14. Obsługę prac Rady i jej zespołów zapewnia Kancelaria Prezesa Rady Ministrów
Tylko, że - jak już wspomniałem - w całym Statucie Rady Legislacyjnej nie ma nic o tym, że Rada legislacyjna ma się zajmować działalnością wydawniczą. Stąd wnioskuję, że ani KPRM nie może wspierać Rady Legislacyjnej w zakresie wydawania czegokolwiek, ani też Centrum Usług Wspólnych nie może wspierać KPRM, by ta wspierała Radę Legislacyjną przy wydawaniu czegokolwiek.
Wniosek dalszy zatem musi być taki, że Centrum Usług Wspólnych prowadzi działalność wydawniczą na rzecz podmiotów innych niż KPRM. Pytanie brzmi: jakich?
No i o to m.in. zapytałem KPRM. Czekam na odpowiedź.
A co do owego "prawa autorskiego" w przepisie o wynagrodzeniu ryczałtowym członków Rady Legislacyjnej, to przepis rozporządzenia czy zarządzenia nie może być sprzeczny z przepisem rangi ustawowej. A takim przepisem jest art. 4 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, w szczególności w części, w której mowa o tym, że nie stanowią przedmiotu prawa autorskiego materiały urzędowe i dokumenty urzędowe. A tylko w tych kategoriach poszukiwałbym tego, co Rada Legislacyjna - na podstawie swojego Statutu - może "produkować".
Tu kończę przywoływać wcześniejszy komentarz i przechodzę dalej.
Otóż: kiedyś publikowano na ostatniej stronie Dziennika Ustaw ogłoszenia, niemal komercyjne "reklamy", dotyczące prenumeraty "Przeglądu Legislacyjnego Biuletynu Rady Legislacyjnej - zawierającego dokumenty i informacje o działalności Rady Legislacyjnej przy Prezesie Rady Ministrów oraz artykuły i studia dotyczące problemów legislacji, źródeł prawa, procedur i technik legislacyjnych". Zgodnie z takim ogłoszeniem z sierpnia 2000 roku cena rocznej prenumeraty tego biuletynu wynosiła 130,00 zł. Kto chciał zakupić prenumeratę, czyli "instytucje, urzędy i osoby fizyczne", ten był "proszony" o dokonanie wpłaty na konto ABN AMRO Bank SA nr 16700004-643991059784 Wydział Wydawnictw i Poligrafii Gospodarstwa Pomocniczego Kancelarii Prezesa Rady Ministrów ul. Powsińska 69/71, 02-903 Warszawa. W tym samym "ogłoszeniu" można było przeczytać, że cena rocznej prenumeraty Biuletynu Zamówień Publicznych wynosiła 580 złotych. To również można było zamówić we wspomnianym Wydziale. Wydział Wydawnictw i Poligrafii Gospodarstwa Pomocniczego Kancelarii Prezesa Rady Ministrów był następcą prawnym Centrum Obsługi Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.... Tylko, że ustrój się zmienił. Gospodarkę rynkową trudno pogodzić z samodzielną działalnością gospodarczą różnych gospodarstw pomocniczych i ich istnienie i sposoby działania zaczęły być bardzo silnie krytykowane. Hotele, wydawnictwa, punkty naprawy pojazdów działające na zasadach nierynkowych, czasem na "polityczne zlecenie", dla obsługi przedstawicieli władzy...
W efekcie krytyki i dostrzegają zmiany ustrojowe postanowiono zlikwidować gospodarstwa pomocnicze. Wymóg likwidacji gospodarstw pomocniczych wynika z ustawy z dnia 27 sierpnia 2009 r. Przepisy wprowadzające ustawę o finansach publicznych (Dz. U. z 2009 r. Nr 157, poz. 1241, z późn. zm.). Na podstawie art. 87 tej ustawy z dniem 31 grudnia 2010 r. zakończeniu uległa likwidacja państwowych zakładów budżetowych i gospodarstw pomocniczych państwowych jednostek budżetowych.
W międzyczasie przyjęto też Ustawę z dnia 6 września 2001 o dostępie do informacji publicznej. Tam utworzono urzędowy publikator teleinformatyczny pod nazwą Biuletyn Informacji Publicznej. Takie biuletyny, jak Biuletyn Zamówień Publicznych, o którym wspomniałem wyżej, zyskały też swoje "trzymanie ustawowe" (Ustawa z dnia 29 stycznia 2004 r. Prawo zamówień publicznych) i na jego podstawie pojawiły się online (art. 11 ust. 1 pkt 1 ustawy Prawo zamówień publicznych przewiduje, że ogłoszenia, o których mowa w ustawie zamieszcza się w Biuletynie Zamówień Publicznych udostępnianym na stronach portalu internetowego Urzędu Zamówień Publicznych, zwanego dalej „Urzędem”). Krótko mówiąc - Biuletyn Zamówień Publicznych ma własne trzymanie ustawowe (bo organy władzy publicznej działają na podstawie i w granicach prawa), a Biuletyn Rady Legislacyjnej nie ma innego "normatywnego trzymania" niż istniejący na podstawie ustawy o dostępie do informacji publicznej BIP.
Zmienił się ustrój. I - jak uważam - w tym nowym ustroju nie ma miejsca na to, by istniały sobie "informacyjne folwarki" państwowe, którymi swobodnie można dysponować. Nie ma w nim miejsca - jak uważam - na państwowe publikatory, których wydawanie nie opiera się na ujawnionej w przepisie powszechnie obowiązującego prawa szczególnej normie kompetencyjnej. Jeśli ktoś działa na rzecz organizacji państwowej - tworzy materiały urzędowe. Te nie są przedmiotem prawa autorskiego. Jeśli ktoś tworzy coś w wyniku procedury - to coś jest informacją publiczną. A informacja publiczna - jeśli ma być publikowana - powinna być publikowana w BIP.
PS
Czy ktoś potrafi mi wskazać palcem, jaka jest podstawa normatywna Procedury recenzowania tekstów wpływających do „Przeglądu Legislacyjnego”, którą można znaleźć na internetowej stronie Rady Legislacyjnej, było nie było dostępnej w domenie. gov.pl?
- Login to post comments
Piotr VaGla Waglowski
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>
to wcale nie jest takie proste
gospodarstwa pomocnicze, owszem, zlikwidowano a w miejsce niektórych powstały instytucje gospodarki budżetowej oraz agencje wykonawcze. Centrum Usług Wspólnych, o którym piszesz jako przedmiot działalności ma właśnie m.in. "kompleksowe usługi motoryzacyjne w zakresie serwisowania samochodów różnych marek, a także organizowanie szkoleń, konferencji, imprez integracyjnych oraz wypoczynku indywidualnego." Więc skąd pomysł, że wskutek "zmiany ustroju" miała nastąpić/nastąpiła jakaś zmiana jakościowa? Jedynie zmieniono formę prawną w której administracja prowadzi hotel w Łańsku. Jeśli masz ochotę wyregulować sobie zbieżność, serwis na Powsińskiej czeka ;)
Z tym Przeglądem Legislacyjnym młyn urządzasz nonsensowny. Masz oczywiście prawo uważać, że Rada Legislacyjna będzie mogła umówić się z WKP na wydanie drukiem tekstu Wronkowskiej o tworzeniu prawa dopiero gdy będzie miała na to podstawę w ustawie. Żyjemy w państwie prawa, każdy ma prawo coś uważać.
Zdecydowanie
Zdecydowanie. Mam nawet prawo być zwyczajnie głupi. Tak jak inni mają prawo nie widzieć sensu w realizowaniu praw obywatelskich, chociażby takich, które polegają na kontroli działania państwa ("pańskie oko konia tuczy"). Mogą nawet nie widzieć związku między brakiem realizacji takiej kontroli a sposobem, w jaki wydatkowane są publiczne pieniądze i sposobem, w jaki nakładane są na nich kolejne obciążenia. Mogą wreszcie nie mieć nic przeciwko temu, by państwo funkcjonowało poza przepisami, a nawet zabiegać o taki właśnie stan rzeczy.
Skoro to już mamy za sobą, to teraz proszę czuć się uprawniony do zniszczenia, zdewastowania mnie swoją kontrargumentacją na temat normatywnych podstaw działania Rady Legislacyjnej.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Dlaczego z takim uporem dla
Dlaczego z takim uporem dla działań niewładczych wymagasz ustawowej podstawy? Nie akceptujesz polskiej nauki prawa w zakresie form prawnych działania administracji publicznej?
Do działaniach niewładczych
Do działaniach niewładczych odniosłem się w komentowanym tekście.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Napisałeś:"Oczywiście
Napisałeś:
"Oczywiście śledzę dyskusję na temat "władczych" działań i tego, że - zdaniem wielu - te dwie zasady dotyczą tylko tych "władczych" przejawów działania organów władzy publicznej. Uważam wszakże, że te zasady legalizmu i praworządności mauszą mieć zastosowanie do trzymania się przez organy władzy publicznej zakresu swoich kompetencji. Dziać się tak musi w celu ochrony jednostki - obywateli - przed samowładztwem, uznaniowością, w imię przejrzystości działania państwa oraz w celu racjonalizacji wydatków publicznych. To wszystko wynika z zasady demokratycznego państwa prawnego, z której dodatkowo wyinterpretowano zasadę zaufania obywatela do państwa."
Dlaczego Twoim zdaniem zakres uprawnień niewładczych musi być enumeratywnie określony w przepisach? Dlaczego brak takiego określenia powoduje samowładztwo i uznaniowość? Przypominam, mówimy o działaniach niewładczych. Czy więc Twoim zdaniem Minister Sprawiedliwości musi mieć pozytywną normę kompetencyjną, żeby odwiedzić Personal Democracy Forum?
Tak.
Generalnie tak. Przy czym - skoro pytasz u dział ministra w konferencji - warto odróżnić jego działania jako ministra i jego działania jako polityka. Dlatego na przykład nie czepiam się, gdy polityk zakłada sobie konto na Twitterze, a mam problem z kontem na Twitterze urzędu lub organu. Jeśli członkowie Rady legislacyjnej postanowiliby sobie założyć pismo, ale nie byłoby to pismo wykorzystujące zasoby publiczne - nie miałbym do tego pewnie wiele (poza pewnie pytaniami natury etycznej).
Co do ministra jako ministra - art. 7 ust. 4. pkt. 3 ustawy o Radzie ministrów stwierdza, że Członek Rady Ministrów, realizując politykę ustaloną przez Radę Ministrów, w szczególności współdziała z samorządem terytorialnym, organizacjami społecznymi i przedstawicielstwami środowisk zawodowych i twórczych.
Temat "dlaczego" brak normy powoduje "samowładztwo i uznaniowość" zasługuje na szersze omówienie. Teraz odpisuje "na szybko", by nie wyszło, że się uchylam od dyskusji.
W ramach intelektualnego ping-ponga zarzucę inny temat: czy udzielanie informacji publicznej jest działaniem władczym (art 7 Konstytucji nie rozróżnia władczych i niewładczych, to doktryna rozróżnia). Jeśli przy udzielaniu informacji publicznej organ może ignorować przepis, to czy trzeba się martwić takimi, które np. stanowią ograniczenie dostępu do informacji publicznej? Po co właściwie organ pyta spółkę, czy naruszy tajemnicę przedsiębiorcy, kiedy rozważa udostępnienie informacji na wniosek. Jeśli nie jest związany przepisami, to czym się przejmować?
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Kompetencje Rady
Kompetencje Rady Legislacyjnej też wypisałeś w tekście. Podobnie, jak w przypadku RL nie ma wydawania czasopisma, tak w przypadku ministra nie ma udziału w konferencjach.
To, co proponujesz, to pewna wizja ustroju informacyjnego państwa. Wizja, pomysł, program... Jakkolwiek tego nie nazwiemy, jest to pomysł na to, jak to państwo powinno działać w sferze informacji. Moim zdaniem ta wizja jest bardzo jednostronna (pisana z perspektywy tego, kto korzysta z informacji i z perspektywy NGO) i oderwana od realiów tzw. administrowania, co pokazuje powyższy przykład kompetencji RM i RL: otóż administrowanie wymaga pewnej elastyczności w dobieraniu form działania administracji, w szczególności tych niewładczych. Tymczasem to, co proponujesz, to bardzo sztywny gorset w sferze władczej i niewładczej aktywności, który nie bardzo przystaje do realiów sprawowania administracji. Dlatego uważam, że jest to wizja utopijna.
Natomiast podkreślić chciałbym jedną kwestię - to jest program, a nie ocena tego, co jest. Nie jest tak, że dzisiaj administracja publiczna potrzebuje wyraźnej normy kompetencyjnej na wszelką swoją niewładczą aktywność. Zarzut, jakoby w opisywanej przez Ciebie sytuacji dot. RL (pytanie, czy RL w ogóle uznać za "administrację publiczną"?) dochodziło do naruszenia fundamentalnych zasad obowiązującego ustroju, jest więc mocno dyskusyjny.
W międzyczasie
W międzyczasie dopisałem tam jeden (ostatni) akapit do tego komentarza, na który zdążyłeś już odpowiedzieć, zatem sygnalizuję to dla uczciwości dyskusji.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Nota bene
Nota bene - zgodnie ze statutem Rady Legislacyjnej (§ 10 ust. 2) - "Przewodniczący Rady może organizować konferencje naukowe w celu poddania pod dyskusję zagadnień i problemów związanych ze sprawami rozpatrywanymi przez Radę".
Nie ma - jak już wiemy - w statucie Rady Legislacyjnej działalności wydawniczej. W jakim celu zatem taka norma kompetencyjna przyznana Przewodniczącemu Rady (wszak nie całej Radzie), a związana z umożliwieniem mu organizowania konferencji naukowych i czemu statutodawca zdecydował się ograniczyć te możliwe konferencje tylko do tych, które będą organizowane w podanym w przywołanym przepisie celu? Nie ma tu nawet "w szczególności".
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Ciekawy jestem Twojego zdania, Pawle
Ciekawy jestem Twojego zdania, Pawle: czy uważasz, że Rada Legislacyjna może organizować szkolenie dotyczące lotów w kosmos, albo wręcz organizować takie loty? To przykłady jedynie (nie chciałbym, by ktoś się poczuł dotknięty). To byłyby działania niewładcze, zatem...
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Żeby odpowiedzieć na to
Żeby odpowiedzieć na to pytanie trzeba najpierw ustalić, kto to jest RL. W sensie prawa administracyjnego i ew. cywilnego.
W doktrynie RL uznaje się za organ pomocniczy RM (tutaj ich wykaz: http://bip.kprm.gov.pl/portal/kpr/11/Organy_pomocnicze_Prezesa_Rady_Ministrow.html). Tym samym przykładając tutaj klasyczną definicję organu administracyjnego w znaczeniu funkcjonalnym dojdziemy do wniosku, że RL nim nie jest, ponieważ nie załatwia spraw z zakresu administracji publicznej. Nie jest też organem administracji w rozumieniu art. 5 KPA, bo nie jest uprawniona do stosowania KPA. Czymże więc jest w rozumieniu prawa administracyjnego? Ano organem pomocniczym, czyli organem o charakterze doradczym, nie wyposażonym w kompetencje władze.
Jeżeli idzie o prawo cywilne, to RL osobą prawną nie jest. Nie wiem, kto zawiera umowy w imieniu RL i nie chce mi się tego szukać, ale zapewne nie robi tego sama RL, ani jej Przewodniczący (no chyba, że ma pełnomocnictwo, ale wówczas działa w imieniu jakiejś osoby prawnej, nie RL). Zresztą, sam napisałeś, że "Rada Legislacyjna nie ma możliwości zawarcia jakiejkolwiek umowy".
Odpowiadając więc na Twoje pytanie: organizacja szkolenia to domena prawa cywilnego. Jeżeli takie szkolenie nie wymaga zawierania żadnych umów, to moim zdaniem RL może je zorganizować. Temat choćby taki: "Czy loty w kosmos wymagają zmian w polskim prawie?". Jeżeli wymaga zawierania umów, wówczas musi je zawrzeć ktoś, to to może zrobić w imieniu kogoś, kto ma osobowość prawną. Organizowanie samych lotów (znów jesteśmy w sferze prywatnoprawnej) - odpowiedź j.w.
Aby tylko doprecyzować
Aby tylko doprecyzować - krótkie pytanie (a właściwie pytanie, na które da się odpowiedzieć tak/nie): czyli nie przeszkadza w takiej organizacji (niezwiązanej z prawem), Twoim zdaniem, zamknięty, statutowy katalog zadań Rady?
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Nie przeszkadza, ponieważ -
Nie przeszkadza, ponieważ - jak napisałem - musiałby tutaj w sferze prywatnoprawnej działać przewodniczący RL na podstawie pełnomocnictwa. Jeżeli więc pełnomocnictwa udzielałby organ władzy publicznej, to jego zadania musiałbyś badać ;-)
Ta rozmowa jest z gatunku nic nie wnoszących do problemu, ponieważ opiera się o pomieszanie podmiotowości cywilno- i administracyjnoprawnej. Co odnosi się do całego wątku, który poruszasz w tym (i poprzednich) wpisie.
Z czasem
Z czasem opublikuję w serwisie treść wniosku o dostęp do informacji publicznej, który jakiś czas temu złożyłem do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Pytam w nim m.in. o budżet, o umowy, o tytuły wydawane przez CUW. Mam nadzieję, że opublikuję z odpowiedziami. Liczę, że nie pomieszałem "podmiotowości" pytając :>
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
I dalej
Jeśli - jeśli nie przeszkadza w organizacji szkoleń, lub lotów w kosmos, katalog zadań statutowych Rady Legislacyjnej, to jaki ma charakter ten katalog, albo - innymi słowy - po co on jest w Statucie w ogóle umieszczony?
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Gubię się :-(Kto
Gubię się :-(
Kto powiedział, że "przy udzielaniu informacji publicznej organ może ignorować przepis"? Ja na pewno tego nie powiedziałem. Jeżeli natomiast chodzi Ci o publikacje RL, to rozróżniajmy treść przepisów od poglądów: masz art. 6 ustawy, w którym masz zakres informacji publikowanych w BIP. Nie ma tam opinii prawnych, nie stawiajmy więc zarzutu, że dochodzi do naruszenia prawa.
Nie ma
Nie ma wśród tych, które muszą być opublikowane bez wniosku. Skoro jednak istotne jest, by opinie Rady były dostępne powszechnie, to publikacja ich powinna następować w możliwym dla Rady trybie. Takim trybem jest publikacja w BIP, urzędowym publikatorze, jak wiemy.
Rozwinę to pewnie w kolejnym tekście, ale ignorowanie normy (przepisu lub wielu) może np. polegać na ignorowaniu normy prawnej zakazującej dyskryminację lub zobowiązującej do równego traktowania. Dla mnie to "gabarytowo porównywalne": czy zignoruje się normę na podstawie której przy odpowiadaniu na wniosek o udzielenie informacji należy chronić tajemnicę przedsiębiorstwa, czy zignoruje się przepis nakazujący równe traktowanie i zakaz dyskryminacji w życiu społecznym, politycznym, gospodarczym z jakiejkolwiek przyczyny. Skoro można ignorować przepis o zakazie dyskryminacji, to po co przestrzegać tego, o ochronie tajemnicy przedsiębiorcy?
Czy wyjaśniłem? Czy też mam jeszcze wyjaśnić kiedy zachodzi sytuacja dyskryminująca?
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Wyjaśniłeś na tyle, że
Wyjaśniłeś na tyle, że wiem już na 100%, że nie rozmawiamy o prawie i jego naruszeniach, ale o Twoich poglądach na prawo i na to, jak to prawo powinno wyglądać.
Oczywiście, że rozmawiamy o poglądach
Oczywiście, że rozmawiamy o poglądach na prawo. Również wówczas, gdy piszesz komentarz do ustawy, on również jest ujawnieniem Twojego poglądu na prawo. Masz pewnie więcej czasu, niż w takiej - szybkiej wszak - wymianie komentarzy, by lepiej niektóre tezy uzasadnić, ale to nic innego, taki komentarz do ustawy, jak pogląd na prawo. Oczywiście zatem piszę tu o moich poglądach na prawo. Nie piszę tu prawa. Nie należę do systemu źródeł prawa.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Oj, znowu coś szumi na
Oj, znowu coś szumi na łączach.
Twoja teza jest taka (ja ją tak czytam): działalność RL et consortes narusza prawo. I na tą okoliczność przytaczasz szereg argumentów. A moim zdaniem z tych argumentów wynika wyłącznie Twoja wizja prawa, takiego prawa, jakie Twoim zdaniem powinno być (wizja ustroju informacyjnego państwa). To jest ta różnica, o której piszę dzisiaj od rana i która chciałbym, żeby była w tej sprawie widoczna.
Tak zrozumiełem
Tak zrozumiałem, i - jak uważam - nie ma tu sprzeczności z tym, co odpowiedziałem.
Z tym, że biznes może więcej (swobodniej) - to w odniesieniu tego "et consortes".
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Tak się zastanawiałem
Tak się zastanawiałem jadą dzisiaj rano do kancelarii i słuchając Moniki Olejnik z posłem Żalkiem w RadiuZet: można to in vitro finansować na podstawie rozporządzenia, czy nie można? Niby jest ten program zdrowotny i rozporządzenie na jego podstawie... Ale z drugiej strony, przecież brak jest normy ustawowej, która dawałby państwu kompetencję do działania, a więc stosując tok myślenia z komentowanego wątku, państwo nie może w takim przypadku działać...
Z tym Przeglądem
Z tym Przeglądem Legislacyjnym młyn urządzasz nonsensowny.
Nie zgadzam się - przykład dobry jak inne!
ale co tu dewastować?
prezentujesz dość radykalną wizję państwa ograniczonego, które jest bytem idealnym. Stąd Twoje nieustające zdziwienie. Otóż warto czasem dopuścić możliwość, że to nie praktyka jest zła, tylko regulacja niedoskonała. I czasem dostosowuje się praktykę do prawa a czasem prawo do praktyki. Owszem, "pańskie oko konia tuczy" ale zwykle chabeta zdycha, jeśli pan ma kaprys powozić nią nie zważając na jej ograniczenia ;)
Kontrola państwa, czy to realizowana przez NIK, czy to przez samych obywateli, jest kontrolą z punktu widzenia legalności (owszem) ale też celowości, gospodarności i rzetelności. Jeśli określone zachowanie państwa jest celowe i brak mu wyraźnej podstawy prawnej (a tak postrzegam sprawę Przeglądu Legislacyjnego - może dlatego, że mam jego wiele numerów na półce), to niekoniecznie wynika z tego afera, tylko postulat de lege ferenda. Ten aspekt zdaje się czasem Ci umykać. A może się mylę?
BTW, gdy już podajesz przykład UZP, zauważ, że Biuletyn Zamówień Publicznych przestał być wydawany wcale nie dlatego, że "ustrój się zmienił" tylko z tej przyczyny, że po przystąpieniu do UE ogłoszenia o zamówieniach publicznych zaczeły być publikowane w Dzienniku Urzędowym UE. Zaś UZP nadal wydaje szereg materiałów o charakterze naukowym, edukacyjnym i informacyjnym - czasem je rozdając a czasem sprzedając.
Otóż warto czasem
Przy czym oczywiście takie podejście tyczy tylko postępowania urzędników państwowych. Obywatel wychodzący z podobnego założenia zostanie bez żadnej litości przez tych samych urzędników przywołany do porządku.
Otóż
do obywatela niewątpliwie MA zastosowanie zasada, że co nie jest zabronione, jest dozwolone. Więc jeśli obywatel nie złamie zakazu, to urzędnik ma powodu przywoływać go do porządku. Nawet, jeśli aktywność obywatela urzędnikowi się nie podoba (prawdą jest, że smutnym wyjątkiem od powyższej reguły była akcja przeciwko dopalaczom).
Natomiast dyskusja i spór dotyczy kwestii, czy do administracji ma zastosowanie zasada dokładnie odwrotna - tj. działania wyłącznie w zakresie przez prawo pozytywnie przewidzianym. No i tu jest problem z organizowaniem przez państwo konferencji, wydawaniem czasopism, uprawą warzyw czy też serwisowaniem samochodów (bo i taką aktywność administracja publiczna podejmuje).
Ja jedynie postuluję, by oceniając zachowanie administracji w czasach rządów niedojrzałego prawa (bo czymże jest te niecałe 20 lat obowiązywania Konstytucji w sytuacji, gdy byle trawnik w Anglii strzyże się znacznie dłużej zanim zacznie jakoś tam wyglądać ;) prócz kryterium legalności (bardzo swoiście przy tym pojmowanym przez Szacownego Autora, co czytelnicy powinni brać pod uwagę) uwzględniać również inne kryteria (jak np. celowość działania). Która czasem powinna skłaniać do ewentualnej zmiany/uzupełnienia regulacji.
Przy czym dopuszczam również możliwość, że ocena celowości np. utrzymywania przez państwo ośrodka wczasowego w Bułgarii wypadnie negatywnie (notabene został Państwu Polskiemu podarowany z wdzięczności za udzieloną pomoc jeszcze przed wojną, więc głupio byłoby go teraz sprzedać ;)
Coś w tym jest
Coś w tym jest. Mogę myśleć o swoim działaniu i publicznym dzieleniu się swoim myśleniem, jak o strzyżeniu trawnika. Im więcej osób będzie przystrzygało w swoim codziennym korzystaniu z państwa te różne niesforne odrosty, tym państwo szybciej zacznie lepiej wyglądać.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Komuś chyba się wydaje, że wykrył aferę
Czytam te wpisy i mam nieodparte wrażenie, że Autor bloga w życiu nie miał w ręku "Przeglądu Legislacyjnego".
To jest zwyczajne czasopismo naukowe, jakich wiele, i nie zawiera informacji publicznej, tylko opracowania naukowe, niezwiązane bezpośrednio z procesem stanowienia ani stosowania prawa.
Wiele instytucji publicznych w Polsce od dawna wydaje czasopisma naukowe, wiele o profilu prawniczym, i jakoś nikt nie uważa tego za skandal. Tak działają np. "Przegląd Sejmowy" (i wiele drobnych pism wydawanych przez Kancelarię Sejmu), "Kontrola Państwowa", "Zeszyty Naukowe Sądownictwa Administracyjnego" czy "Zagadnienia Sądownictwa Konstytucyjnego". Niektóre z nich są dostępne w całości w sieci, a niektóre, np. dwa ostatnie, nie. Co więcej, np. "Zeszyty" produkcji NSA są wydawane przez Lexis Nexis! I co, i co? Z tym nie ma Pan problemu? A może czas na małe dochodzenie?
Bawi mnie przekonanie, że na wydawaniu tych czasopism ktoś zarabia grubą kasę. O ile pamiętam, nakład "Przeglądu" to coś około 200 egzemplarzy. 200 sztuk niszowego czasopisma, które w zeszłym roku, jak wynika ze spisów treści, pisało m.in. o spójnikach wyrażających różne formy alternatywy, funkcjach prawa karnego skarbowego czy przedwojennym ustawodawstwie wyznaniowym. (To jest Pana zdaniem informacja publiczna?) Już widzę, jak wszyscy się zabijają o możliwość wydania tych 200 egz. O realiach rynku publikacji prawniczych chyba też wie Pan niewiele.
Szczerze mówiąc, myślę, że jeśli do czegoś Pana pasja badawcza może doprowadzić, to tylko do tego, że te pisma przestaną płacić autorom za publikowanie. A płacą zazwyczaj niewiele lub wcale. Mogę powiedzieć, że w ostatnich paru latach zdarzyło mi się coś opublikować w "Przeglądzie Legislacyjnym". Nie dostałem za to ani grosza, bo okazało się, że pismo tworzy możliwość publikacji, ale nie płaci autorom.
Nie jestem ani wydawcą, ani członkiem redakcji "Przeglądu", ale strasznie mnie denerwuje, gdy widzę, jak próbuje się zniszczyć nieliczne przejawy sensownej działalności administracji.
A co do podstawy prawnej procedury recenzowania (tak tak, to kolejny skandal i akt bezprawia, sami sobie wymyślili i limitują dostęp!), proponuję zapoznać się z komunikatem MNiSW w sprawie kryteriów i trybu oceny czasopism naukowych (ostatni z 29.05.2013, ale były wcześniejsze). Gdyby poświęcił Pan trochę więcej czasu na tę sprawę, dotarłby Pan do tego sam, ewentualnie za podpowiedzią jakiegoś pracownika naukowego, bo większość z nas (tych piszących) dobrze orientuje się w nowych zasadach punktacji czasopism i reformy zasad recenzowania.
Wiele razy zaglądałem na tę stronę, zwykle kibicując Autorowi bloga w jego bojach ze skostniałą administracją. Tym razem szkoda słów.
Mniej więcej wygląda to tak,
Mniej więcej wygląda to tak: Pan mówi: to fajne czasopismo. Ja mówię: Rada Legislacyjna nie jest od tego (nie po to została utworzona, nie ma takich kompetencji ustawowych ani wynikających z nadanego jej statutu), by wydawać jakiekolwiek czasopismo.
Gdyby było tak, że Rada Legislacyjna nadzorowałaby plantację trzciny na Marsie i ta plantacja by się Panu podobała, mógłby Pan powiedzieć: to fajna plantacja. Ja zaś powiedziałbym: Rada Legislacyjna nie jest od tego (nie po to została utworzona, nie ma takich kompetencji ustawowych ani wynikających z nadanego jej statutu), by nadzorować jakąkolwiek plantację.
Wiele ośrodków akademickich wydaje czasopisma naukowe. Nic nie stoi na przeszkodzie, by publikować tam, a jeśli istnieje potrzeba publikowania czasopisma naukowego o określonej tematyce, a takiego nie ma "na rynku", to instytucje naukowe mają pole do popisu, w szczególności mogą sobie stworzyć nowy tytuł (i jakoś pozyskać na to pieniądze, na przykład stając do konkursu grantowego). Oczywiste jest też, że przedsiębiorstwo zajmujące się wydawaniem publikacji na własne ryzyko gospodarcze może to również zrobić w dowolnym, wybranym przez siebie czasie.
Natomiast ciąg dalszy korespondencji jest tu: Umowa na "część procesu wydawniczego" związanego z Przeglądem Legislacyjnym.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
chodzi nie tylko o druk
O wydanie 200 egz. pewnie nikt się nie zabija, ale na włączenie tekstów do swoich wyszukiwarek pewnie trochę chętnych by było. Nie przeczytałem wszystkiego dokładnie, ale rozumiem, że za 600 zł Wolters Kluwer dostał wyłączność, co jest bardzo dobrym interesem.
Interes jest lepszy
Z tego co wyczytałem, w umowie jest tak:
1230,00 dla WKP za wydanie
615,00 od WKP za licencje
307,50 od WKP za powierzchnię reklamową
307,50 od WKP za sprzedaż egzemplarzy na rzecz WKP
Czyli nikt nikomu nic nie płaci.
KPRM płaci autorom
Z tym, że KPRM płaci autorom i korekcie: Umowy z autorami i "tworzy się" Radę Programową Przeglądu Legislacyjnego. Autorzy dostają dodatkowo "punkty" bo to punktowane publikacje.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
"pismo tworzy możliwość publikacji"
A jak Pan ocenia jakość usługi "możliwości publikacji" tego pisma, skoro mówimy to o 200 egzemplarzach + dostęp przez serwis informatyczny wydawnictwa? Moim zdaniem wypada to dość słabo w porównaniu do możliwości publikacji jaką daje otwarty Internet.
Czy też przez "możliwość publikacji" rozumiemy tylko uzyskanie tzw. punktów do dorobku i tym się cieszymy niezależnie od tego, jaka jest faktyczna dostępność takiej publikacji dla społeczeństwa?
Ale niezależnie od tego warto się chyba zastanowić, czy władza publiczna jest od "tworzenia możliwości publikacji". Jeżeli już, to dlaczego nie w otwartym dostępie?
Wygląda jednak trochę inaczej
Ja to widzę następująco: usiłuje Pan postawić na swoim, posługując się metodami argumentacji prawniczej, do czego ma Pan oczywiście prawo, ale które są jednak metodami argumentacji - w związku z tym podlegają kwestionowaniu i mogą być obalone, a na pewno mogą się stać przedmiotem dyskusji.
Krytykuje Pan rozróżnienie na władcze i niewładcze formy działania organów władzy publicznej, dostrzegając przecież jednak, że "zdaniem wielu" ma ono sens. Otóż jeśli ma sens, a moim zdaniem ma, to Pana argumentacja sypie się od samego początku. Moja sympatia do czasopisma lub do plantacji na Marsie nie ma tu nic do rzeczy.
Żeby postawić zarzut nielegalnego działania, co właśnie Pan robi z zapałem godnym lepszej sprawy, warto by mieć lepszą podbudowę niż tezę sporną doktrynalnie. Zwłaszcza jeżeli rezultatem tej krytykowanej przez Pana działalności nie jest afera stulecia, tylko ukazywanie się pisma o fajnym profilu i utrwalonej renomie wśród prawników.
Mam dwa pytania:
1) Co Pan zrobi, jeżeli się okaże, że jednak nasze podatki nie wyciekają szeroką strugą na wydawanie tego czasopisma, bo np. członkowie Rady wcale nie dostają dodatkowych pieniędzy za posiedzenia komitetu? Czy będzie Pan dążył do tego, by w imię zgodności z Pańską tezą (brak wyraźnej podstawy prawnej = działanie jest niedopuszczalne) wartościowy tytuł zniknął z rynku?
2) Czy konsekwentnie zechce Pan podjąć wątek "Zeszytów Naukowych Sądownictwa Administracyjnego" wydawanych przez Lexis Nexis? Jak czystość reguł, to czystość reguł, prawda?
Prawo czy tradycja?
To, że jakiś podział ma sens, nie oznacza przecież, że jest umocowany w porządku prawnym. Musimy się zdecydować, czy chcemy żyć w państwie prawa, czy w państwie tradycji.
Na razie dominuje to drugie, już nie raz słyszałem, że czegoś się nie robi w sposób opisany w kodeksie postępowania, bo od zawsze robiło się inaczej. Zdecydowanie wolałbym, aby ostatecznie działało prawo, a nie przyzwyczajenia.
Czy tytuł posiada wartość ze względu na "tytuł", czy ze względu na skład redakcji? Czy założenie innego tytułu z tym samym składem redakcyjnym jest w jakiś sposób utrudnione? Czy musi być to tytuł wydawany papierowo? (koszt publikacji w Internecie jest o wiele mniejszy) Czy aż tak bardzo liczą się punkty z Ministerstwa? Jeżeli tak, to dlaczego nowe pismo z tym samym składem redakcji miałoby mieć problemy ze zdobyciem punktowania?
Budżet Rady Legislacyjnej to 769 tys. złotych roczine.
Jak do tej pory przyglądałem się już
Do tego sygnalizowałem jeszcze Obserwator Finansowy NBP. Tu podobna sytuacja jak z TK (por. Obserwator Konstytucyjny - tyle jest pytań, tyle niepewności co do istnienia prawa...)
Zeszyty Naukowe Sądownictwa Administracyjnego wpisują się jak najbardziej w taką listę: "wydawca - Naczelny Sąd Administracyjny", "Dystrybucję czasopisma prowadzi Wydawnictwo LexisNexis Polska Sp. z o.o.",
Przyjrzę się tematowi.
Co do pierwszego pytania - w którymś z komentarzy już pisałem, że mam zamiar poznać dokładnie całe zaplecze działalności wydawniczej Rady legislacyjnej. Być może to stanie się przyczynkiem do stworzenia jakiejś petycji. Uważam, że "przećwiczenie" możliwości realizacji prawa petycji - wraz z relacją z takiego ćwiczenia i z reakcji organu, do którego taka petycja byłaby skierowana - jest atrakcyjnym pomysłem.
W tym serwisie raczej staram się nie generować afer lub skandali. Nawet tytuły nie ociekają krwią i nie zawierają zwykle wykrzykników. Tytuły takie, jak np. Chopin dmący w wuwuzelę gwałci... stanowią bardzo rzadkie wyjątki, potwierdzający tę regułę.
Notuję tu moje obserwacje. W przypadku Przeglądu legislacyjnego działam jako "niezadowolony obywatel", który dodatkowo realizuje własny roczny program walki z anomią, zaś motywowany jest ideą przejmujemy państwo.
Jestem przekonany, że mój zapał zasługuje pewnie też na "lepsze sprawy", ale koncentruje go na tych. Jeśli uważa Pan, że owe "lepsze sprawy" zasługują również na zapał - nic nie stoi na przeszkodzie, by wzbudził Pan taki u siebie i podjął temat osobiście się weń angażując. Na tym - jak uważam - polega społeczeństwo obywatelskie.
Tymczasem otrzymałem już odpowiedzi na jeden z wniosków o dostęp do informacji publicznej, który skierowałem do KPRM w sprawie Przeglądu legislacyjnego i Rady legislacyjnej. Opublikuję niebawem materiał na temat tego, co z uzyskanych informacji dla mnie wynika. Na razie mogę zacytować jedną z odpowiedzi:
Uważam, że to są moje pieniądze, bo wpłacam je każdego 20 dnia miesiąca i każdego 25 dnia miesiąca - te w ramach podatku dochodowego i podatku VAT; oraz każdego dnia w ramach zakupów objętych VAT-em produktów i usług.
Dlatego nie jest mi wszystko jedno, na co idą moje pieniądze. Oczywiście może Pan uważać, że moje działania i poglądy na temat moich pieniędzy (pańskich pieniędzy, jeśli również płaci Pan podatki) nie są takimi, które Pan ze mną współdzieli. Taka różnica zdań tworzy nam wówczas obszar tak zwanego dyskursu publicznego.
W przeciągu ostatnich ponad 16 lat opublikowałem w tym serwisie już 9976 różnych notatek (krótszych form, lub bardzo długich artykułów) w ramach takiego właśnie dyskursu. Przyglądanie się zatem Przeglądowi Legislacyjnemu nie jest dla mnie czymś, co jest oderwane od mojej dotychczasowej, wieloletniej już, aktywności publicystycznej. Czasem takie publikacje stają się przedmiotem szerszej dyskusji - tak jak w przypadku ACTA. To sprawia satysfakcję polegającą na poczuciu społecznego sprawstwa. I oczywiście zawsze cieszę się, gdy ujawnione przeze mnie poglądy są krytykowane, a sposób argumentacji i wnioski kwestionowane. Zawsze w takich przypadkach uczę się czegoś nowego.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination