Nie chodzi o cenzurę internetu, a o procedurę notice and takedown

Pan Aleksander Ścios opublikował alarmujący artykuł, w którym twierdzi, że "za kilkanaście tygodni rząd Donalda Tuska uzyska ustawowe narzędzie cenzury Internetu". Problem w tym, że autor prawdopodobnie nie zna (jeśli zna, to się dziwię tekstowi) art. 14 ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną. Nie zna (jeśli zna, to się dziwię tekstowi) również dyskusji, którą od ponad roku prowadzimy sobie z rządem, a która dotyczy procedury notice and takedown. I chociaż dookoła tej dyskusji było wiele nieporozumień, to jednak uczestnicy debaty byli zgodni: w interesie zarówno obywateli troszczących się raczej o prawa obywatelskie i prawa człowieka, jak też tych obywateli, którzy pochylają głowy nad wolnością gospodarczą i ograniczaniem ryzyk dla biznesu, jest to, by precyzyjnie uregulować sposób dostarczania "wiarygodnej wiadomości", o której mowa w art. 14 ustawy. I nie chodzi o "cenzurę internetu".
Aktualizacja w górę osi czasu: por. Anonimowość, wiarygodna wiadomość i odpowiedzialność hosta (Wyrok SN z 8 lipca 2011 r., sygn. akt IV CSK 665/10)

Jeśli ktoś ma ochotę, to odsyłam do tekstu wspomnianego autora: RZĄD WPROWADZA CENZURĘ INTERNETU. Tych zaś, którzy chcieliby się jednak dowiedzieć czegoś więcej na temat prowadzonych prac, odsyłam np. do tekstów Trwa dyskusja o anonimowości, procedurze notice and takedown i odpowiedzialności za treści i Świadczenie usług drogą elektroniczną: w przyszłym tygodniu rząd przyjmie założenia do zmiany ustawy (z maja tego roku).

Tu nie chodzi o to, by za kulisami teatru zdarzeń coś gdzieś usuwać. Chodzi o to, że wolności, w tym wolność słowa, ma swoje granice. Granice te mogą być - zgodnie z Konstytucją RP - ograniczone. Kiedy? Art. 31 Konstytucji daje odpowiedź: "...tylko w ustawie i tylko wtedy, gdy są konieczne w demokratycznym państwie dla jego bezpieczeństwa lub porządku publicznego, bądź dla ochrony środowiska, zdrowia i moralności publicznej, albo wolności i praw innych osób. Ograniczenia te nie mogą naruszać istoty wolności i praw".

W tym serwisie wielokrotnie sygnalizowałem sytuacje, w których host provider ignoruje informacje o tym, że w ramach jego infrastruktury dostępne są treści naruszające prawa innych. Klasyczny przykład, to naruszenie prawa autorskiego. Ale to może być też coś innego: pornografia z udziałem dzieci, zniewaga, pomówienie. Ale idźmy dalej: materiał, który narusza prywatność, dobre imię, generalnie: dobra osobiste. Jeśli ktoś ma wątpliwości, że w tego typu sytuacjach powinny w systemie prawnym istnieć mechanizmy ochrony słabszych uczestników życia społecznego, to zachęcam do lektury m.in. Wyrok ETPCz: prawo dochodzenia roszczeń w przypadku naruszenia prywatności (ETPCz to Europejski Trybunał Praw Człowieka).

Jak wspomniałem - dyskusja o notice and takedown trwa. Są różne koncepcje: czy host provider powinien reagować w trzy, czy pięć dni (dla providerów to też ważne, by znać zasady gry i by te zasady gry były precyzyjne, bo przecież to kwestia inwestycji, procedur, pieniędzy związanych z ew. odpowiedzialnością), czy ma być odpowiedź na "wiarygodną wiadomość", czy nie. I tak dalej. Dyskusyjne jest m.in. to, co w tej dyskusji proponowałem, a więc mechanizm analogiczny do amerykańskiej ustawy 17 U.S.C. §512(f) (por. "Notice and takedown" od drugiej strony, czyli jeśli dojdzie do nadużycia).

Autor przywołanego we wstępie tekstu pisze:

Nietrudno się domyśleć, do czego w praktyce zmierza ten przepis. Wyobraźmy sobie sytuację, gdy użytkownik - bloger portalu internetowego zamieszcza wpis zawierający sensacyjnie brzmiącą informację dotyczącą działań któregoś z polityków grupy rządzącej, opis afery z podaniem nazw podmiotów gospodarczych lub wzmiankę na temat poczynań służb specjalnych.

Czy taki bloger może sobie napisać wszystko, co tylko mu przyjdzie do głowy? Czy platforma, w ramach której opublikował swoją notatkę ma podjąć działania, jeśli tekst narusza powszechnie obowiązujące prawo (o to, by powszechnie obowiązujące prawo było spójne, oparte na akceptowalnych społecznie podstawach aksjologicznych, o to trzeba walczyć niezależnie), a autor tekstu ignoruje prośby o usunięcie naruszenia (roszczenie o usunięcie skutków naruszenia znane jest Kodeksowi cywilnemu od początku, podobne roszczenia znaleźć można w ustawie o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji, w ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych, etc.). A jeśli ów "bloger" występuje anonimowo? Jeśli nie przekazuje do siebie żadnych informacji kontaktowych (wbrew ustawie o świadczeniu usług drogą elektroniczną)? Kierujemy swoje kroki w kierunku host providera, który nie ponosi odpowiedzialności - przywołuje teraz fragment art. 14 uśude - jeśli:

...nie wie o bezprawnym charakterze danych lub związanej z nimi działalności, a w razie otrzymania urzędowego zawiadomienia lub uzyskania wiarygodnej wiadomości o bezprawnym charakterze danych lub związanej z nimi działalności niezwłocznie uniemożliwi dostęp do tych danych

A bezprawność może np. polegać na tym, że treść to w istocie reklama, która wprowadza konsumentów w błąd, jest próbą wyłudzenia, etc. Możliwości są różne, bo o bezprawności decyduje kształt całego systemu prawnego. Chodzi o bezprawność z dowolnego, ustawowo przewidzianego powodu.

Art. 15 uśude stwierdza, że taki host provider nie musi moderować treści. Nie musi wiedzieć o tym, co mu tam "użytkownicy" publikują. Ale jak się dowie, to musi rozważyć: usunąć, czy dać się pozwać. Czasem sprawa jest ewidentna. Udostępniający zasoby systemu teleinformatycznego w celu przechowywania danych zareaguje i usunie, bo - jak przypuszczam - żaden rozsądny człowiek nie zgodzi się, by w ramach jego infrastruktury były publikowane treści krzywdzące (zdecydowałbyś się zostawić w swoim serwisie film, na którym widać, jak koledzy poniżają 12-latka?). W mniej oczywistych sytuacjach rozstrzygnie sąd. Problem tylko dziś w tym, by było wiadomo jakie są zasady powiadamiania o bezprawnych treściach, jakie informacje są potrzebne by skutecznie móc dochodzić ew. roszczeń. I tego właśnie dotyczy nowelizacja, o której sobie tu piszemy.

Komitet Stały Rady Ministrów przyjął projekt ustawy tydzień temu.

Co w nim jest? Doprecyzowanie definicji pojęcia "informacja handlowa", doprecyzowanie pojęcia "świadczenie usługi drogą elektroniczną", wprowadzenie definicji pojęcia "zawód regulowany", kolejna nowela precyzująca w zakresie jurysdykcji (art. 3a)...

Projekt przewiduje przepis dotyczący accessibility, a więc pochyla się nad prawami m.in. osób niewidomych (por. w tym serwisie teksty na temat Konwencji ONZ w sprawie praw osób niepełnosprawnych). Jak brzmi?

Art. 7a. Usługodawca tworzący stronę internetową albo usługodawca zlecający utworzenie strony internetowej w miarę możliwości uwzględnia zalecenia dotyczące użytkowników o specjalnych potrzebach, w szczególności osób niepełnosprawnych z powodu dysfunkcji narządu wzroku lub słuchu.

Jest jeszcze więcej różnych przepisów (trzeba przywołać materiał MSWiA, który dotyczy tego projektu (projekt wraz z uzasadnieniem), a który został opublikowany w BIP MSWiA: Projekt ustawy z dnia .. 2011 r. o zmianie ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną oraz ustawy kodeks cywilny (Projekt został skierowany do rozpatrzenia przez Stały Komitet Rady Ministrów) (data publikacji: 13 października 2011)), ale skoncentrujmy się na procedurze notice and takedown, która tak bardzo zaniepokoiła autora przywoływanego wyżej tekstu (to proponuje się dodać do ustawy):

Rozdział 3a
Procedura powiadomienia i blokowania dostępu do bezprawnych informacji

Art. 15a. Osoba fizyczna, osoba prawna lub jednostka organizacyjna nieposiadająca osobowości prawnej, która posiada informację o bezprawnych treściach zamieszczonych w sieci Internet, zwana dalej „uprawnionym”, w celu zablokowania takiej informacji może przesłać do usługodawcy wiarygodną wiadomość, zawierającą:

1) dane określające uprawnionego, składającego zawiadomienie o umieszczeniu w sieci Internet bezprawnych informacji,

2) dane kontaktowe uprawnionego,

3) podpis uprawnionego albo osoby go reprezentującej,

4) jednoznaczne wskazanie informacji, które naruszają prawa lub przedmiot działalności uprawnionego, do których dostęp powinien zostać zablokowany,

5) uzasadnienie,

6) dane umożliwiające usługodawcy zlokalizowanie bezprawnej treści,

7) kopię pełnomocnictwa,

8) oświadczenie uprawnionego o:

- braku autoryzacji treści zamieszczonych w sieci Internet,

-zgodności z prawdą przedstawionych informacji.

Art. 15b. 1. Usługodawca może umieścić na swojej stronie podmiotowej formularz wiarygodnej wiadomości, zawierający elementy określone w art. 15a ustawy.

2. Minister właściwy do spraw informatyzacji określi w drodze rozporządzenia wzór formularza wiarygodnej wiadomości, uwzględniając usprawnienie procesu przesyłania wiarygodnej wiadomości.

3. Usługodawca zwraca uprawnionemu, nieprawidłowo wypełniony formularz wiarygodnej wiadomości, wskazując braki oraz informując uprawnionego o prawie do ponownego złożenia formularza wiarygodnej wiadomości

Art. 15c. 1. Usługodawca niezwłocznie, nie później niż w terminie 3 dni roboczych od dnia otrzymania wiarygodnej wiadomości może:

1) zablokować dostęp do treści bezprawnych oraz przesłać usługobiorcy, w terminie 7 dni roboczych od dnia zablokowania dostępu, uzasadnienie blokowania bezprawnych treści albo,

2) odrzucić wiarygodną wiadomość i przekazać uprawnionemu uzasadnienie odmowy zablokowania dostępu do treści bezprawnych albo,

3) odrzucić wiarygodna wiadomość złożona na formularzu bez wskazania danych umożliwiających identyfikację jej autora.

Art. 15d. 1. W przypadku blokady dostępu do treści bezprawnych, usługobiorca w terminie 3 dni roboczych od dnia otrzymania informacji, o której mowa w art. 15c pkt 1, może złożyć do usługodawcy sprzeciw.

2. Sprzeciw powinien zawierać następujące informacje:

1) określenie usługobiorcy,

2) dane kontaktowe usługobiorcy,

3) podpis usługobiorcy albo osoby go reprezentującej,

4) opis zablokowanej informacji,

5) wyjaśnienie dotyczące zablokowanej informacji, w szczególności informacje o posiadaniu zgody uprawnionego na zamieszczenie informacji w sieci Internet,

6) wskazanie działania w ramach dozwolonego użytku.

Art. 15e. Usługodawca w terminie 3 dni roboczych od dnia otrzymania sprzeciwu może:

1) odblokować dostęp do treści i przesłać uprawnionemu uzasadnienie odblokowania treści wraz z informacją o przysługującym prawie do podjęcia czynności mających na celu ochronę naruszonych praw,

2) odrzucić sprzeciw i przesłać usługobiorcy uzasadnienie odrzucenia sprzeciwu wraz z informacją o przysługującym prawie do podjęcia czynności mających na celu ochronę naruszonych praw.

A teraz spodziewam się ataku "obrońców wolności", którzy uważają, że również w tym przypadku "rząd chce wprowadzić cenzurę internetu". Wolałbym raczej przeczytać krytyczne głosy co do precyzji regulacji i jej podstaw aksjologicznych (czy sprzeciw, o którym mowa w projektowanym art. 15d, jest potrzebny? czy zwalnia z odpowiedzialności host providera?), które - jak uważam - są potrzebne, a o kształcie których wciąż jeszcze warto rozmawiać.

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

Dywagacja o kranach

VaGla's picture

Również uważam, że na pewnym etapie świadomości problemów prawnych dywagacje o odkręconych kranach nie są potrzebne. W tym serwisie gromadzę różne argumenty (staram się gromadzić głównie argumentację prawną). Dlatego tez odnotowałem ww. rozstrzygnięcie Sądu Najwyższego i inne tego typu wyroki, które pokazują praktykę stosowania prawa i problemy z tym związane. Nie oznacza to wszakże, że zawsze zgadzam się z tezami Sądu Najwyższego (czego dobrym przykładem może być np. moja krytyka stanowisk SN w sprawie problemu "rejestracji" serwisów internetowych jako dzienników lub czasopism; por. Po dzisiejszym postanowieniu SN chyba czas na składanie doniesień o możliwości popełnienia przestępstw). Niestety świadomość tych problemów prawnych i złożoności modeli odpowiedzialności jest wśród komentujących tu różna, stąd czasem próbuję posługiwać się bardziej prostymi przykładami, a to m.in. w celu uświadomienia adwersarzom tego, że regulacja wolności słowa nie jest taka prosta, i tego, że nie chodzi wyłącznie o relacje publikujący-pokrzywdzony. Narażam się oczywiście na zarzut schlebiania cenzurze, albo na zarzut dążenia do zwiększenia odpowiedzialności tego lub innego gracza w tym społecznym spektaklu. Moim zdaniem jednak potrzebna jest równowaga i o to staram się zabiegać. Równowaga, która godziłaby zarówno słuszne interesy gospodarcze, jak i słuszne interesy społeczne.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Nie mam pojęcia co to jest

hub_lan's picture

Nie mam pojęcia co to jest interes społeczny bo nie mam zamiaru analizować co można by rozumieć przez pojęcie społeczeństwo.

W dyskutowanym przypadku nie istnieje żadne społeczeństwo a jedynie prywatny spór pomiędzy autorem wypowiedzi a oponentem twierdzącym coś przeciwnego.

Dlaczego właściciel kawałka ziemi na terenie której obywatel A zwyzywał obywatela B miałby ponosić jakakolwiek odpowiedzialność z tytułu działań (lub zaniechań) jednego czy drugiego obywatela.

Również tablica ogłoszeń niczym pod względem formalnym nie różni się od forum internetowego czy właściciel tablicy ma ponosić odpowiedzialność za nieusunięcie ogłoszenia naruszającego czyjeś dobra ?

To dla mnie interesujące stwierdzenie

VaGla's picture

To dla mnie interesujące stwierdzenie, ponieważ jedną z przesłanek wyłączających bezprawność naruszenia dóbr osobistych (np. naruszanych w komentarzu stanowiącym przejaw realizacji wolności słowa) jest działanie "w uzasadnionym interesie społecznym".

Jeśli właściciel tablicy dowiedział się o tym, co jest na tablicy, miał możliwość przeczytania tego (i własne oceny w oparciu o swoje rozumienie przepisów), to jeśli nie podjął działania zmierzającego do zaprzestania ew. naruszenia (a nawet zagrożenia - w przypadku ochrony dóbr osobistych można domagać się ochrony nawet przed zagrożeniem dóbr osobistych) może być pozwany i bronić się przed sądem. Sąd może uznać w takim przypadku, że właściciel tablicy swoim zaniechaniem naruszył dobra osobiste, lub w inny sposób naruszył prawo (bo przecież nie zawsze tylko o dobrach osobistych będziemy mówili, ale też o innych sytuacjach, jak wyrządzenie szkody majątkowej zaniechaniem, albo naruszenie przepisów prawa karnego).

Poza tym - system prawny czasem przewiduje wyższe standardy odpowiedzialności wobec podmiotów, które "profesjonalnie" trudnią się daną działalnością. Przykładem może być odpowiedzialność operatorów pocztowych.

--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

bardzo proszę o pełną i

hub_lan's picture

bardzo proszę o pełną i kompletną oraz jednoznaczną definicje społeczeństwa oraz w konsekwencji pełna i kompletną oraz jednoznaczną definicję interesu społecznego.

jeśli wypowiedź jest prawdziwa to nie ma znaczenia w jakim celu ktoś ją uczynił a i tak nie może podlegać karze, natomiast jeśli jest nieprawdziwa to powinien zostać ukarany i również nie ma znaczenia cel jaki przyświecał autorowi

jeśli przyjmiemy inne założenia od w/w to znaczy że przyświeca nam zasada cel uświęca środki.
Nie wiem jak inni ale ja nie czuje się dobrze w towarzystwie tak znamienitych czcicieli zasady "cel uświęca środki" jak choćby adolf h. czy józef s. a ostatnio barack o.

"...Jeśli właściciel tablicy dowiedział się o tym, co jest na tablicy, miał możliwość przeczytania tego (i własne oceny w oparciu o swoje rozumienie przepisów)..."

otóż właśnie czy miał możliwość oceny na podstawie pełnej wiedzy czy li tylko na podstawie dwu równorzędnych acz przeciwnych wypowiedzi?

"....Poza tym - system prawny czasem przewiduje wyższe standardy odpowiedzialności wobec podmiotów, które "profesjonalnie" trudnią się daną działalnością. Przykładem może być odpowiedzialność operatorów pocztowych...."

bardzo proszę o wyjaśnienie w którym miejscu elektryk piszący bloga należy do "podmiotów, które "profesjonalnie" trudnią się daną działalnością" (w rozumieniu jak się domyslam blogerską)

Proszę sięgnąć

VaGla's picture

Odnośnie prawdziwości/nieprawdziwości oraz interesu społecznego proszę sięgnąć m.in. do uzasadnienia Wyroku SN z dn. 28 grudnia 1978 r., I CR 424/78 oraz do krytyki tego stanowiska SN. Proszę również samodzielnie zbadać, jakie są różnice w odpowiedzialności karnej (np. zniesławienie), cywilnej (np. naruszenie dóbr osobistych) i zawodowej (np. dziennikarzy).

Jeśli miałbym dawać jakieś wskazówki w tej fascynującej podróży przez meandry nauki prawa związanego z wolnością słowa i jej granicami, to mógłbym wskazać - na początek - np. takie opracowanie (proszę wybaczyć, że nie skrypt lub streszczenie, tylko 100 stronicowa opinia), które dostępne jest na stronach Centrum Monitoringu Wolności prasy: ODPOWIEDZIALNOŚĆ DZIENNIKARZY. Opracowanie orzecznictwa i literatury na przykładzie przypadków badanych w Centrum w latach 2000-2002 (DOC).
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Nie jestem prawnikiem i nim

hub_lan's picture

Nie jestem prawnikiem i nim być nie zamierzam dlatego tez czytanie 1000000 stron opracowań uważam za zbędne z 1 podstawowego powodu - prawo, jeśli zakładamy jego powszechną znajomość i stosowalność musi być jasne proste i czytelne nawet dla ludzi którzy dany zapis widzą po raz pierwszy w przeciwnym wypadku jego istnienie (a już szczególnie karanie za nie zastosowanie się do któregoś zapisu (z 1000000000000000000000000000000 ustaw których nawet żaden prawnik nie jest w stanie przeczytać (a o zrozumieniu i prawidłowej interpretacji nie wspomnę) jest jawnym stosowaniem zasady dajcie mi człowieka a paragraf się jakiś znajdzie.

Moje wypowiedzi tutaj zakładają że dążymy wszyscy do państwa prawa a nie do totalitaryzmu jeśli jest odwrotnie to przepraszam pomyliłem się i zaczynam się pakować bo nie ma tu dla mnie miejsca...

No to penie się nie dogadamy

VaGla's picture

No to penie się nie dogadamy. Ja staram się zabiegać o państwo prawa, ale prowadząc dyskusję staram się również poznawać przedmiot dyskusji. Dlatego przeczytałem więcej niż jedno takie opracowanie, pochylałem się nad nim usiłując rozumieć tezy, czytam i komentuję wyroki sądów oraz te ustawy, o których sobie rozmawiamy. Jeśli rzeczowo mamy rozmawiać o zasadach i aksjologii - oczekiwałbym podobnego stanu świadomości od adwersarza, albo przynajmniej chęci rozumienia zagadnienia, o którym rozmawiamy. I zgoda: przepisów powinno być mniej, przepisy powinny być bardziej klarowne, ale - być może pod wpływem opinii publicznej, która nie koniecznie analizuje dogłębnie zagadnienia, na temat których wypowiada stanowiska - politycy biorący udział w procesie legislacyjnym - emanacja tego społeczeństwa - przyjmują takie przepisy, jak rozumieją zagadnienie (często nie zdając sobie sprawy lub nie rozumiejąc ich konsekwencji) :)

--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

podobny stan wiedzy wystąpi

hub_lan's picture

podobny stan wiedzy wystąpi u adwersarza który jest również prawnikiem którym nie jestem i być nie zamierzam bo mam zupełnie inne zainteresowania i zawód jednak z racji że żyję na terytorium aktualnie zajmowanym przez RP a nadzorowanym przez UE.

Istnienie takich czy innych zapisów prawnych ma wpływ na moje życie oraz na to co robię zawodowo stąd chcąc czy nie chcąc muszę od czasu do czasu przeczytać jakąś ustawę czy rozporządzenie i za każdym razem kiedy po tę lekturę sięgam mam wrażenie że pisał ją ktoś co najmniej upośledzony umysłowo i niezdolny do dokonania działania matematycznego 2+2=4 albo w zamian za odpowiednią gratyfikacje na zlecenie konkretnej firmy w celu napędzenia jej zysków.

Inne interpretacje wg mnie nie dają się uzasadnić.. ale co ja tam wiem.... ja muszę tylko przestrzegać "prawa" którego zrozumienie i stosowanie jest niemożliwe z powodu jego wewnętrznej sprzeczności i braku ciągłości logicznej.

Cóż i tu dochodzimy do sedna czyli do zapytania o sens czegoś co również z logiką ma niewiele wspólnego czyli demokracji czyli rządów motłochu która jest z zasady sprzeczna z idea republiki czyli rządów prawa.

Filozofia

Jaka jest więc filozofia regulowania naturalnie wolnego tworu jakim był przez wiele lat internet?
Nie widzę żadnych korzyści dla Kowalskiego.
Widzę koszty i ograniczenia.
Widzę brak analizy ekonomicznej w kontekście +/- dla Polski.
Widzę pazerność i chęć regulowania WSZYSTKIEGO co istnieje w imię zasady.

Z pozycji internauty

Z perspektywy użytkownika proponowane rozwiązanie wygląda dość nieciekawie. Załóżmy na przykład, że miałam problem z firmą X lub produktem Y. Sytuację opisuję w internecie, na forum lub w serwisie konsumenckim. Właściciel marki, sprzedawca lub marketingowiec zgłasza roszczenie do operatora serwisu. Operator kalkuluje - zdjęcie wpisu raczej nie pociąga za sobą istotnych konsekwencji, pozostawienie go wiąże się z możliwymi zarzutami o pomoc w szkalowaniu przedsiębiorstwa. Jeśli wpis zostanie zdjęty, mam tylko 3 dni na wniesienie protestu - ponownie rozpatrywanego arbitralnie przez operatora.

Proponowane przepisy skutecznie wprowadzają cenzurę, ponieważ nie ma mechanizmu czyniącego blokowanie zgodnych z prawem wypowiedzi działaniem nieopłacalnym.

Na cenzorski charakter projektowanych zmian wskazuje jeszcze kilka innych okoliczności. Bardzo krótki czas na wniesienie sprzeciwu wobec już nałożonej blokady, nie mający w zasadzie uzasadnienia. Możliwość zablokowania każdej informacji potencjalnie niezgodnej z prawem, a więc również takiej, wobec której tak radykalne działanie jest nieuzasadnione. Tendencja ograniczania wolności słowa w internecie w stopniu wykraczającym poza normy obowiązujące "w realu". Praktyka wprowadzania zmian "po cichu", mimo ich istotnego wpływu na swobodę wypowiedzi użytkowników internetu.

Zdaję sobie sprawę, że nierzadko internauci, przekonani o swej anonimowości i bezkarności, godzą w dobre imię lub interesy innych osób i instytucji. Mimo to nie uważam, aby przejście od "wolnej amerykanki" do nadmiernych ograniczeń, było dobrym rozwiązaniem.

Trochę czsu zajeło mi

Trochę czsu zajeło mi przeczytanie tych dyskusji i dalej nic z nich nie wynika.

Totalną bzdurą jest ustalanie hostow jako instytucje rozstrzygajace spór i obarczanie ich odpowiedzialnoscią za podjętą decyzję.
1. Nie mają stosownego wykształcenia.
2. Zmusza to ich do generowania kolejnych kosztów.
3. Nie ma pewnosci ze ktos kto przez siec wnioskuje o zablokowanie jest tym za kogo sie podaje.
4. Jak można karać za złą decyzję hosta (konkretną osobę lub podmiot) skoro odpowiedzialności za złą decyzję nie ponosi ani sąd ani żaden urzędnik. Przykładów jest wiele Wystarczy obejrzec "Panstlwo w panstwie".

Teraz kolejna rzecz. Wbrew opiniom, ze inernet nie jest anonimowy faktem jest ze jak ktos chce to niestety jest anonimowy. Banalny przykład. Kupuję starter z internetem, czysty komputer uruchamiam połączenie z siecią i kto mnie znajdzie? Nikt! A to powoduje że pojawiają się teksty i wpisy naruszające dobra innych osób, wlamania, kradzieze. Internet stał się miejscem totalnego bezprawia (jakby sie fizycznie dalo to by sie zabijali).

Jedynym globalnym rozwiazaniem ktore moze zalatwic problem raz na zawsze jest indywidualna identyfikacja uzytkownka w sieci. Fizycznie jest to do zrobienia. Wtedy wszelkie objawy lamania prawa znikna. Pozostana tylko wyjatki ktore poniosa kare tak jak w zyciu realnym i w oparciu o przepisy prawa obowiązujące w kraju osoby lub podmiotu ktorej to dotyczy.

Zadne acta, przepisy prawa i inne rozwiązania nie beda skuteczne.
Prawda ze banalne?

Tylko taki kierunek rozwiazania problemu jest sensowny. Nie ma cenzury nie ma ograniczen. Rob co chcesz ale badz swiadomy ze jak zlamiesz prawo (ktorego nie trzeba specjalnie dostosowywac) to poniesiesz odpowiedzialnosc. Kraje ktore chca miec porzadek w sieci nie musza zezwalac na dostep uzytkownikow niezidentyfikowanych. Jakby cala UE nie zezwolila to wiele krajow tez by wprowadzilo identyfikacje. Bo tego by wymagali ich obywatele chcac miec kontakt z UE. Malo tego. Same firmy telekomunikacyjne musialyby miec identyfikację bo korzystaja z sieci swiadczac uslugi telekomunikacyjne.

Przeciwni beda jedynie ci ktorzy chca byc bezkarni i chca lamac prawo.

Moze pojawic sie tutaj kwestia inwigilacji. Ale przeciez na kazdym kroku mozemy udostepniac nasze preferencje. Jaki program TV ogladamy, z kim rozmawiamy przez telefon, do kogo wysylamy smsy, wiadomosci itp. Wiec to tez nie stanowi problemu.

Moze kiedys moj banalny pomysl okaza sie rozwiazaniem.

rzeczywiście banalny przykład

"Banalny przykład. Kupuję starter z internetem, czysty komputer uruchamiam połączenie z siecią i kto mnie znajdzie? Nikt!"

Jak to kto, służby. Łączysz się przez sieć komórkową - od razu wiadomo, w jakiej okolicy jesteś. W kieszeni masz komórkę, która mówi służbom, że jesteś w tej samej okolicy (podobnie jak kilkadziesiąt lub kilkaset innych osób). Powtórz swój wyczyn kilka razy i krąg podejrzanych mocno się zawęzi.

Hint: Tor.

Nie szalejmy w drugą stronę

Jedynym globalnym rozwiazaniem ktore moze zalatwic problem raz na zawsze jest indywidualna identyfikacja uzytkownka w sieci.

Indywidualna identyfikacja każdego użytkownika to spora przesada. Czy w życiu codziennym przydałoby się wytatuowanie każdemu na czole numeru PESEL i zakaz zasłaniania, albo noszenie dowodu osobistego przypiętego do ubrania w widoczny sposób? Przecież znalezienie przestępcy byłoby o wiele łatwiejsze.

Taka totalna inwigilacja do niczego dobrego nie prowadzi, łatwo o fałszowanie identyfikatorów i podszywanie się pod innych (vide złośliwe oprogramowanie, które z komputera użytkownika loguje się na jego konto wykradzionym hasłem, albo dynamicznie podczas jego sesji podmienia dane konta docelowego). Mielibyśmy "winnego" każdego przestępstwa w sieci, ale niekoniecznie byłaby to właściwa osoba.

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>