Czy w indywidualnych sprawach sąd może zmienić wolę ustawodawcy?

Z mec. Xawerym Konarskim spieramy się offline o istnienie takiej kategorii jak "Web 2.0" - ja twierdzę, że to byt wydumany i nie ma znaczenia dla porządku prawnego. Szanuje jednak i uważnie słucham tego, co Xawery publikuje w tym temacie. Tym razem wypada mi odnotować wywiad udzielony Gazecie Wyborczej, a to z okazji zbliżającego się rozstrzygnięcia w amerykańskim procesie Tiffany przeciw eBay.com. Mec. Xawery Konarski został przedstawiony tu jako wspólnik kancelarii "której klientem jest m.in. Stowarzyszenie Filmowców Polskich". Niezależnie od tego kogo będzie reprezentował w sądzie - dyskusja nad modelem odpowiedzialności za publikacje treści jest istotną dyskusją w kontekście dalszego rozwoju internetu.

W Gazecie Wyborczej opublikowano wywiad pt. Można zmusić polskie portale do walki z podróbkami. Tam m.in. mec. Konarski stawia tezę, że "wyrok korzystny dla Tiffany'ego może przyczynić się do zmiany modelu odpowiedzialności tych serwisów za to, co się znajduje na ich witrynach". Rozumiem, że chodzi o przyczynienie się w skali makro, w efekcie globalnej dyskusji na temat systemów prawnych, gdyż wyrok ten - gdy zapadnie - zapadnie wszak w USA i na gruncie amerykańskiego prawa...

W wywiadzie padają również znane już tezy dotyczące pomocnictwa, a to w kontekście braku reakcji (zablokowania treści) na wiarygodną informację, o której mowa w art. 14 ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną (mec. Konarski powiedział m.in.: "Jeśli tego nie zrobią, mogą być uznani za pomocników w naruszeniu prawa" - por. również Dyskusja na temat odpowiedzialności administratorów serwisów "ery 2.0"). Ze swojej strony dodam, że w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji trwają prace nad nowelizacją ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną i możemy się niebawem spodziewać również zmiany brzmienia art. 14 tej ustawy.

Czy sąd może w indywidualnej sprawie nakazać monitorowanie działania serwisu ze względu na potencjalne naruszenia prawa? Z lektury tego wywiadu wyłania się wizja systemu, który z jednej strony wprowadza ogólną zasadę ustawową nieponoszenia odpowiedzialności przez operatora, o ile nie wiedział o naruszeniach (do czasu gdy otrzymał wiarygodną informację - nasza ustawa w tym względzie, co do zasady, przypomina amerykańskie rozwiązanie DMCA), ale jednocześnie w indywidualnej sprawie sąd mógłby zmienić status quo i - jak wskazuje mec. Konarski - w sprawie Rolex przeciwko Ricardo (serwis aukcyjny) niemiecki sąd nałożył na właściciela Ricardo obowiązek monitorowania wszystkich aukcji i wychwytywania naruszeń (wszystkich związanych ze znakiem towarowym Rolex). W efekcie - z wypowiedzi mec. Konarskiego wyczytałem aprobatę dla wprowadzania systemów monitoringu we wszelkich serwisach internetowych (a więc odejście od zasady, że dostawca usługi może nie wiedzieć o naruszeniach).

Nowym elementem w dyskusji jest przywołanie przez mec. Konarskiego art. 439 Kodeksu cywilnego, jako podstawy do zobowiązania dostawcy usług do wprowadzenia monitoringu:

Ten, komu wskutek zachowania się innej osoby, w szczególności wskutek braku należytego nadzoru nad ruchem kierowanego przez nią przedsiębiorstwa lub zakładu albo nad stanem posiadanego przez nią budynku lub innego urządzenia, zagraża bezpośrednio szkoda, może żądać, ażeby osoba ta przedsięwzięła środki niezbędne do odwrócenia grożącego niebezpieczeństwa, a w razie potrzeby także, by dała odpowiednie zabezpieczenie.

Wydaje mi się zasadne pytanie o relacje normy art. 439 KC do tej, która wynika z art. 14 ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną. Ale również - co bardziej istotne - z przepisu art. 15 tej ustawy, który dość wyraźnie stwierdza:

Podmiot, który świadczy usługi określone w art. 12-14, nie jest obowiązany do sprawdzania przekazywanych, przechowywanych lub udostępnianych przez niego danych, o których mowa w art. 12-14.

Nie jest zobowiązany. Czy zatem w indywidualnej sprawie sąd może zmienić wolę ustawodawcy wyrażoną dość jednoznacznie?

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

"Specjaliści od internetów"

Tomasz Rychlicki's picture

W odniesieniu do niektórych tez pana Konarskiego.

(...)
system odpowiedzialności w internecie wykrystalizował się około dziesięciu lat temu. Wtedy internet był zupełnie inny. Dostawcy usług internetowych przede wszystkim oferowali na serwerach miejsce na cudze witryny, serwisy swych klientów. W takiej sytuacji jest oczywiste, że jeśli klient zamieści na swojej witrynie jakieś bezprawne treści, to dostawca usług internetowych nie może za to odpowiadać, dopóki nie zostanie o tym powiadomiony.
(...)
Ale realia się zmieniły. Firmy Web 2.0, które dają internautom możliwość umieszczania na swych portalach różnych treści - np. filmów czy zdjęć - to nowa jakość. Te treści są już nie na cudzych, ale na ich własnych witrynach

Co się zmieniło pomiędzy:

oferowali na serwerach miejsce na cudze witryny, serwisy swych klientów

a

umieszczania na swych portalach różnych treści - np. filmów czy zdjęć

?

Serwer zamieniamy na portal (na jakimś tam serwerze taki portal działa w internetach i pewnie ma kolorowy pastelowy logotyp).
Zamieniamy "cudze witryny" na "różne treści". Hmmm.... Czy różne treści mogą być cudzymi witrynami z filmami i zdjęciami?

Tak na koniec. Nie szukam klientów przez artykuły w gazetach. W zasadzie to wogóle nie szukam. Wszystkim specjalistom do internetów i Web 2.0

"Web 2.0 is, of course, a piece of jargon, nobody even knows what it means. If Web 2.0 for you is blogs and wikis, then that is people to people. But that was what the Web was supposed to be all along."

proponuję zapoznać się z chociażby z historią serwisu tripod.com (Lycos). Źródło: wikipedia.org (pogrubienie moje, chociaż poprawnie to chyba powinno być italic, a przypisy pominąłem)

Tripod.com officially launched in 1995 (...) Other services available included résumé writing features and a simple homepage builder.

Although the feature was an afterthought originally, Tripod soon became known as a place where people could create free web pages, competing with the likes of GeoCities and Angelfire. Criticizing AOL, the existing leader in this space, for its walled-garden approach, Peabody described the company's aims: "Our idea is to build a community through user-created and user-based content." A Washington Post reviewer recommended Tripod over GeoCities for giving users an easier URL to remember, and because GeoCities sites had a tendency to crash computers.
(...)
Web sites generally have a .tripod.com affix.

Tylko problem polega na tym,

Tylko problem polega na tym, że przepisy prawa należy czytać systemowo, a nie wybiórczo. Skoro przywołany przez p. Konarskiego art. 439 k.c. mówi o "należytym nadzorze", to trzeba się zastanowić, co znaczy "należyty" w kontekście świadczenia usług hostingowych. A żeby to uczynić, trzeba przeczytać art. 15 u.ś.u.d.e., który - aczkolwiek w sposób negatywny, przez wyłączenie, ale jednak - wyznacza zakres obowiązków usługodawcy, który taką usługę hostingu świadczy: do zakresu tych obowiązków nie należy "sprawdzanie" danych. Skoro nie należy, to znaczy, że usługodawca należycie wykonuje swoje obowiązki. A jak wykonuje należycie, to nie może nikomu wyrządzić szkody.

Web 2.0?

Moim zdaniem to właściwa droga dla właścicieli praw do znaków towarowych. Powinni dążyć do sądowego nakładania na administratorów serwisów obowiązku podejmowania aktywnych działań zapobiegających naruszeniom prawa do znaku towarowego.

Czy nie istnieje już legalny sposób walki z podróbkami? Tzn. procesować się z użytkownikami, którzy rozprowadzają podróbki? Przypomina mi to trochę wypowiedzi przy wprowadzaniu DMCA, sporo było głosów od bezradnych wytwórni, które potrzebowały większych uprawnień do walki z piractwem. Środki są dostępne, dlaczego nikt ich nawet nie próbuje wykorzystać?

Jeszcze o youtube i podobnych:

Tu działa - czy raczej nie działa - dokładnie ten sam mechanizm odpowiedzialności i jest ten sam problem.

Z kontekstu odczytałem, że pan mec. Xawery Konarski sugeruje również w tym przypadku zastosowanie automatów (albo rzeszy moderatorów?). Po psach do tropienia nielegalnych płyt nadchodzi czas automatów do tropienia nielegalnych filmów. Trochę zdziwiła mnie taka sugestia od prawnika.

Ponadto nie potrafię stwierdzić, gdzie niekomputerowcy widzą różnicę między Web 1.0 a Web 2.0, jestem tego bardzo ciekaw.

:) podejrzewam różnicę :)

VaGla's picture

Konkretnie myślę, że między Web (1.0) a Web 2.0 jest taka różnica jak między utworem w rozumieniu prawa autorskiego a "user generated content" (który też jest (zwykle) utworem w rozumieniu prawa autorskiego, chociaż niektórzy woleliby, żeby ten "content" nazywał się inaczej :)
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Całe "web 2.0." to po

Całe "web 2.0." to po prostu pewne zjawisko społeczne, polegająca właśnie na popularności "user generated content". Ale ten "content" jest tak samo, jak dotychczas, oceniany z punktu widzenia prawa autorskiego, a sam "web" też się jakoś istotnie nie zmienił. A, że niektórzy prawnicy nie do końca to rozumieją i powtarzają... Cóż...

nie rozumiem...

W dalszym ciągu nie widzę różnicy pomiędzy web 1.0, a web 2.0 (podobnie zresztą jak pomiędzy utworem w rozumieniu prawa autorskiego, a user generowanym contentem). Czy jeżeli przyjmę założenie, że Web 2.0 powstało wraz z pojawieniem się terminu "dziecko neostrady", to będzie dobrze? Czy mam raczej pojawienie się Web 2.0 wiązać z pojawieniem się jakiegoś konkretnego portalu? Proszę o wyjaśnienie ;p

Pozdrawiam

Czym jest Web 2.0

Ładnie opisał to Paweł Tkaczyk na swoim blogu: Rewolucja w stylu Web 2.0.

Wg mnie jest to zjawisko społeczne, które jest możliwe dzięki nowym technologiom lecz nie można je przypisać do konkretnego rozwiązania technicznego.

Ten, komu wskutek

Ten, komu wskutek zachowania się innej osoby, w szczególności wskutek braku należytego nadzoru nad ruchem kierowanego przez nią przedsiębiorstwa lub zakładu albo nad stanem posiadanego przez nią budynku lub innego urządzenia, zagraża bezpośrednio szkoda, może żądać, ażeby osoba ta przedsięwzięła środki niezbędne do odwrócenia grożącego niebezpieczeństwa, a w razie potrzeby także, by dała odpowiednie zabezpieczenie.

Wydaje mi się zasadne pytanie o relacje normy art. 439 KC do tej, która wynika z art. 14 ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną. Ale również - co bardziej istotne - z przepisu art. 15 tej ustawy, który dość wyraźnie stwierdza:

Podmiot, który świadczy usługi określone w art. 12-14, nie jest obowiązany do sprawdzania przekazywanych, przechowywanych lub udostępnianych przez niego danych, o których mowa w art. 12-14.

Nie jest zobowiązany. Czy zatem w indywidualnej sprawie sąd może zmienić wolę ustawodawcy wyrażoną dość jednoznacznie?

A czy można zapisać?
a=1.0
potem gdzieś później w konkretnym kontekście zapisać
a=1.1

A następnie się zastanawiać czy a = 1.0 czy a = 1.1 ?

Logicznie rzecz biorąc należy brać pod uwagę ten kontekst właśnie, lecz powtórzę jak zawsze, nie jestem prawnikiem.

Moje stanowisko co do nałożonego obowiązku kontroli.

Wiele witryn jest tylko przestrzenią udostępnioną na użytek publiczny. Nie wydaje mi się rozsądne by nakładać na właściciela/administratora takiej przestrzeni obowiązek kontroli zachowań osób w tej przestrzeni się poruszającej.

Może niezbyt udana analogia:

Załóżmy, że udało mi się kupić 50% rynku w Krakowie bo zamierzam tam postawić budkę z lodami. Czy muszę wynająć ochroniarzy/strażników, którzy by to dbali o przestrzeganie prawa przez wszystkich ludzi znajdujących się w moim sektorze? Czy to by było rozsądne i czy umożliwiało by mi prowadzenie takiej działalności z zyskiem?

I nie ma tu znaczenia czy kontrolować tylko tych którzy kupili lody (skorzystali z usługi płatnej oferowanej przez witrynę) czy pozostałych też.

Poza tym jeżeli kogoś pomawiam, podrabiam, lub piszę o X, to nie w ocenie dostawcy usługi leży ocena czy prawo jest łamane czy nie i czy działam na szkodę X. Równie dobrze mogę napędzać X'owi nowych klientów, przyczynić się do zwiększenia popularności, sprzedaży, reklamy itp itd. Co może być zjawiskiem korzystnym dla "poszkodowanego" X więc w jego interesie jest by to on sam i tylko on miał prawo decydować co z taką treścią zrobić.

Jeżeli wprowadzić by takie nakazy zastanawiam się czy inni dostawcy innych usług nie powinni również kontrolować "treści/zachowań" użytkowników swoich usług. Mam na myśli dostawców takich usług jak:

Przestrzeń pozostałych 50% rynku w Krakowie.

Przestrzeń radiowa oferowana przez państwo i tym podobnych przestrzeni i usług.

Do tych którzy, będą argumentowali że strony www to przecież przedsiębiorstwo i płacę za jego usługi i że nie jest to przestrzeń publiczna. Podatki przecież też płacimy w przedsiębiorstwie zwanym państwem, tyle że nie można zrezygnować z usługi, które są w ten sposób opłacane.

Pozdrawiam
Anonimowy tchórz

Kolejne 3 grosze w tym (i podobnych) tematach

W artykule Prewencja zabije Internet Gazeta Wyborcza podsumowała kilka tematów związanych z odpowiedzialnością za publikację treści w sieci. Tam również dość interesujący wywiad z Alkiem Tarkowskim.

schizofrenia ustawodawców

"Czy zatem w indywidualnej sprawie sąd może zmienić wolę ustawodawcy wyrażoną dość jednoznacznie?"

Pytanie tylko którą wolę: wyrażoną w art. 439 Kodeksu cywilnego czy też w art. 15 UoSUDE. Ustawodawca wydaje się mieć schizofrenię: chce mieć ciastko, a za moment chce zjeść ciastko.

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>