Raport cząstkowy z realizacji operacji o kryptonimie "Szklana kula CBA"

Szklana kula CBAZnamy odpowiedź na interpelację poselską w sprawie wykorzystywania przez rząd "mediów społecznościowych". Jeśli rząd mógł tak "odpowiedzieć" posłowi, to jest to trochę policzek dla obywateli. Te "media społecznościowe" są tematem poruszanym w tym serwisie, ponieważ wiąże się on zarówno z kwestiami dostępu do informacji publicznej, ale też z konstytucyjnymi zasadami praworządności i legalizmu, a także z zasadą równego traktowania wszystkich przez władze publiczne (czyli z zakazem dyskryminacji). Do tego oczywiście dochodzi zasada budowania zaufania obywateli do państwa (co z kolei jest elementem demokratycznego państwa prawnego, jakim - wedle Konstytucji RP - jest ponoć Rzeczpospolita Polska), a także kwestia racjonalnego gospodarowania środkami publicznymi. W ramach swojej publicystyki i tektoniki społeczeństwa obywatelskiego wysłałem do Centralnego Biura Antykorupcyjnego wniosek o dostęp do informacji publicznej. Otrzymałem (wstępną) odpowiedź, która stanowi niejako "otwarcie" "dialogu" w powyżej zasygnalizowanych sprawach. Nie chodzi w nim o ową "szklaną kulę" (co, jak się wydaje, zaczyna docierać już do CBA). Chociaż CBA postanowiło "przedłużyć" ostateczną odpowiedź na wniosek (ustawa daje pewne możliwości w tym względzie), to otrzymane już z CBA pismo daje podstawę do rozpoczęcia dalszych działań.

Chociaż pismo do Centralnego Biura Antykorupcyjnego ubrałem w formę listu (zależało mi na tym, by list ten był jak najbardziej uprzejmy, starałem się dochować wszelkich form, by pokazać, że z dużym szacunkiem odnoszę się do instytucji publicznych), to stanowił w istocie wniosek o dostęp do informacji publicznej. Wbrew temu, co zrozumieli niektórzy po lekturze pisma, wcale nie wnosiłem tam o to, by mi Szef CBA podarował szklaną kulę z logiem CBA. CBA zaś właściwie zdekodowało, że ma do czynienia z wnioskiem o dostęp do informacji. O co więc wnosiłem?

Wnosiłem o udostępnienie następujących informacji publicznych (teraz zapiszę to w formie bardziej czytelnej dla "przeciętnego obywatela"):

  • "o wskazanie sposobu, w jaki mógłbym wejść w posiadanie szklanej kuli z godłem Centralnego Biura Antykorupcyjnego", a więc w istocie wniosłem o udostępnienie mi informacji na temat procedury stosowanej w Centralnym Biurze Antykorupcyjnym, a związanej z dysponowaniem przez CBA mieniem publicznym, jakim owe szklane kule są; Skoro kule są wręczane, a wierzymy, że państwo powinno działać na podstawie i w granicach prawa, to znaczy, że musi istnieć sformalizowana procedura wręczania takich "gadżetów", w tym wyboru osób, którym takie "gadżety" się wręcza i właśnie o udostępnienie tej procedury zawnioskowałem.
  • o informację opisaną pytaniem: Czy z autorem wykorzystywanego przez CBA znaku została zawarta jakakolwiek umowa związana z przeniesieniem na Skarb Państwa autorskich praw majątkowych do jego dzieła, względnie jakakolwiek inna umowa lub umowy związane z tym znakiem; tu odpowiedź jest (lub raczej powinna być) zero-jedynkowa. Albo zawarto umowę/umowy związane z wykorzystywanym przez CBA znakiem, albo nie zawarto.
  • W przypadku, gdy takie umowy zawarto wniosłem o: udostępnienie mi kopii takich umów
  • o udostępnienie informacji opisanej pytaniem: w jakiej liczbie sztuk CBA zamówiło takie przedmioty i jaka była kwota przeznaczona na ich zakup? Odpowiedź na tak postawione pytanie musi wskazywać liczbę sztuk oraz kwotę. To oczywiście przy założeniu, że CBA nie zatrudnia w ramach swojej służby kogoś, kto w zakresie obowiązków służbowych ma produkować szklane kule z logiem CBA. Gdyby CBA produkowało takie kule (czyż nie jest to diaboliczny koncept?) - CBA mogłoby odpowiedzieć, że szklanych kul nie zakupiło/zamówiło, a więc nie może udostępnić informacji na temat liczby sztuk zamówionych i kwoty przeznaczonej na zakup.
  • Wniosłem o udostępnienie mi kopii umów oraz innych dokumentów związanych z zamówieniem szklanych kul, np. faktur. Wniosłem o udostępnienie mi wszystkich dokumentów związanych z takim zamówieniem. I znów: jeśli zamówienia nie było - w odpowiedzi na taki wniosek nie miałbym szansy uzyskać jakichkolwiek dokumentów. Ale jeśli zamówienie było - umowy, zamówienia, faktury związane z dysponowaniem środkami publicznymi, są informacją publiczną i kopię tych dokumentów powinienem móc uzyskać w trybie dostępu do informacji publicznej. Ponieważ ustawa pozwala mi wskazać formę udostępnienia - wniosłem o udostępnienie mi tych dokumentów w formie cyfrowej, poprzez przesłanie mi tych cyfrowych kopii na adres poczty elektronicznej.
  • Wniosłem o kopię dokumentu określającego zasady, na jakich ktoś w CBA umieszcza na stronach internetowych (wszak w domenie gov.pl) znaki towarowe przedsiębiorstw. Posłużyłem się przy tym przykładem zamieszczonych już tam znaków Google Inc., Twitter Inc. i Facebook Inc., a wskazując o jaką procedurę mi chodzi napisałem, że chodzi o procedurę, w której mógłbym zamieścić na stronach CBA swoje własne znaki.
  • Wreszcie wniosłem o to, by CBA udostępniło mi kopię umów, na podstawie których CBA umieściło znaki wspomnianych przedsiębiorstw na państwowej stronie. Umowy te określiłem słowami: "które – jak jestem przekonany – zostały zawarte w związku z promocją przez CBA wspomnianych wyżej przedsiębiorstw"

I tak wygląda treść wniosku o dostęp do informacji publicznej, który został "zaszyty" w treści pisma skierowanego w dniu 20 lutego do szefa Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Widać wyraźnie, że wcale nie wnoszę o to, by mi szef CBA szklaną kulę wręczył. W linkowanym wyżej tekście, w którym sygnalizowałem złożenie tego pisma, wyjaśniłem też o co chodzi z tymi wszystkimi odesłaniami do zasad równego traktowania przez władze publiczne, a także dlaczego tak ważne jest, by to właśnie CBA zrozumiało, że promując jedne przedsiębiorstwa, a innych nie, w istocie łamie konstytucyjne zasady, których - jako służba specjalna - sama ma przestrzegać i dbać o przestrzeganie ich przez inne podmioty w państwie.

Od razu wypada odpowiedzieć tym, którzy sygnalizowali mi, że zaraz ktoś do mnie wejdzie o szóstej rano, albo dostanę kulkę, nie kulę i generalnie muszę się liczyć z szykanami ze strony państwa. Otóż jestem obywatelem, który działa tak, jakby państwo respektowało wszystkie demokratyczne zasady gry. Działam tak, jakbym żył w demokratycznym państwie prawny, o które - to moje przekonanie - zabiegam. W takim państwie obywatel nie obawia się tego, że służba specjalna zacznie go niszczyć, ponieważ w takim państwie taka służba jest ustanowiona dla obywatela. To obywatela ma chronić, to interes obywatela ma w pierwszej kolejności realizować.

W poniedziałek otrzymałem odpowiedź z CBA.

Odpowiedź na wniosek o dostęp do informacji publicznej z CBA

Odpowiedź na wniosek o dostęp do informacji publicznej z CBA. Od razu widać, że właściwie dobrałem szatę swojego pisma do CBA. Tu też znajduje się "godło", ogólny "format" pisma jest dość zbliżony do mojego, obywatelskiego.

Cóż czytamy w tej odpowiedzi?

W nawiązaniu do pisma, które wpłynęło do CBA 20 lutego 2015 roku na podstawie art 13 ust. 2 ustawy z dnia 6 września 2001 r. o dostępie do informacji publicznej, niniejszym informuję o braku możliwości dotrzymania przez podmiot zobowiązany do udostępnienia informacji, terminu zawartego w art 13 ust. 1 w/w ustawy.

Jednocześnie pragnę zapewnić, że odpowiedź na złożony wniosek zostanie udzielona w najkrótszym możliwym czasie, z zachowaniem terminu zawartego w art 13 ust. 2 w/w ustawy.

Jednocześnie informuję, że w zakresie domagania się wskazania sposobu, w jaki wnioskodawca mógłby wejść w posiadanie szklanej kuli z godłem CBA, a także kopii dokumentu określającego zasady, na jakich wnioskodawca mógłby zamieścić na stronach internetowych CBA swoje znaki, nie ma zastosowania tryb określony w ustawie o dostępie do informacji publicznej. Ustawa o dostępie do informacji publicznej nie może być bowiem nadużywana i wykorzystywana w czysto prywatnych sprawach (wyrok WSA w Krakowie z dnia 15 września 2004 r., II SA /Kr 23/04, niepubl.)

Wnioskodawca nie może domagać się także kopii umów zawartych w związku z promocją przez CBA następujących przedsiębiorstw: Google Inc., Twitter Inc. oraz Facebook Inc., gdyż nie ma możliwości udostępnienia informacji publicznej, która nie istnieje. Wbrew bowiem twierdzeniom wnioskodawcy, zamieszczone na stronach internetowych CBA znaki towarowe w/w spółek są w rzeczywistości linkami do stron internetowych, których użycie powoduje przekierowanie na strony odpowiednich portali społecznościowych. Również i w tym przypadku żądane przez pana informacje nie mieszczą się w pojęciu objętym ustawą o dostępie do informacji publicznej.

Pismo podpisane jest - jak czytam na pieczęci - z upoważnienia Szefa Centralnego Biura Antykorupcyjnego, a podpisał je Naczelnik Wydziału Komunikacji Społecznej Gabinetu Szefa, p. Jacek Dobrzyński. Miło mi poznać w ten sposób mojego partnera w dalszej korespondencji.

Od czego by tu zacząć komentowanie tej odpowiedzi? Wypada chyba zacząć od początku.

Najpierw termin, w którym powinienem dostać odpowiedź na swój wniosek. Zgodnie z art. 13 ust. 1 ustawy o dostępie do informacji publicznej:

Udostępnianie informacji publicznej na wniosek następuje bez zbędnej zwłoki, nie później jednak niż w terminie 14 dni od dnia złożenia wniosku, z zastrzeżeniem ust. 2 i art. 15 ust. 2

CBA zatem miało 14 dni (liczonych od 20 lutego) na to, by mi wnioskowane informacje udostępnić. W dotychczasowym orzecznictwie ustalił się pogląd, że te 14 dni to termin orientacyjny, a przede wszystkim należy brać pod uwagę pierwsze z wymienionych w tym przepisie kryteriów, czyli "bez zbędnej zwłoki". Dlatego też nie reagowałem nerwowo w piątek, gdy termin czternastodniowy mijał. Pismo z CBA dostałem w poniedziałek. W swoim piśmie, które przywołałem powyżej, CBA odwołuje się do ust. 2 tego przepisu. Przywołajmy zatem ten przepis:

Jeżeli informacja publiczna nie może być udostępniona w terminie określonym w ust. 1, podmiot obowiązany do jej udostępnienia powiadamia w tym terminie o powodach opóźnienia oraz o terminie, w jakim udostępni informację, nie dłuższym jednak niż 2 miesiące od dnia złożenia wniosku.

I tu zaczyna się pewien kłopot. Otóż przywołany przepis mówi o tym, że CBA, nie mogąc dotrzymać terminu 14 dni, powinno mi wskazać konkretny termin, w którym mi odpowie. Ustawodawca uznał, że organ zobowiązany ma wnioskodawcę powiadomić o tym terminie, a termin ów nie może być abstrakcyjny, a konkretny. To ma walor praktyczny. Od tego terminu wszak mogę uznawać, że podmiot zobowiązany do udostępnienia informacji jest w bezczynności, a co za tym idzie: mogę zacząć wykorzystywać inne narzędzia prawne, które ustawodawca dał wnioskodawcy do rąk (a że ustawodawca jest racjonalny, to trzeba z takich narzędzi korzystać). Takim narzędziem jest np. skarga na bezczynność administracji publicznej, względnie zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa z art 23 ustawy o dostępie do informacji publicznej (to przestępstwo nieudostępnienia przez podmiot zobowiązany informacji publicznej, a takie przestępstwo zagrożone jest karą grzywny, karą ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku). Zatem skoro CBA postanowiło sobie "przedłużyć" termin, to powinno wskazać konkretny, nie zaś mgliście opisany moment.

Słusznie też przywołują komentatorzy owej odpowiedzi CBA, wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego z dnia 11 września 2012 r., sygn. akt I OSK 1135/12, w którego uzasadnieniu czytamy:

„1. Podmiot udostępniający informację publiczną nie może w sposób dowolny uzasadniać niedotrzymania terminu określonego w art. 13 ust. 1 u.d.i.p. W grę mogą wchodzić jedynie takie powody, które są bezpośrednio związane z opóźnieniem w udostępnieniu konkretnej informacji publicznej. Konstrukcja tej regulacji jest analogiczna do postanowień art. 36 k.p.a., przy czym w art. 13 ust. 2 u.d.i.p wskazany jest nieprzekraczalny termin 2 miesięcy na udzielenie informacji publicznej. Termin ten ma charakter instrukcyjny.

I już widać, że w pierwszym akapicie CBA "wywaliło się" w odpowiedzi, a to dlatego, że brak możliwości dotrzymania terminu uzasadniło brakiem możliwości dotrzymania terminu. Zaczynam się teraz zastanawiać dlaczego CBA nie potrafi odpowiedzieć na prosty, w sumie, wniosek, którego elementy właściwie sprawdzają się do prostego tak/nie, albo przywołania treści dokumentów, które CBA powinno mieć pod ręką, a najpewniej są one w ogóle w obiegu elektronicznym w tej służbie przetwarzane. Może mieli pożar w siedzibie? A może administrator systemu, który jako jedyny dysponował hasłem dostępu do tego systemu, miał zawał i nikomu nie przekazał kodów pozwalających na proste wybranie wnioskowanych dokumentów i przesłanie ich wnioskodawcy? Nie wiem, ponieważ CBA nie dopełniła norm wynikających z ustawy, a popartych orzecznictwem Naczelnego Sądu Administracyjnego.

Pojawia się pytanie, co z tym można zrobić. Wypadałoby chyba sprawdzić, czy działają jakieś procedury nadzoru nad służbami specjalnymi. Pomijam w tym momencie doniesienia medialne, z których wynika, że takiego nadzoru nie ma. Jestem obywatelem, działam w paradygmacie zaufania obywatela do państwa, wierzę, że organy władzy publicznej działają na podstawie i w granicach prawa, zatem mógłbym teraz spróbować tym kłopotem CBA, który polega na jakimś może bałaganie organizacyjnym, zainteresować tych, którzy mają narzędzia do przywrócenia porządku w służbach. Niestety wiem, że - jak sygnalizowała Najwyższa Izba Kontroli w sierpniu 2014 roku:

Obecnie obowiązujące przepisy ograniczają możliwość sprawowania skutecznego nadzoru nad służbami specjalnymi przez Prezesa Rady Ministrów. Premier pozbawiony jest ważnych instrumentów nadzoru m.in.: pełnej wiedzy na temat procedur wewnętrznych obowiązujących w służbach specjalnych, albo kontroli poprawności działań operacyjno-rozpoznawczych w konkretnych, zakończonych sprawach. W istocie więc ustawodawca zobowiązał Premiera do nadzoru nad służbami specjalnymi, dając mu ograniczone możliwości zweryfikowania przekazywanych przez służby informacji co do treści oraz sposobu ich uzyskania. Taki stan prawny powoduje, że w wielu obszarach służby specjalne, pozbawione zewnętrznego cywilnego nadzoru, kontrolują same siebie.

Czyli Najwyższa Izba Kontroli (nawiasem mówiąc: która też na stronach internetowych NIK publikuje znaki towarowe Google, Twittera i Facebooka) wie o tym, że CBA ma bałagan. Ale swoją kontrolę NIK przeprowadziła już jakiś czas temu. Może od tego czasu coś się zmieniło? Można zatem spróbować zainteresować NIK sprawą terminów raz jeszcze, a również Prezesa Rady Ministrów i - ponieważ chodzi o sprawy obywateli - Rzecznika Praw Obywatelskich. Jest to jakiś punkt wyjścia, alternatywa do siedzenia bezczynnie, gdy w moim państwie dzieje się coś najwyraźniej niepokojącego. Jestem tylko naiwnym obywatelem, który zastanawia się nad tym, że być może są w moim państwie jakieś osoby, którym zależy na tym, by to państwo działało sprawnie. Można się tym zatem zająć niezależnie od korespondencji z CBA, czekając sobie spokojnie, aż CBA zrealizuje wniosek o dostęp do informacji publicznej.

Idźmy dalej.

W trzecim akapicie uzyskanej odpowiedzi czytam, że "w zakresie domagania się wskazania sposobu, w jaki wnioskodawca mógłby wejść w posiadanie szklanej kuli z godłem CBA, a także kopii dokumentu określającego zasady, na jakich wnioskodawca mógłby zamieścić na stronach internetowych CBA swoje znaki, nie ma zastosowania tryb określony w ustawie o dostępie do informacji publicznej". Gdyby nie drugie zdanie tego akapitu, byłbym zaniepokojony, bo znaczyłoby to, że zdaniem CBA nie mogę domagać się informacji publicznej, chociaż ustawa i konstytucja mówi, że mogę. CBA jednak spróbowało uzasadnić swoją tezę, że nie ma zastosowania tryb. CBA twierdzi: "Ustawa o dostępie do informacji publicznej nie może być bowiem nadużywana i wykorzystywana w czysto prywatnych sprawach (wyrok WSA w Krakowie z dnia 15 września 2004 r., II SA /Kr 23/04, niepubl.)". Dalibóg nie wiem, co też CBA w istocie chciała mi tu napisać.

Jeśli do dostępu do informacji publicznej nie ma zastosowania tryb ustawy o dostępie do informacji publicznej, to jaki tryb w takim razie, zdaniem CBA, ma zastosowanie? Że nie mogę wnosić w "czysto prywatnych sprawach"? A skąd CBA wie, w jakiej sprawie ja o taką informację wnoszę? Owszem, pewnie przeczytali tam już mój tekst, w którym przybliżam motywy złożenia wniosku i wiedzą już pewnie, że ten wniosek nie jest zupełnie "w prywatnej sprawie". Może ja chciałem zmienić działanie mojego państwa, a tylko jestem nieśmiały i w otaczającej nas i postrzeganej rzeczywistości, w której większe zrozumienie zyskuje zabieganie o prywatę, chciałem we wniosku jedynie zakamuflować swoje prawdziwe cele? Może ja jestem nieśmiałym romantykiem?

To wszystko nie ma znaczenia, ponieważ cel wnoszenia o informacje publiczne nie ma znaczenia. Wynika to już z art 2 ust. 1 i 2. ustawy o dostępie do informacji publicznej, wedle którego - w pierwszej kolejności - każdemu przysługuje, z zastrzeżeniem art. 5, prawo dostępu do informacji publicznej, a jednocześnie: "od osoby wykonującej prawo do informacji publicznej nie wolno żądać wykazania interesu prawnego lub faktycznego". Czy ja to w prywatnej sprawie, czy w publicznej - to ma dziś, na gruncie dziś obowiązującej ustawy, znaczenie jedynie w przypadku domagania się "informacji przetworzonej". Tu ustawodawca stwierdził, że domagając się takiej informacji, ale nie precyzując co to też owa "przetworzona informacja" jest - podmiot zobowiązany do udostępnienia może domagać się wykazania "szczególnej istotności dla interesu publicznego". A i tak ten przepis został przez Rzecznika Praw Obywatelskich skierowany do Trybunału Konstytucyjnego (por. "Informacja przetworzona" w Trybunale Konstytucyjnym).

Chciałaby się CBA zasłonić "nadużyciem prawa do informacji"? Drodzy Moi, Centralno-biurowo-antykorupcyjni partnerzy! Nie tędy droga. Ja wiem, że sądy administracyjne, zupełnie nie mając ku temu ustawowej podstawy, próbują tu czy ówdzie przemycić to "nadużycie". Jest też debata publiczna na ten temat i nawet - muszę się przyznać - sam w tej debacie biorę udział, np. komentując przeprowadzone przez UKSW badania dotyczące owego "nadużywania".

Może Państwo nie śledzicie tej debaty, a tylko chcieliście się podroczyć wskazując "prywatę i nadużywanie" w sytuacji, w której obywatel nie ma obowiązku podawać w ogóle powodów wnioskowania o informacje, a wnioskując o informacje publiczne może też podać nieprawdziwe powody, bo się na przykład wstydzi - jak to, dla przykładu, sygnalizowałem wyżej. Jeśli jednak nie śledzicie Państwo tej debaty o "nadużywaniu prawa do informacji" (rozumiem, że to w związku z walką z korupcją), to może zechcecie rzucić łaskawym okiem na uzasadnienie projektu ustawy o dostępie do informacji publicznej? Mam na myśli uzasadnienie tej pierwszej inicjatywy ustawodawczej, którą w Polsce postanowiono ustawowo skonkretyzować konstytucyjne prawo obywatela do informacji publicznej. Przypominam, że był to Poselski projekt ustawy o dostępie do informacji publicznej. Łacnie znajdziecie Państwo w tym uzasadnieniu, a to w części uzasadnienia opisującej "Przewidywane skutki społeczne, gospodarcze i prawne", co następuje:

W wymiarze społecznym (i politycznym) obywatele uzyskują realne możliwości wykorzystywania i obrony swoich konstytucyjnych praw wobec władzy publicznej.

Nie ma znaczenia dla wyboru trybu dostępu do informacji publicznej sposób uzasadnienia wniosku o dostęp. Mogę, jako obywatel, zawnioskować o dostęp do informacji publicznej, "bo mój królik zjadł ślimaka" i uzasadnienie to nie daje służbie specjalnej, podmiotowi ustawowo zobowiązanemu do udostępnienia wnioskowanej informacji, szansy na powołanie się na "nadużycie" i "prywatę". Bo ustawa była przyjęta właśnie po to i właśnie z takim uzasadnieniem, że dzięki dostępowi do informacji publicznej obywatel ma mieć realne możliwości obrony swoich konstytucyjnych praw wobec władzy publicznej. Jeśli zatem jednym dajecie kulę, to ja pytam o tryb, by móc zabiegać tą drogą o równe traktowanie i respektowanie zakazu dyskryminacji.

Wnioskowałem o informację publiczną, jaką są zasady rozdawania szklanych kul. W sposób oczywisty ustawa o dostępie do informacji publicznej daje mi tryb do takiego właśnie wnioskowania. Nie udostępnicie mi wnioskowanej informacji - złożę skargę na bezczynność. Chcecie odmówić mi dostępu? Proszę uprzejmie - powołajcie się na przesłanki z art. 5 ustawy o dostępie do informacji publicznej i wydajcie decyzję administracyjną, którą ja, oczywiście, będę podważał potem przed sądami administracyjnymi. Że długo to będzie trwało? Mam czas. Tu chodzi o zasady.

No dobrze. Ale odpisaliście tak, jak odpisaliście i znów warto zastanowić się, co z tym zrobić, poza wskazanymi, późniejszymi etapami, które uwzględniają zaangażowanie sądownictwa administracyjnego w całą operację. Wydaje się, że to również temat do poruszenia w interwencyjnych pismach do tych, którzy nadzorują służby specjalne, a także do Rzecznika Praw Obywatelskich. Nie może być tak, że służby sobie dowolnie interpretują uzasadnienia, gdzie uzasadnień wniosku nie musi być wcale. Może CBA potrzebuje jakichś szkoleń z dostępu do informacji, albo życzliwej rozmowy przełożonego z podwładnymi, nie wiem.

Coś zgrzyta i trzeba to poprawić. Wiem, że chciałbym z pewnością zainteresować Rzecznika Praw Obywatelskich jednym szczegółem, który w tej odpowiedzi i w tym akapicie się znalazł. Oto bowiem CBA powołało się na niepublikowane orzeczenie Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Z konstytucyjnej (i wynikającej z KPA) zasady budowania zaufania obywatela do państwa wynika, moim zdaniem, że organ w piśmie do obywatela nie może posługiwać się niepublikowanymi dokumentami. Rzecznik Praw Obywatelskich zaangażowany jest w pewną debatę na temat udostępniania samych orzeczeń, ale tu mamy inny nieco aspekt tej debaty. Niby jak CBA weszło w posiadanie niepublikowanego orzeczenia WSA? Niby skąd obywatel ma znać treść orzeczenia, na które się organ powołuje? Tak nie może być. To godzi w zasadę zaufania obywatela do państwa. Jest to problem systemowy i pewnie CBA nie jest jedynym organem, który w ten sposób szuka uzasadnień swoich pism kierowanych do obywateli. Trzeba to poprawić.

Przejdźmy do ostatniego akapitu odpowiedzi.

Tu jest kilka problemów do rozważenia. Oto Centralne Biuro Antykorupcyjne przyznaje się, chociaż stara się ukryć owo przyznanie się w zawoalowanej formie, że w istocie nie ma żadnych umów związanych z promocją spółek Google Inc., Twitter Inc. oraz Facebook Inc. Czytając ten akapit za pierwszym razem już niemal zrozumiałem, że nie mogę się domagać umów akurat z wymienionymi spółkami. To by była historia! Ale jest uzasadnienie, że nie mogę się domagać, bo po prostu takich umów nie ma. A nie prościej było napisać, że CBA promuje wspomniane spółki bez żadnej umowy? Bo na przykład ktoś wstał rano i postanowił sobie trochę popromować Google i Twittera na stronie służby specjalnej w domenie gov.pl? Brzmiałoby słabo, prawda? Ale i tak brzmi słabo. Nie macie Państwo umów na promocję, ale promujecie. Bo taki jest ostateczny efekt. Na stronach Centralnego Biura Antykorupcyjnego (cba.gov.pl) jest to:

Screenshot strony CBA z logami amerykańskich przedsiębiorstw.

Screenshot strony CBA z logami amerykańskich przedsiębiorstw.

Bezumowna promocja? Abstrahując chwilowo od tego, że są tu loga na stronie CBA przedsiębiorstw amerykańskich, a nie ma mojego, więc to łamie zasadę równego traktowania, to jak mam rozumieć owo bezumowne promowanie? Ktoś komuś dał łapówkę, by te loga się tam znalazły? Nie wiem, pytam.

Dalej w odpowiedzi jest równie ciekawie. Piszą mi tu partnerzy z CBA, że "zamieszczone na stronach internetowych CBA znaki towarowe w/w spółek są w rzeczywistości linkami do stron internetowych". Sam nie wiem, czy powinienem to komentować, bo wyobrażam sobie, że Pan Naczelnik płakał, jak redagował to pismo, ale temat jest wybitnie ciekawy. Wszak dziś takie linki to właśnie promocja. Proszę zerknąć na to, co się wyczynia w związku z przepalaniem pieniędzy z Unii Europejskiej: Przetargi na pozycjonowanie stron administracji publicznej to przepalanie moich pieniędzy.

Jest to temat, w którym chętnie poznałbym stanowisko Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Bo przecież Centralne Biuro Antykorupcyjne faworyzuje jedne podmioty względem innych, robi to bezumownie, a do tego widać jak na dłoni, że państwo wchodzi tu w dość niezręczną sytuację. Czy takie "linki", jak chce CBA, są reklamą? UOKiK pewnie chętnie się wypowie na ten temat, skoro w swoich decyzjach administracyjnych niejednokrotnie temu tematowi się już przyglądał. A jeśli to reklama? No to jakie są zasady reklamowania i oznaczania reklamy, gdy ona się odbywa na urzędowych stronach? Są tu jakieś zasady, czy nie ma? W BIP reklamować nikogo nie można i to nie bez przyczyny. Przyczyną jest właśnie to, by wszystkich traktować równo. Państwo polskie i jego infrastruktura nie jest wszak, przynajmniej z perspektywy oceny aksjologicznej, niczyim folwarkiem, którego infrastrukturę można dowolnie wykorzystywać. Dlatego nie zgadzamy się na to, by kierowca urzędową limuzyną przywoził pizze. Decyzją z grudnia 2014 roku (PDF) UOKiK nałożył na Express Media sp. z o.o., karę w wysokości 13 tys. złotych, a to za publikację artykułów sponsorowanych, które nie zostały wyraźnie oznaczone jako reklama, a więc były kryptoreklamą. 13 tysięcy złotych. Ukarany wydawca prasowy za kryptoreklamę.

Pytanie do UOKiK może też brzmieć tak: czy organ władzy publicznej dopuszcza się deliktu nieuczciwej konkurencji w sytuacji, w której na urzędowych stronach umieszcza kryptoreklamę? Och, wiem, że to bardziej skomplikowana historia! Przerabialiśmy to już przy okazji interweniowania w sprawie zakazu fotografowania w muzeach i w przypadku zakazów robienia kopii w bibliotekach. Tam uznano muzea i biblioteki za przedsiębiorców i wpisano stosowne klauzule do rejestru klauzul abuzywnych. Ale zwracam uwagę tu na istotny, moim zdaniem, problem nieneutralności działania państwa. Państwo, a ściślej organy władzy publicznej, swoim brakiem roztropności ingerują w zasady gry rynkowej.

Ktoś powie, że CBA współpracuje z takimi serwisami, "które mają dużo użytkowników". Odpowiem: serwisy mają dużo użytkowników, bo CBA te serwisy promuje. Kto ma rację i czy to ma znacznie? CBA nie może promować nikogo. CBA nie jest agencją promocji. Wpierając przedsiębiorstwa amerykańskie (bezumownie) CBA stosuje nieuprawnioną pomoc publiczną, a więc dochodzi do naruszenia zasad europejskiego wspólnego rynku (por. Sieć bezprzewodowa w Warszawie "for all"?), a Prezes UOKiK ma też kompetencje w zakresie pomocy publicznej. Skoro Prezes UOKiK, to oczywiście warto też zainteresować Komisję Europejską. Za pośrednictwem strony Komisji wypada złożyć skargę w sprawie pomocy państwa, co do której można domniemywać, że została przyznana niezgodnie z prawem.

No i martwię się oczywiście o interes publiczny, bo przecież poza działalnością reklamową CBA też bezumownie korzysta z chronionych prawem autorskich utworów.

Utwory na stronach CBA

Ikonki to też utwory...

Takie ikonki, nawet jeśli to tylko link i "zagnieżdżenie w stylach kaskadowych", to przecież też utwory w rozumieniu prawa autorskiego... CBA odpowiada, że nie ma żadnych umów ze wskazanymi spółkami. Skoro ganiają prokuratury, ZAiKSy i inni za obywatelami, którzy tu czy tam zagnieżdżą na stronie jakiś utwór, a więc korzystają z niego, jak chca niektórzy, to może zatem Centralne Biuro Antykorupcyjne narusza autorskie prawa majątkowe dysponentów praw do tych grafik? W tej sytuacji nie jestem pokrzywdzonym, ale reagowanie na taką praktykę jest w interesie publicznym. Skoro bowiem MSW przegrywa w sądach powszechnych sprawy, w których wysokość odszkodowania opisywana jest kwotą 750 tysięcy złotych, bo komuś tam nie chciało się zainteresować zasadami korzystania z praw autorskich do niewielkiego programu komputerowego, to ja się martwię, że moje państwo, przez taką niefrasobliwą praktykę, narażone jest na to, że z moich pieniędzy (płacę wszak podatki, którymi tak nieroztropnie się tu szafuje) w końcu ktoś będzie chciał od CBA odszkodowania. Trzeba państwo ratować, bo przecież ktoś tam (nie)odpowiedzialnie może narazić Skarb Państwa na uszczerbek. I co potem? Tak nie może być. Wydaje się, że to temat dla Prokuratorii Generalnej Skarbu Państwa, bo przecież to ta własnie instytucja zajmuje się "ochroną praw i interesów Skarbu Państwa". Ciekawy jestem, jaki jest ich pogląd na tę sprawę.

Wracając do odpowiedzi CBA i tego ostatniego akapitu: po wywodzie, że wnioskowanej informacji publicznej nie mają (bo promują i korzystają z utworów chronionych prawem autorskim bezumownie), piszą mi w ostatnim zdaniu, że w związku z tym "i w tym przypadku żądane przez pana informacje nie mieszczą się w pojęciu objętym ustawą o dostępie do informacji publicznej". Otóż mieszczą się, tylko wystarczyło napisać, że nie macie Państwo takich umów. Jak nie macie, to oczywiście mi nie udostępnicie. To, że takich informacji nie macie już samo w sobie wzbudza niepokój zafrasowanego obywatela. Oczywiście jeszcze większy niepokój wzbudziłoby, gdybyście takie umowy mieli.

No i tak to, mniej więcej, wygląda. Jedno pismo z "odroczeniem" terminu, a ile wątpliwości. Teraz każdą z nich stopniowo trzeba będzie rozpracowywać. Z tej okazji chyba muszę uruchomić specjalną kategorię tekstów w swoim serwisie, by tam gromadzić kolejne doniesienia, pisma i odpowiedzi. Wydaje się, że w tym nowym "serialu" z czasem może się zebrać całkiem spory zasób informacji. Skoro temat zaczął się od wniosku do służby specjalnej, to operacji wypada nadać kryptonim. Niech to będzie zatem operacja o kryptonimie "Szklana kula CBA".

Woda drąży skałę nie siłą.

Przeczytaj również:

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

Ale po co walczyć skoro z

Ale po co walczyć skoro z wygranej nic nie wynika? Jeśli mnie pamięc nie myli, to zdaje się sam prezydent przegrał sprawę dotyczącą udostępniania informacji o OFE i z wyroku sobie nic nie robił. Skoro z góry idzie przykład jak traktować tę ustawę, to co szkodzi innym urzędom mieć taki sam stosunek?

Warto. To jest jeden z

Warto. To jest jeden z najlepszych tekstów i jedna z najważniejszych spraw poruszanych na tym "blogasku" i bardzo dobrze pokazuje gdzie rządzący mają obywateli. Liczę na to że ktoś to w końcu wykorzysta. Staram się zainteresować sprawą tzw. "moich" przedstawicieli na różnych szczeblach władzy, niestety póki co odzew jest mizerny (ale niezerowy).

Podziwiam i kibicuję Panu w

Podziwiam i kibicuję Panu w akcji. Zastanawia mnie tylko dlaczego akurat CBA? Moim zdaniem warto byłoby bardziej skupić się na tych urzędach, które szczególnie w okresie przedwyborczym wykorzystują tzw. media społecznościowe jako propagandę.

Nie przeszkadzam nikomu

Nie przeszkadzam nikomu naprawiać państwa tam, gdzie sam widzi, że wymaga naprawy. Zatem jeśli Pan/Pani widzi potrzebę działania w innych obszarach - proszę śmiało działać i nie czekać na przyzwolenie z mojej strony.

A dlaczego CBA? Dlatego, że CBA jest służbą powołaną do walki z patologiami tego typu. Jeśli CBA zacznie dostrzegać różne formy konfliktów interesów i będzie widziało różnicę między tym co prywatne a tym co publiczne, to będzie mogło pełniej realizować swoje ustawowe kompetencje m.in. w moim, obywatela interesie. W tym sensie CBA jest tu "punktem podparcia do poruszenia Ziemi". Mając (w końcu) sprzymierzeńca w CBA w tej sprawie, a - jestem o tym przekonany, że w końcu CBA zrozumie o co chodzi i gdzie tkwił ich błąd, będzie można ruszyć dalej.

Poza tym CBA jest silnym "przeciwnikiem", w końcu to służba specjalna. Przekonać słabego to nie sztuka. Co innego w przypadku takiego, jak służba antykorupcyjna - wyposażona w szczególne narzędzia, kompetencje i o szczególnej, specjalnej pozycji w państwie. Dlatego nie bez powodu nazywam CBA partnerem.

Wcześniej przekonałem Rzecznika Praw Obywatelskich.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Dziękuję za odpowiedź, ma

Dziękuję za odpowiedź, ma Pan rację. Jedynie wątpliwość mam co do uzasadnienia dotyczącego "siły" urzędu. Uważam, ze w tym przypadku mogłaby mieć też znaczenie ranga, czy hierarchia ważności w państwie. Gdyby witryny KPRM lub Prezydenta naprawiłyby błędy wtedy być może reszta urzędów poszłaby za ich przykładem.
Ograniczę się do kibicowania z dwóch powodów: braku kompetencji oraz strachu przed państwem (czyt. urzędnikami) w obecnej formie. Stalinowskie powiedzenie o potencjalnym paragrafie, który każdy z nas może usłyszeć jest w Polsce niestety aktualne.

Nie ma co gdybać

Po co gdybać, który urząd jest silniejszy, kiedy można to sprawdzić? A sprawdzić można tylko w jeden sposób - wysyłać wnioski o udostępnienie informacji publicznej do każdego urzędu, który ma podobne problemy.
Uwaga jest innej natury - wnioski powinny być tak sformułowane, by nikomu nie przyszło do głowy migać się od odpowiedzi wykrętem "nie napiszę, bo na co ci szklana kula?". Przy jasno sformułowanych wnioskach prędzej czy później argumentacja dotrze do któregoś urzędnika, a pozytywny przykład może zapoczątkować reakcję łańcuchową.

Wyrok WSA II SA /Kr 23/04

Wiem, że jest

Wiem, że jest. To nie ma znaczenia.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

O co ten szum?

Nie wiem o co cały ten szum. Google przedstawia wszystkie potrzebne informacje na temat korzystania z ikon czy swoich znaków firmowych:
http://www.google.com/permissions/
http://www.google.com/permissions/linking-to-google.html
https://developers.google.com/+/web/buttons-policy
https://developers.google.com/+/web/badge/
Fejsbuk i Tłitter też udostępniają podobne dokumenty.

Zapewne wszystkie niezbędne informacje zostały przetłumaczone na język polski, parafowane przez działy prawne urzędów i zaakceptowane przez osoby decyzyjne. Wszystko znajduje się w dokumentach urzędów, ma właściwe znaki itd. W końcu od 25 lat żyjemy w państwie prawa.
Prawda?

Cały szum jest o to, że w

Cały szum jest o to, że w tym przypadku stroną nie jest osoba prywatna a urząd państwowy, którego pracownicy nie mają swobody zawierania umów z podmiotami trzecimi w celach innych niż realizowanie swoich ustawowych obowiązków. Tak się, niestety, składa, że konstytucja i inne akty prawne powołujące owe urzędy i organy do działania, przynajmniej obecnie, nie przewidują działalności publicystycznej, wydawniczej, reklamy amerykańskich firm oraz korespondencji z obywatelami za pośrednictwem platform w całości kontrolowanych przez prywatny kapitał zagraniczny. Z wszelkimi skutkami, jakie niesie to w kwestii prywatności owej korespondencji.

Plus jeszcze

Plus jeszcze problem archiwizacji. To mój tekst sprzed 11 lat: Archiwizacja oceanów informacji. A tu tekst aktualny w USA: The Real Scandal Behind Hillary Clinton’s Email.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Znaki towarowe i reklama na stronie miasta Luboń

Znaki towarowe i reklama na stronie miasta Luboń - lokalna inicjatywa w podobnej sprawie i odpowiedź urzędu miasta.

A widziałeś to?

A widziałeś to? Zamówienie policji na "Dostawę upominków sygnowanych emblematem Komendy Głównej Policji oraz Centralnego Biura Śledczego Policji"

http://przetargi.policja.pl/zp/postepowania-o-zamowie/108857,30BF15LW.html

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>