Czerwone maki i wątek bawarski

Ponoć rząd bawarski "wyraził gotowość" przekazania praw autorskich na rzecz Polski do melodii pieśni "Czerwone maki na Monte Cassino". W doniesieniu serwisu Deutsche Welle czytam nawet o "uwolnieniu praw autorskich". Nie wiem, jak by miało wyglądać owo uwolnienie, ponieważ nie znam drogi do uzyskania takiego skutku (chyba, że melodia stanie się materiałem urzędowym i w ten sposób "nieutworem"). Natomiast ową deklarację odnotowuję, ponieważ w serwisie pisałem o historii "Czerwonych maków" w kontekście "wydania" płyty przez Kancelarię Prezydenta i publikowaniem plików mp3 na prezydenckich stronach. Wówczas przejrzałem umowy, jakie zawierało Biuro Bezpieczeństwa Narodowego, a które to umowy nie wyszczególniały nawet nazw publikowanych utworów, jak też artystycznych wykonawców tychże.

Materiał o "uwolnieniu" można przeczytać pod tytułem Rząd Bawarii: Uwalniamy prawa autorskie do melodii „Czerwone maki na Monte Cassino”.

W zeszłym roku opublikowałem też tekst Czerwone Maki na prezydenckich stronach - epilog po latach i postulat dot. "ekologii informacyjnej". Wówczas sygnalizowałem, że prawa przysługiwały kancelarii, co następnie okazało się nieścisłą informacją. Kancelaria jedynie zarządzała prawami. Okazało się, że prawa przysługują rządowi Bawarii ze względu na to, że kompozytor melodii Alfred Schütz i jego małżonka nie pozostawili spadkobierców. To by była melodia, a zostaje jeszcze problem tekstu, który też przecież nadal jest chroniony.

Koncept z "uwolnieniem" melodii, chociaż to tylko jedna z propozycji, polega na tym, by bawarski rząd przekazał prawa krakowskiej bibliotece Polskiej Piosenki. Ta miałaby nie pobierać potem tantiem. Czyli nie jest to uwolnienie, bo się do domeny publicznej jednostronnym oświadczeniem przenieść dzieła nie da, a taki hack na system. Nawiasem mówiąc zastanawiam się, jak by się miało niepobieranie tantiem do zasad gospodarowania i czy ktoś nie mógłby powiedzieć, że to marnotrawienie środków publicznych? Jest sobie coś, z czego można czerpać, a się nie czerpie...

W Polsce mamy podobne przepisy dotyczące dziedziczenia bez pozostawienia spadkobierców, co prowokowało m.in. pytania o to, w jaki sposób Skarb Państwa wie, jakimi właściwie prawami dysponuje (uwaga: to tekst z 2008 roku: O dziedziczeniu praw autorskich przez Skarb Państwa). Ponieważ w znacznie większej liczbie przypadków będzie pojawiała się sytuacja, w której to gminie ostatniego miejsca zamieszkania spadkodawcy niepozostawiającego spadkobierców będzie przypadał spadek, to - jak się wydaje - ciekawszym pytaniem jest to, w jaki sposób gminy w Polsce zarządzają (a wcześniej: dokumentują) posiadanymi prawami. Przecież w wielu gminach umiera wielu ludzi bez spadkobierców, a każdy człowiek jest twórcą.

Art. 935. Kodeksu Cywilnego:

W braku małżonka spadkodawcy, jego krewnych i dzieci małżonka spadkodawcy, powołanych do dziedziczenia z ustawy, spadek przypada gminie ostatniego miejsca zamieszkania spadkodawcy jako spadkobiercy ustawowemu. Jeżeli ostatniego miejsca zamieszkania spadkodawcy w Rzeczypospolitej Polskiej nie da się ustalić albo ostatnie miejsce zamieszkania spadkodawcy znajdowało się za granicą, spadek przypada Skarbowi Państwa jako spadkobiercy ustawowemu.

Nawiasem mówiąc - 12 lutego o 9 rano spodziewamy się wyroku w sprawie daty śmierci Korczaka, a zatem w sprawie tego, czy prawa autorskie przeszły już do domeny publicznej, czy nie (chociaż w kwietniu 2012 roku pisałem: Z upływem roku, w którym obchodzimy 70. rocznicę śmierci Janusza Korczaka, jego dzieła powinny przejść do domeny publicznej).

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

Skąd państwo ma wiedzieć

DiskDoctor's picture

(...) w jaki sposób Skarb Państwa wie, jakimi właściwie prawami dysponuje (...)

Należałoby "ręcznie" (tj. komisyjnie, każdorazowo) przeglądać wszystkie przedmioty pozostawione przez zmarłych po których nikt nie dziedziczy, czy aby na którymś z nich nie został ustalony utrwalony jakiś utwór.

To chyba jedyny sposób postulowanej "inwentaryzacji utworów".

Zastanawia mnie też

DiskDoctor's picture

Zastanawia mnie też, czy utwór jest chroniony pomimo, iż autor twierdzi (i to kategorycznie), że to nie utwór.

Interpretując literalnie przepisy - tak. Utwór powstaje z chwilą ustalenia (nawet nieukończony), co nie ma żadnego związku z deklaracjami autora, że właśnie stworzył dzieło i ma ono cechy utworu. Lub przeciwnymi, że ich nie ma.

Zmarły (ale też osoby żyjące) może wobec tego nie opisać wszystkich pozostawionych utworów, nawet jeśli prowadzi ich spis. W takim spisie mogą być "nie-utwory", mogą też być utwory poza tym spisem, deliberatywnie doń niewłączone jako rzekomo "niegodne". Ponadto jeśli np. autor to muzyk, w spisie mogą być tylko utwory muzyczne, z pominięciem np. sporadycznie pisanych wierszy.

Wobec tego, co wyżej, tym bardziej wydaje się iż postulowane wcześniej rozwiązanie jest jedyną, efektywną procedurą.

Powrót do opt-in

Czyli może jednak najrozsądniejszy byłby powrót do systemu "opt-in", czyli "chcesz mieć ochronę - zgłaszaj do odpowiedniej instytucji"? Podobnie jak to jest w pozostałych systemach takich jak patenty, znaki towarowe, wzory użytkowe itp.

W takim układzie nigdy nie ma wątpliwości czy utwór jest chroniony, jaka była wola twórcy/właściciela co do ochrony i kto w danej chwili posiada prawa do utworu. Otwarta jest też możliwość rezygnacji z ochrony dla tych, którzy nie są nią zainteresowani, a takich jest nie mało. Niknie też cały ambaras z różnymi licencjami, gdzie praktycznie rzecz biorąc każdy autor czegokolwiek musi, chcąc choćby częściowo uwolnić swój produkt, stać się stroną w wielu zawieranych w najdziwniejszy i pośredni sposób umowach licencyjnych.

Rosną oczywiście koszty po stronie państwa lub innej umocowanej stosownie instytucji, która miałaby owe prawa rejestrować.

Ciąg dalszy historii o Czerwonych Makach

Pomimo bawarskiej deklaracji sprawa stoi w miejscu od pół roku. MSZ, które przyblokowało temat, nie udziela informacji na temat "rozmów o charakterze roboczym".

http://prawo-ip.blogspot.com/2015/06/rzad-rp-nie-zrywac-czerwonych-makow.html

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>