Wahadło odpowiedzialności hostów po samobójstwie 14-latki
W dyskusji o procedurze notice and takedown i o nowelizacji ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną podnosiłem w swoim czasie, że chęć całkowitego zepchnięcia z siebie odpowiedzialności przez wydawców serwisów internetowych zderzy się kiedyś z sytuacją, w której jakaś nastolatka popełni samobójstwo i politycy zechcą - pod wpływem opinii publicznej - radykalnie zmienić zasady takiej odpowiedzialności (np. zamiast warunkowej nieodpowiedzialności zechcą wprowadzić odpowiedzialność na zasadzie ryzyka)...
Mam niejako pierwszy przykład tego typu zjawiska, chociaż doniesienie jest z sierpnia zeszłego roku (odnotowuję je nie jako "news", tylko jako notatkę w procesie śledzenia trendów). Serwis TVN24.pl w tekście Po samobójstwie 14-latki premier wzywa do bojkotu "nikczemnych" serwisów relacjonował dyskusję w Wielkiej Brytanii, która rozpoczęła się po samobójczej śmierci 14-letniej dziewczynki, co stało się po tym, gdy w serwisie ask.fm niektórzy jego użytkownicy zaczęli ową nastolatkę wzywać do zabicia się.
Mnie interesuje jeden fragment z relacji TVN24:
Brytyjczycy wzywają do zamknięcia tego portalu, reklamodawcy wycofują swe ogłoszenia, stowarzyszenia i organizacje pozarządowe apelują o wprowadzenie przepisów, które zobowiązywałyby założycieli podobnych serwisów do czuwania nad tym, co się dzieje na ich stronach.
W listopadzie 2012 roku pisałem:
Moim zdaniem nie jest w interesie hostów taka nowelizacja, która doraźnie zwolni ich z odpowiedzialności całkowicie. Dlatego, że są słuszne interesy - jak uważam - które wymagają drogi do pozwania hosta za prezentowane (przechowywane treści) i takie interesy znajdą (powrót wahadła) posłuch u ustawodawcy, co w efekcie spowoduje zmarnotrawienie pieniędzy wydanych (na podstawie pierwszej nowelizacji) na system obsługi zgłoszeń i konieczność dalszych inwestycji po powrocie wahadła. Nie wiadomo też, czy wahadło nie pójdzie daleko poza na drugą burtę, co właśnie będzie skutkowało zatopieniem paru serwisów.
Poza tym rozumiem, że ustawowe zwolnienie z jakiejkolwiek odpowiedzialności może być atrakcyjne. Zastanawiam się, w jaki sposób zaproponować, by w ustawie ktoś napisał, że Piotr Waglowski nie ponosi odpowiedzialności za swoje działania/zaniechania. Ponoszenie odpowiedzialności to ryzykowna sprawa. Dużo łatwiej by mi się żyło, gdyby mnie ustawodawca z takiej odpowiedzialności zwolnił. Ale wiem również, że jeśli w wyniku moich działań doszłoby do jakiegoś kataklizmu, to potem wahadło pewnie by powróciło i znalazłyby się siły, które przekonałyby Sejm do nałożenia szczególnych obowiązków na każdego, kto ma na imię Piotr.
Alternatywą rozwiązania zasad odpowiedzialności, która bardzo by się nie spodobała hostom, a znana jest w polskim systemie prawnym (przykładowo - art. 435 Kodeksu cywilnego), jest odpowiedzialność na zasadzie ryzyka.
Przeczytaj również: Nowela uśude: Dlaczego zabiegacie o półśrodki, jeśli informacja "chce być wolna"?
Były osoby, które uważały tamte moje wypowiedzi za atak na biznes internetowy. Tymczasem sygnalizowałem wówczas coś, co w gruncie rzeczy służyło, taką miałem przynajmniej intenecję, rozwojowi tego biznesu, a także rozwojowi internetu jako środka społecznego przekazu. Rozumiem chęć całkowitego zepchnięcia z siebie odpowiedzialności (prowadzenie biznesu jest dość ryzykowane; wcale mnie to nie dziwi, że menadżerowie chcą minimalizować ryzyka i koszty), ale procesy społeczne tak nie zachodzą. Można doraźnie uzyskać jakąś przewagę w procesie legislacyjnym, ale wahadło może zwrotnie zatopić łódkę...
- Login to post comments
Piotr VaGla Waglowski
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>
Tymczasem dziś
R. G. przeciwko R. A. S. P. Spółce z o.o. w W. o ochronę dóbr osobistych (I CSK 128/13). Znaczy Sąd Najwyższy Izba Cywilna Wydział I miał na wokandzie sprawę, w której występował znany adwokat i były wicepremier przeciw wydawcy. A zresztą, może jednak należy rozszyfrować całkiem owe anonimizacje Sądu Najwyższego: Roman Giertych przeciwko Ringier Axel Springer Polska...
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Relacje
No i pojawiły się relacje: Roman Giertych wygrał z hejterami. Czy portale będą płacić za obraźliwe komentarze?, SN: sprawa obraźliwych komentarzy nt. Romana Giertycha wraca do sądu. Ten ostatni link to depesza PAP, z którego zacytuję lead: "Sąd apelacyjny musi jeszcze raz zbadać sprawę obraźliwych komentarzy dotyczących Romana Giertycha, zamieszczonych na stronie internetowej fakt.pl - uznał w piątek Sąd Najwyższy. Sąd nie wykluczył, że wydawca strony internetowej wiedział o tych komentarzach.". Poczekam z formułowaniem komentarzy do przeczytania uzasadnienia.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Ograniczenie odpowiedzialności host providerów
Warunkowe zwolnienie host providerów z odpowiedzialności, jakie obowiązuje obecnie na gruncie uśude/ dyrektywy o handlu elektronicznym jest relatywnie rozsądnym przykładem wyważenia interesów wszystkich zaangażowanych stron. Odnoszę wrażenie, że w dotychczasowej publicznej dyskusji nie przedstawiono żadnej poważnej alternatyw dla obecnego modelu (propozycja prof. Barty i Markiewicza odnośnie stworzenia obligatoryjnego dla host providerów systemu centralnej bazy referencyjnej dla chronionych treści jest raczej rozwinięciem obowiązujących rozwiązań).
Poważnym mankamentem obecnego stanu prawnego jest jednakże niepewność w zakresie obowiązku host providera udostępnienia danych osobowych użytkowników (odsyłam chociażby do wyroku NSA z dnia 21 sierpnia 2013 roku, I OSK 1666/12, http://orzeczenia.nsa.gov.pl/doc/2650539008). Dopóki uprawionemu nie zapewni się możliwości dochodzenia roszczeń względem bezpośredniego naruszyciela (użytkownika), poprzez zapewnienie skutecznej w praktyce możliwości uzyskania koniecznych w tym zakresie danych osobowych, trudno mówić o kompletnym, sprawiedliwym wyważeniu interesów. Jest to poważna luka obecnego systemu, tym niemniej w publicznej dyskusji odnośnie modelu odpowiedzialności host providerów aspekt ten jest zazwyczaj pomijany…
Panie Mecenasie, dziękuję
Panie Mecenasie, dziękuję za zwrócenie uwagi na istotny problem. Moim zdaniem najistotniejszy w dzisiejszych polskich realiach, jeżeli mówimy o odpowiedzialności hostów.
Nie mogę się tylko zgodzić z tezą, że jest ten problem pomijany w dyskusji - robię co mogę, żeby nie był pomijany :-)
Mogę odesłać np. tutaj: http://www.ictlaw.umk.pl/wp-content/uploads/Przegl%C4%85d-Prawa-Technologii-Informacyjnych.ICTLaw-Review.pdf
Naturalnie, problem został zauważony
Naturalnie, problem został zauważony, brakuje jednakże odpowiedniego powiązania z ograniczeniem odpowiedzialności host providerów.
Jeśli host provider nie odpowiada, uprawniony powinien mieć prawo uzyskania od niego danych osobowych właściwego naruszyciela. To powinien być oczywisty element/warunek przywileju nieponoszenia odpowiedzialności, w przeciwnym razie ten system nie będzie się "domykał" - host provider nie odpowiada za naruszenie (i słusznie), ale uprawniony zostaje faktycznie pozbawiony możliwości dochodzenia swych praw na drodze sądowej. Taka perspektywa nie jest, jak się wydaje, wystarczająco obecna w publicznej debacie, (czy ta kwestia pojawiła się w dyskusji nad nowelizacją uśude?).
Trudno w takiej sytuacji potępiać wątpliwą z etycznego i prawnego punktu widzenia praktykę wykorzystywania postępowań karnych w celu uzyskania danych osobowych naruszyciela.
Tak, pojawiła się. Dosyć
Tak, pojawiła się. Dosyć nieśmiało, ale jednak. Zgłaszała ją np. prof. Traple w czasie jednego ze spotkań w MAiC. W podobnym tonie wypowiada się też prof. Markiewicz. Last but not least, osobiście też jestem takiego zdania.
Problem jednak w tym, że "debata" w sprawie uśude i jej nowelizacji jest tak nietransparentna, jak tylko to sobie można wyobrazić: bo jaki jest status projektu na dzisiaj? kto jest autorem poszczególnych wrzutek do projektu, które pojawiają się i znikają? kto i w czyim interesie działa w tym całym procesie? Tak można by jeszcze długo...
A tymczasem najpierw ETPCz, wczoraj nasz SN powoli rozmontowują art. 14 uśude. Zainteresowani się więc kłócą na temat zwiększenia zakresu wyłączenia odpowiedzialności, a po cichutku sądy zdają się iść w dokładnie odwrotnym kierunku.
Przepraszam mam pytanie...
"...A tymczasem najpierw ETPCz, wczoraj nasz SN powoli rozmontowują art. 14 uśude..".
jakie wyroki ETPCz dotykają tej materii
proszę o sygn.
dziękuje
pozdrawiam
Delfi, sygnaturę i wyrok
Delfi, sygnaturę i wyrok można odnaleźć samemu.
Delfi AS przeciwko Estonii
Delfi AS przeciwko Estonii, wyrok – 10 października 2013r., Izba (Sekcja I), skarga nr 64569/09
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
No jak Pytia normalnie...
No jak Pytia normalnie... Jak proszą, żeby się podzielił informacją publiczną, to się nie dzieli. Jak pytają o coś, to do Googla odsyła. A tu proszę, mamy linka ;-)
Do Google
Do Google raczej nie odsyła. A do źródeł w większości przypadków linkuje.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
W sprawie formalnej do admina
Czy da się jakoś obejrzeć listę swoich komentarzy? Kojarzy mi się, że dyskutowałem kiedyś w temacie rozumienia ustawy o ochronie danych osobowych, tutaj jest ciekawy wyrok, ale nie mogę teraz znaleźć tych komentarzy.
http://prawo.vagla.pl/user/776
http://prawo.vagla.pl/user/776/track
Przesłanka braku wiedzy
Opierając się na doniesieniach prasowych (niecierpliwie czekam na uzasadnienie) myślę, że wyrok może zwrócić uwagę na dość istotne zagadnienie, a mianowicie przesłankę braku wiedzy host providera. Do tej pory orzecznictwo poświęcało jej zbyt mało uwagi, a jest ona w moim odczuciu kluczowa.
Myślę, że właśnie przeprowadzenie dowodów na okoliczność zasad działania oprogramowania filtrującego, w tym kogo informuje o „wyłapaniu” wulgaryzmu, czy dany komentarz został "zauważony" przez oprogramowanie, a także liczby moderatorów i zasad ich pracy jest kluczowe. Praktyka sprowadzająca się do przyjmowania braku wiedzy w sytuacji, gdy host provider napisał w regulaminie, że nie moderuje komentarzy i nie zapoznaje się z nimi, była trochę drogą na skróty. Myślę, że badając dokładnie spełnienie przesłanki braku wiedzy w toku procesu można właściwie wyważyć interesy hosta z jednej strony i osób, których prawa zostają naruszone z drugiej.
Mam nadzieję, że dyskusja w tym temacie pozostanie na gruncie u.ś.u.d.e. i sądy nie pójdą w kierunku uznania postów za listy do redakcji. Orzecznictwo niemieckie miało zbliżoną tendencję i stosowało konstrukcję "uczynienia treści swoimi". W ostatnich orzeczeniach sądy niemieckie trochę się z tego wycofywały i mimo dalszego stosowania wspomnianej instytucji prawnej, w gruncie rzeczy zaczęły kłaść nacisk na badanie przesłanki braku wiedzy.
I właśnie dlatego wszelka
I właśnie dlatego wszelka wiedza o tym, co się dzieje w komentarzach, jakieś automatyczne blokowanie wulgaryzmów i inne takie to stąpanie po cienkim lodzie: albo jest się hostem i się nie wie, a więc się nie odpowiada, albo się nie jest hostem, się wie i można odpowiadać. Warianty pośrednie typu włączę moderację, ale w regulaminie mam, że nie wiem, są bardzo ryzykowne.
Ale właśnie warianty pośrednie
Ale to właśnie warianty pośrednie będą najczęstsze w praktyce i są niejako wpisane w model przyjęty w uśde/dyrektwie o handlu elektronicznym. Regularny przypadek to host provider, który co do zasady nie wie (i nie odpowiada), ale równocześnie ma wiedzę (urzędowe zawiadomienie, wiarygodna wiadomość, własne działania) o części bezprawnych treści (i w tym zakresie też nie odpowiada, pod warunkiem że niezwłocznie uniemożliwia dostęp).
Realizowanie modelu opartego na absolutnej, stuprocentowej niewiedzy też może być ryzykowane. Czy działalność hostingowa celowo i konsekwentnie zorganizowana w taki sposób, aby host provider broń Boże nie pozyskał jakiejkolwiek wiedzy o naruszeniach zasługuje na przywilej bezpiecznej przystani? Taki wątek pojawił się w orzecznictwie niemieckim (bodajże w jednej ze spraw Rapidshare).
Warianty pośrednie...?
Warianty pośrednie...? Hmmm... Nie rozumiem. Czyli o części przypadków wie, a o części nie wie? To dalej wariant wyjściowy, tylko pojawia się kwestia dowodowa. Czy może częściowo wie, a częściowo nie wie? No ale tego to się już nie da zrobić, żeby częściowo o czymś wiedzieć ;-)
Czy jakiś
Czy jakiś dwudziestoparoletni moderator sprawdzający posty pod względem przekleństw jest w stanie w ogóle ocenić co jest naruszeniem?
Nawet jak ktoś napisze, że Iksiński gwałci, to przecież może gwałci i w razie rozprawy nie zostanie to uznane za naruszenie.
Dlatego w żaden sposób nie twierdziłbym że obecność moderatorów usuwających zgłoszone (automatycznie, bądź przez użytkowników) treści = wiedza o naruszeniu.
A to już problem hosta, że
A to już problem hosta, że sobie zatrudnił takiego moda, który nie potrafi ocenić. Mod działa w imieniu hosta i wiedza moda jest wiedzą hosta. Czyli - mówiąc po polsku - jeżeli moderator coś wie to tak, jakby to wiedział usługodawca. Niestety, obecność moderatorów oznacza wiedzę o naruszeniu. W tym duchu np. SA w Lublinie, I ACa 544/10.
A to już problem hosta,
Procesy o zniesławienie potrafią się ciągnąć przez 10 lat. Można też prześledzić decyzje prokuratur i sądów w sprawie ścigania za różne wpisy. To chyba trzeba jasnowidza zatrudnić za moderatora, który tylko na podstawie wpisu będzie w stanie ocenić czy narusza on prawo. Bo sędziowie i prokuratorzy, nawet dysponując materiałem dowodowym, mają na to różne pomysły. Przy czym prokurator/sąd ma odpowiednią ilość czasu na przeanalizowanie sprawy, a taki moderator powinien od razu po odczytaniu zdecydować zostaje czy wylatuje.
No chyba, że moderator będzie będzie wycinał wszystkie wpisy które nie są pochwałami. Ale tu też można się naciąć, bo nie wszystko można przecież zachwalać.
Z linkowanego wyroku wynika, że dla sądu apelacyjnego jednym z podstawowych powodów dla którego te wpisy można było zakwalifikować do kategorii "bezprawne" było to, że zostały sformułowane w chamski sposób. Może chamskie wpisy są podejrzane, ale ani nie wszystkie chamskie będą naruszeniami, ani nie wszystkie naruszenia są sformułowane w chamski sposób. A przeciętny moderator jest w stanie wychwycić chamstwo, z bezprawnością gorzej.
To niech host nie stosuje
To niech host nie stosuje moderacji, algorytmów wyłapujących wulgaryzmy itd. Rozwiąże w ten sposób wiele problemów.
Wniosek dosyć absurdalny,
Wniosek dosyć absurdalny, prawda? Dlatego ja raczej trzymałbym się literalnego brzmienia przepisu:
logika tutaj nakazuje rozróżnić znajomość danych od znajomości ich charakteru. Można więc znać treść, a nie wiedzieć, że jest bezprawna.
Jak pokazał przykład omawianego wyroku - sprawa może być dosyć śliska gdy sąd uzna, że na pierwszy rzut oka widać było, że z wpisem jest coś nie tak. Wtedy może rzeczywiście lepiej w ogóle nie moderować. Ale nie zgodzę się, że zawsze samo przeczytanie treści jest równoważne z poznaniem jej bezprawnego charakteru.
Chce Pan powiedzieć, że
Chce Pan powiedzieć, że host zna ciąg zer i jedynek ("zna dane"), ale nie wie, co one oznaczają ("bezprawny charakter danych")? Przecież tak będzie zawsze! Tutaj znaczenie ma zawsze treść danych i ten wniosek jak najbardziej wynika z językowej wykładni przepisu. Logika nakazuje więc skupić się na treści danych w sensie informacji, jaką te dane niosą (wiem, wiem, zaraz zaczniemy dyskutować o tym, czym jest informacja...). Więc zamiast prowadzić jałowe spory przyjmijmy po prostu, że chodzi o pozytywną wiedzę - świadomość pewnego faktu.
I tutaj dochodzimy do sedna - jak ktoś kogoś wulgarnie zwyzywa, jak w tym wyroku SA w Lublinie, to obecność moderatora znającego język polski w stopniu średnim wystarczy, żeby przyjąć wiedzę po stronie hosta. Będzie więc działać domniemanie faktyczne. Gorzej, gdy ktoś komuś zarzuci jakieś postępowanie - wtedy zapewne wiedza po stronie hosta powstanie dopiero w chwilą otrzymania wiarygodnej wiadomości. Podobnie będzie to działać w przypadku naruszeń praw autorskich - raczej w większości przypadków wiedza o naruszeniu powstanie z chwilą otrzymania wiarygodnej wiadomości. Niemniej przy serwisach typu fora dyskusyjne będę się upierał przy swoim - bezpieczniej jest nie moderować.
I tutaj dochodzimy do sedna
Właśnie o to chodziło, nie o zera i jedynki.
Tylko, niestety, nie zmienia
Tylko, niestety, nie zmienia to niczego w mojej ocenie (cytując, pominął Pan/Pani ostatnie zdanie). Bo przy serwisach opartych o słowo, istnienie moderacji jest ze wszech miar bezsensowne: nie tylko w świetle poglądów polskich sądów, ale także cytowanego w tym wątku ETPCz, istnienie moderacji prowadzi do w miarę automatycznego przyjmowania odpowiedzialności hosta.
W praktyce naturalny stan
W praktyce naturalny stan host providera to systematycznie poszerzająca się wiedza odnośnie potencjalnych naruszeń na jego platformie. Na poziomie globalnej oceny jest to więc zawsze wariant pośredni, do którego alternatywa "albo wiem, albo nie nie wiem" nie będzie znajdowała zastosowania.
"Potencjalnych" czyli
"Potencjalnych" czyli takich, z którymi nie wiąże się odpowiedzialność (co najwyżej potencjalna, a więc na razie żadna). Nadal będę więc obstawał przy swoim ;-)
Idee mają swoje konsekwencje 3
Jeśli dobrze rozumiem, stoi Pan na stanowisku, iż o współodpowiedzialności decyduje nie faktyczna wiedza o naruszeniu prawa we wpisach ale już sama jej potencja, nabyta poprzez fakt przystąpienia do jakiejkolwiek moderacji (nawet w postaci skryptu usuwającego słowo „d...” w komentarzach). Jedynym sposobem ma uniknięcie odpowiedzialności było by więc wstrzymanie się od jakiejkolwiek moderacji.
Doprowadźmy więc Pana ideę konsekwentnie do końca.
Czy moderacją jest tylko faktyczna ingerencja we wpisy czy też już sama możliwość takiej ingerencji ? Czy jeśli moderator, mając możliwość ingerowania we wpisy, przepuszcza wszystkie uznając je za dopuszczalne to dokonuje moderacji czy nie ? Oczywiście dokonuje - analogicznie policja „dokonuje kontroli prędkości” na drodze w momencie uruchomiania radaru, a nie dopiero gdy znajdzie kogoś kto dozwoloną prędkość przekroczy. Nie ma więc znaczenia czy hoster w ogóle podjął się moderacji, ważne jest czy ma taką możliwość.
Innymi słowy -
posiadanie narzędzia kontroli/moderacji = przystąpieniu do kontroli/moderacji.
Hoster nie musi więc nawet uruchamiać narzędzia moderacji, ba nawet nie musi zdawać sobie sprawy z jego istnienia, by "prowadzić moderację". Tak jak, zgodnie z pańskim rozumowaniem, nie musi zdawać sobie sprawy z przekroczenia prawa we wpisie, by zań odpowiadać. Analogicznie do, tu zacytuje „A to już problem hosta, że sobie zatrudnił takiego moda, który nie potrafi ocenić.”
We współczesnych systemach informatycznych sytuacja, której hoster był by faktycznie pozbawiony jakiejkolwiek możliwości ingerencji w dokonywane na niej wpisy, jest bardzo rzadka, w praktyce nie występuje.
W istocie -
bycie hosterem = posiadanie narzędzi moderacji.
Co więcej o ile można jeszcze sobie wyobrazić właściciela strony, który z jakiś powodów nie jest w stanie tego dokonać to nie sposób wyobrazić sobie hostingodawcy (w rozumieniu przedsiębiorcy użyczającego serwery i oprogramowanie systemowe) który faktycznie jest takiej możliwości pozbawiony. Te ostatni ma przecież radykalnie większe możliwości techniczne i organizacyjne, z definicji może kontrolować/modyfikować wszelkie treści na stronach przez siebie hostowanych (np. dokonując ingerencji w mechanizmach baz danych czy filtrując odpowiednio ruch wychodzący).
Podsumowując - hosterzy zawsze mają potencjalną wiedzę o treści wpisów i zawsze mają potencjalne możliwości ingerencji w ich treści.
Skoro więc (jak Pan twierdzi) sama potencja prowadzi do współodpowiedzialności, to konsekwentnie wszyscy winni odpowiadać zawsze, wszelkie zapisy znoszące odpowiedzialność hosterów są (z definicji) bezprzedmiotowe, a żadna decyzja o nie podejmowaniu moderacji (wbrew pańskiej opinii) nie ochroni nas przed odpowiedzialnością.
CBDU
"Jeśli dobrze rozumiem,
"Jeśli dobrze rozumiem, stoi Pan na stanowisku, iż o współodpowiedzialności decyduje nie faktyczna wiedza o naruszeniu prawa we wpisach ale już sama jej potencja, nabyta poprzez fakt przystąpienia do jakiejkolwiek moderacji [...].".
Nie. O współodpowiedzialności decyduje ustawodawca, który jako jedyną jej przesłankę ustanowił wiedzę. Z tym, że czasem tą wiedzę łatwiej wykazywać/trudniej wykazywać niewiedzę. I o to właśnie idzie w kwestii moderacji: sądy zdają się uważać, że obecność moderacji powoduje powstanie faktycznego domniemania istnienia wiedzy.
Nie idźmy tą drogą.
Wymóg dowodzenia własnej niewiedzy ma podobne konsekwencje jak wymóg dowodzenia własnej niewinności.
nie ma precedensu, nie ma jednolitości orzecznictwa ...
„…sądy zdają się uważać, że obecność moderacji powoduje powstanie faktycznego domniemania istnienia wiedzy…”
Wydaje mi się, że sędziowie orzekający sądach, (bo to nie sąd orzeka tylko konkretny sędzia, lub sędziowie w danej sprawie), w sprawach dotykających materii IT, innych nowoczesnych technologii, po prostu sobie nie radzą. Przeciętny sędzia to humanista, a samo zetkniecie się z czym trudno ale „policzalnym”, co jednak wymaga znajomości matematyki, fizyki, jest barierą nie do przejścia. Dlatego wybierają drogę na skróty, moderacja = odpowiedzialność.
skoro juz padlo o sedziach
skoro juz padlo o sedziach to studia prawnicze nie sa typowo humanistyczne. IMHO sedzia to winien byc humanista polaczony z umyslem analitycznym. taka pre pana hybryda
Deficyt logiki, nie fizyki
Mam jednak wrażenie, że żadna specjalna wiedza z zakresu matematyki czy fizyki nie jest konieczna do osądzania znakomitej większości spraw z zakresu IT.
Tu jest potrzebna logika, a ta (podobno) na studiach prawniczych jest nauczana.
Z ciekawości - jak Pan by
Z ciekawości - jak Pan by osądził następującą sprawę: portal i komentarze, rzecz idzie o treść kilku komentarzy. W komentarzach wulgarnie wyrażono się o pewnej osobie, z imienia i nazwiska ją identyfikując. Portal ma moderatorów i system mający wychwytywać wulgaryzmy. Te się prześlizgnęły. Czy i ew. za co może odpowiadać portal?
Pytania pomocnicze: uważa Pan, że portal:
(a) miał wiedzę od początku,
(b) uzyskał wiedzę po otrzymaniu wiarygodniej wiadomości?
Na kim spoczywa ciężar dowodu i czego:
(a) na pokrzywdzonym, że portal wiedział od początku/od wiarygodniej wiadomości,
(b) na portalu, że mimo moderacji nie wiedział aż do wiarygodnej wiadomości?
Poprawka
Przez pomyłkę odpowiedź na Pański post poszła do głównego poziomu, zamiast tutaj. Przepraszam za zamieszanie.
IMHO
W kwestii odpowiedzialności za działanie mechanizmów filtrujących.
Wszelkie skrypty czy systemy automatycznego wykrywania np. wulgaryzmów są niedoskonałe z definicji (są tysiące sposobów na obejście nawet tych najbardziej restrykcyjnych). Nie zabezpieczają przed naruszeniem prawa ani nie dostarczają wiedzy o tymże. To tylko narzędzia pomocnicze. W tym kontekście ich zawodność nie może być zarzutem dla prowadzących portal.
Kwestia druga czyli odpowiedzialność portalu i jego wiedza na temat naruszenia dóbr osobistych jest w mojej opinii znacznie bardziej skomplikowana.
Odpowiedź na pytanie czy portal miał faktyczną (a nie potencjalną) wiedzę na ten temat, zależy od m.in. sposobu moderacji. Inna jest sytuacja gdy wszystkie posty są moderowane (przez człowieka) ex ante, a czym innym gdy wszystkie są moderowane ex post, a jeszcze czym innym gdy moderowane są tylko niektóre posty lub tylko w odpowiedzi na zgłoszenie użytkowników portalu/forum albo autorów „wiarygodnych wiadomości”.
Przy moderacji ex ante można domniemywać wiedzę o wpisie ale już nie koniecznie o naruszeniu dóbr osobistych. Nawet jeśli słowa są powszechnie uznawane za obelżywe i odnoszą się do osoby wymienionej z imienia i nazwiska, to może się zdarzyć, że osoba taka jest tworem imaginacji autora lub postacią literacką ergo o naruszeniu dóbr osobistych nie ma mowy (w wielu wypadkach moderator nie będzie w stanie tego ustalić). Oczywiście w wypadku gdy znieważona osoba jest powszechnie znana (lub nazwisko wymienione w tekście „przypadkowo” jest z taką identyczne) skłonny byłbym domniemywać wiedzę i odpowiedzialność portalu.
Wiedza o naruszeniu przeważnie będzie wątpliwa, np. w przypadku naruszenia praw autorskich z reguły jest ona nie do ustalenia inaczej niż poprzez „wiarygodne zgłoszenie”. W tym kontekście poza szczególnymi oczywistymi przypadkami, a i to tylko portalach moderujących z definicji wszystkie posty, ciężar dowodu leży po stronie pokrzywdzonego. Tak rozumiem procedurę notice and takedown.
Generalnie każdy przypadek trzeba by analizować szczegółowo i oddzielnie - czym innym jest komercyjny portal czym innym amatorskie forum nt. „Broni kawalerii lekkiej w okresie wojen szwedzkich”, którego założyciel nie ma żadnej faktycznej możliwości czytania i moderowania setek postów trzystu aktywnych użytkowników, rozpalonych do białości sporami o wyższości późnej szabli husarskiej nad szablą węgierską typu II.
To wszystko są rzecz jasna tylko moje prywatne i całkowicie amatorskie opinie. W tej mojej interpretacji tkwi też oczywiście parę pułapek (o jednej wspomniał Piotr Waglowski zwracając uwagę na pokusę dążenia do uznania bezkarności hostów). Uważam jednak, że alternatywa (osądzanie potencji, a nie faktycznych możliwości), poza swoją wewnętrzną sprzecznością, prowadziła by w swojej konsekwencji do likwidacja niemal wszystkich portali i forów poza wielkimi komercyjnymi projektami.